Dallas
-
Obejrzał się za siebie.
-
Zobaczyłeś dwóch kompanów ze swojej bandy, tego gburowatego dowódcę i tamtego typowego gringo, jak właśnie kierowali się do jednego z budynków na ranchu.
-
– Osz ja pierdolę… – nie dowierza temu, co teraz widzi. Zaczął jak najszybciej biec w kierunku dowódcy.
-
//Ja wciąż nie rozumiem, o co Ci chodzi, skoro przeżyliście całą czwórką, zginęło tylko dwóch mięśniaków, a z tamtą dwójką, którą teraz widzisz, rozmawiałeś po bitwie, zbierałeś sprzęt i nawet spieprzyliście tym samym samochodem.//
-
Ten post został usunięty!
-
//Myślę, że nikt by nie przeżył tego, jakby się budynek na niego zawalił i myślałem, że został tylko on i Jax, a ci co przyjechali wtedy to w ogóle kto inny. //
@Kubeł1001 napisał w Dallas:
Kuba1001 ‐ A pomiędzy tym spuścimy im łomot. ‐ potwierdził osiłek.
Po kilku kolejnych salwach z miotacza min jeden ze stojących niedaleko budynków częściowo wybuchł, a Wy zauważyliście, że z gruzowiska wystaje ręka, na której nadgarstku znajduje się niewielki zegarek… Dopiero po chwili zdaliście sobie sprawę, że siedzicie tu tylko we trzech, a dowódcy, jego kompana obwieszonego bronią i drugiego kabana nie widać, więc wnioski nasunęły się same, zwłaszcza gdy przypomniałeś sobie, że właśnie ten ostatni nosił podobny zegarek… -
//Byłeś pewny śmierci tego z zegarkiem i tego drugiego, który mu pomógł, o tamtych nie pisałem, że byli martwi, mogłeś tak tylko przypuszczać. Napisałem nawet, że się do Was zbliżali po zakończeniu walki, więc uznajmy, że tego ostatniego postu nie było, napisz inny, a całą historię potraktujemy jako próbę nabrania kwatermistrza czy coś w tym guście.//
-
//kk, napiszę od nowa to, co się stało, ale dopiero wieczorem//
-
//Spoko, żaden problem.//
-
//Pasuje?//
– A myślałem, że się nabierzesz na śmierć tego dowódcy, ale najwidoczniej nie umiem dobrze kłamać. – uśmiechnął się i postukał palcami w zegarek. – Myślisz, że powinienem mu oddać ten zegarek czy go sobie zatrzymać?
-
- Trupowi się nie przyda, a on nie należy do materialistów. Jeśli coś nie jest zbyt cenne ani nie jest jakąś zajebistą bronią to zwykle panuje zasada, że jak znalazłeś, to Twoje.
-
– Pozwolę sobie i się ciebie o coś zapytam. Długo macie na pieńku z tymi bandytami?
-
- Nie wiem, chyba odkąd się tu pojawili. Ciężko nie mieć na pieńku z taką bandą degeneratów.
-
– Ciężko jest w ogóle z nikim nie mieć, a tym bardziej w takich czasach, gdzie trzeba być wilkiem, a nie owcą.
-
- Podobno gdzieś tacy są. Ale tutaj przeżyją tylko najsilniejsi, bo pomocy od tych ciuli, które siedzą na Grenlandii, ani widzu, ani słychu. Może kilka razy usłyszeliśmy jakieś odezwy w radiu, ale nimi nie da się nabić broni, napełnić brzucha czy baku samochodu ani opatrzyć ran. To tylko puste słowa.
-
– Więc to jednak prawda, że na Grenlandii ktoś siedzi? Myśleliśmy, że to kłamstwa są.
-
Zohan:
- No bo są. Znaczy się, oni mówią, że stamtąd zaczną wyzwalać Ziemię i pomagać ocalałym. A ja tej pomocy nie widzę. Jak na moje to pewnie poukrywali się tam sami ludzie z jakichś elit, sławy, naukowcy, politycy czy inni artyści, i siedzą tam, piją szampana i czekają, aż my, Zombie, Mutanty i kanalie w rodzaju Fanatyków albo Bandytów powybijają się nawzajem, żeby odbudować świat tak, jak to im będzie się podobać.
Antek:
Wraz ze swoją wesołą ekipą najemników trafiłeś do Dallas, miasta o złej sławie, pełnego szumowin i kanalii. A dokładniej to miasto było na horyzoncie, jeszcze tam nie trafiliście, bo dowódca chyba aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że możecie nie być tam mile widziani, toteż w obozie, jaki ustawiliście na jakiś czas, zaczęła zbierać się grupa zwiadowców.
- Nowy, weźmiesz swój samochód i kilku naszych chłopaków. Pojedziecie do miasta, zbadacie sytuacje i wrócicie przed kolacją, jasne? - poinstruował Cię jeden z oficerów, najwidoczniej nie chcieli ryzykować utraty czołgu lub innego pojazdu, gdyby wysłali go tam na zwiad. -
- Yes, sir! - odpowiedział do oficera i zaczął szukać ochotników na wycieczkę krajoznawczą po Dallas.
-
Nie czekałeś długo, zawsze znajdą się tacy rządni wrażeń lub pragnący pierwsi zgarnąć co lepsze łupy. Uzbierałeś łącznie pięciu, w sam raz, bo więcej do samochodu się raczej nie zmieści: Jeden obok Ciebie, w szoferce, a pozostali na pace pickupa.
-
- Plan jest taki: Jedziemy do miasta, by dokonać zwiadu i ogarnąć, co się dzieje. Wracamy przed kolacją, zgodnie z poleceniem dowództwa. - powiedział, by chwilę później odpalić silnik i ruszyć do Dallas.