Dallas
-
-
-
-
Pokiwał głową, choć bez przesadnego smutku na twarzy. Może to dlatego, że obcował już ze śmiercią, tą zwykłą i gnijącą, chodzącą oraz łaknącą ludzkiego mięsa, na tyle długo, aby nie przejmować się stratą kolejnego kompana. Mogli też nie być mu zbyt bliscy. Albo podejrzewał, że robisz go w jajo.
-
– Mam opowiedzieć co się tam dokładnie stało?
-
- A czemu nie? Ciekawość mnie teraz zżera.
-
– Pojechaliśmy w szóstkę do miasteczka i nie zanosiło się na żadne kłopoty. Gdy przeszukaliśmy wszystkie budynki i już mieliśmy się zbierać do odjazdu, ale ktoś zaczął do nas napierdalać ze wzgórza. Schowaliśmy się w budynkach po dwie osoby i jak przyjechali, to wybiliśmy ich jak szczury. Myśleliśmy, że to koniec i po wyjściu z budynku zaczęli nas katować tym rozrzutnikiem min, więc znów pochowaliśmy się w budynkach i czekaliśmy. Nagle jeden z budynków się zwalił, w którym siedział ten z zegarkiem i dwóch innych dryblasów. Był ze mną jeszcze taki jeden, ale on wybiegł, zaczął odkopywać z gruzów te ciała, ale dostał kulkę. W taki sposób zostałem tylko ja i Jax. – przystopował na chwilę, aby się podrapać po karku. – Nie mogliśmy wyjść głównym wejściem, bo pełno bandytów na ulicy, więc wyszliśmy tylnymi drzwiami i po drodze zajebałem dwóch zjebów. Przeszliśmy przez kilka budynków i dostaliśmy się do takiego, z którego mieliśmy dobry widok na tych bandytów. Całe szczęście jeden z tych dwóch zjebów miał granat samoróbkę przy sobie, więc go rzuciłem w tłum. Tylko dwóch z tej grupki ocalało, ale pewnie są teraz pożerani przez trupy, bo zostali ciężko rani.
-
Całej historii wysłuchał z największą uwagą, ale pod koniec parsknął. Czyżby tak bardzo rozbawiła go wizja Bandytów pożeranych żywcem?
- A tamci to co? - zapytał w końcu, wskazując gdzieś za Ciebie. - Zmartwychwstali, co nie? -
Obejrzał się za siebie.
-
Zobaczyłeś dwóch kompanów ze swojej bandy, tego gburowatego dowódcę i tamtego typowego gringo, jak właśnie kierowali się do jednego z budynków na ranchu.
-
– Osz ja pierdolę… – nie dowierza temu, co teraz widzi. Zaczął jak najszybciej biec w kierunku dowódcy.
-
//Ja wciąż nie rozumiem, o co Ci chodzi, skoro przeżyliście całą czwórką, zginęło tylko dwóch mięśniaków, a z tamtą dwójką, którą teraz widzisz, rozmawiałeś po bitwie, zbierałeś sprzęt i nawet spieprzyliście tym samym samochodem.//
-
Ten post został usunięty!
-
//Myślę, że nikt by nie przeżył tego, jakby się budynek na niego zawalił i myślałem, że został tylko on i Jax, a ci co przyjechali wtedy to w ogóle kto inny. //
@Kubeł1001 napisał w Dallas:
Kuba1001
‐ A pomiędzy tym spuścimy im łomot. ‐ potwierdził osiłek.
Po kilku kolejnych salwach z miotacza min jeden ze stojących niedaleko budynków częściowo wybuchł, a Wy zauważyliście, że z gruzowiska wystaje ręka, na której nadgarstku znajduje się niewielki zegarek… Dopiero po chwili zdaliście sobie sprawę, że siedzicie tu tylko we trzech, a dowódcy, jego kompana obwieszonego bronią i drugiego kabana nie widać, więc wnioski nasunęły się same, zwłaszcza gdy przypomniałeś sobie, że właśnie ten ostatni nosił podobny zegarek… -
//Byłeś pewny śmierci tego z zegarkiem i tego drugiego, który mu pomógł, o tamtych nie pisałem, że byli martwi, mogłeś tak tylko przypuszczać. Napisałem nawet, że się do Was zbliżali po zakończeniu walki, więc uznajmy, że tego ostatniego postu nie było, napisz inny, a całą historię potraktujemy jako próbę nabrania kwatermistrza czy coś w tym guście.//
-
//kk, napiszę od nowa to, co się stało, ale dopiero wieczorem//
-
//Spoko, żaden problem.//
-
//Pasuje?//
– A myślałem, że się nabierzesz na śmierć tego dowódcy, ale najwidoczniej nie umiem dobrze kłamać. – uśmiechnął się i postukał palcami w zegarek. – Myślisz, że powinienem mu oddać ten zegarek czy go sobie zatrzymać?
-
- Trupowi się nie przyda, a on nie należy do materialistów. Jeśli coś nie jest zbyt cenne ani nie jest jakąś zajebistą bronią to zwykle panuje zasada, że jak znalazłeś, to Twoje.
-
– Pozwolę sobie i się ciebie o coś zapytam. Długo macie na pieńku z tymi bandytami?