Dallas
-
- Trupowi się nie przyda, a on nie należy do materialistów. Jeśli coś nie jest zbyt cenne ani nie jest jakąś zajebistą bronią to zwykle panuje zasada, że jak znalazłeś, to Twoje.
-
– Pozwolę sobie i się ciebie o coś zapytam. Długo macie na pieńku z tymi bandytami?
-
- Nie wiem, chyba odkąd się tu pojawili. Ciężko nie mieć na pieńku z taką bandą degeneratów.
-
– Ciężko jest w ogóle z nikim nie mieć, a tym bardziej w takich czasach, gdzie trzeba być wilkiem, a nie owcą.
-
- Podobno gdzieś tacy są. Ale tutaj przeżyją tylko najsilniejsi, bo pomocy od tych ciuli, które siedzą na Grenlandii, ani widzu, ani słychu. Może kilka razy usłyszeliśmy jakieś odezwy w radiu, ale nimi nie da się nabić broni, napełnić brzucha czy baku samochodu ani opatrzyć ran. To tylko puste słowa.
-
– Więc to jednak prawda, że na Grenlandii ktoś siedzi? Myśleliśmy, że to kłamstwa są.
-
Zohan:
- No bo są. Znaczy się, oni mówią, że stamtąd zaczną wyzwalać Ziemię i pomagać ocalałym. A ja tej pomocy nie widzę. Jak na moje to pewnie poukrywali się tam sami ludzie z jakichś elit, sławy, naukowcy, politycy czy inni artyści, i siedzą tam, piją szampana i czekają, aż my, Zombie, Mutanty i kanalie w rodzaju Fanatyków albo Bandytów powybijają się nawzajem, żeby odbudować świat tak, jak to im będzie się podobać.
Antek:
Wraz ze swoją wesołą ekipą najemników trafiłeś do Dallas, miasta o złej sławie, pełnego szumowin i kanalii. A dokładniej to miasto było na horyzoncie, jeszcze tam nie trafiliście, bo dowódca chyba aż za dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że możecie nie być tam mile widziani, toteż w obozie, jaki ustawiliście na jakiś czas, zaczęła zbierać się grupa zwiadowców.
- Nowy, weźmiesz swój samochód i kilku naszych chłopaków. Pojedziecie do miasta, zbadacie sytuacje i wrócicie przed kolacją, jasne? - poinstruował Cię jeden z oficerów, najwidoczniej nie chcieli ryzykować utraty czołgu lub innego pojazdu, gdyby wysłali go tam na zwiad. -
- Yes, sir! - odpowiedział do oficera i zaczął szukać ochotników na wycieczkę krajoznawczą po Dallas.
-
Nie czekałeś długo, zawsze znajdą się tacy rządni wrażeń lub pragnący pierwsi zgarnąć co lepsze łupy. Uzbierałeś łącznie pięciu, w sam raz, bo więcej do samochodu się raczej nie zmieści: Jeden obok Ciebie, w szoferce, a pozostali na pace pickupa.
-
- Plan jest taki: Jedziemy do miasta, by dokonać zwiadu i ogarnąć, co się dzieje. Wracamy przed kolacją, zgodnie z poleceniem dowództwa. - powiedział, by chwilę później odpalić silnik i ruszyć do Dallas.
-
– Prędzej wyzdychają ze starości niż ten świat się naprawi. Idę pogadać z moim dowódcą i znaleźć sobie coś do roboty. – ruszył do domku, do którego wszedł jego dowódca.
-
Antek:
Żaden ze starszych stażem najemników nie skomentował Twojego planu, większość jedynie parsknęła pod nosem, sytuacja, w której jakiś cywil i gołowąs mówił im, co mają robić, była zapewne dość kuriozalna, ale nie spierali się i zajęli miejsca, więc mogłeś ruszyć. Droga była dość spokojna, gdzieniegdzie widzieliście pojedyncze Zombie na poboczach, na których najemnicy nawet nie marnowali amunicji. Teraz znaleźliście się na przedmieściach miasta.
Zohan:
Kwatermistrz pożegnał Cię i wrócił do swoich zajęć, Ty zaś znalazłeś się na miejscu, w przedpokoju typowego domu na ranchu, z wieszakami, szafkami na buty i tym podobnymi meblami czy sprzętami, którym możesz ruszyć do kolejnych pomieszczeń. -
Zaczął jechać wolniej i obserwował, co się dzieje na przedmieściach. Wóz zaparkuje się później, jeśli przyjdzie czas na zwiedzanie centrum.
-
O ile w ogóle dojedziecie do tego centrum. W tak dużym mieście po prostu nie może brakować Zombie, Bandytów i innych kreatur, które będą utrudniać Wam robotę, a które zwabić może choćby odgłos zapuszczanego powoli silnika samochodu…
-
Trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby bezpiecznie zaparkować swojego pickupa. W takim mieście lepiej jednak będzie poruszać się na piechotę, niż zwabiać zombie i inne zwyrodnialstwa odgłosami silnika.
-
Zapukał kilka razy w ścianę, aby dać znać, że ktoś jest w domu.
-
Zohan:
Żadnej reakcji, a ewidentnie ktoś jest w środku, więc chyba możesz iść spokojnie dalej, nie zanosi się, żeby próbowali odstrzelić Ci łeb w najbliższych drzwiach.
Antek:
Dobry plan. Wciąż znajdowaliście się na przedmieściach, pełno było tu domków jednorodzinnych, a wiele z nich miało garaże obok, a spośród nich kilka nie było zniszczonych w żaden widoczny z zewnątrz sposób. -
Zatrzymał się i sprawdził pierwszy lepszy garaż, czy nie jest zamknięty. Jeśli był, to trzeba będzie wejść do środka domu i otworzyć garaż od wewnątrz.
-
Był zamknięty, tak jak cały dom. Najemnicy obecnie rozważali, czy opłaca im się w ogóle tracić czas na próbach sforsowania go, zwłaszcza, że ktoś może być w środku. Chociaż, to zawsze obietnica dodatkowych łupów…
-
Spróbował więc wyważyć drzwi za pomocą kopnięcia. Amunicja do strzelby jeszcze się przyda, a poza tym strzelenie z niej w zawiasy przyciągnie truposze lub bandytów.