Dallas
-
- Plan jest taki: Jedziemy do miasta, by dokonać zwiadu i ogarnąć, co się dzieje. Wracamy przed kolacją, zgodnie z poleceniem dowództwa. - powiedział, by chwilę później odpalić silnik i ruszyć do Dallas.
-
– Prędzej wyzdychają ze starości niż ten świat się naprawi. Idę pogadać z moim dowódcą i znaleźć sobie coś do roboty. – ruszył do domku, do którego wszedł jego dowódca.
-
Antek:
Żaden ze starszych stażem najemników nie skomentował Twojego planu, większość jedynie parsknęła pod nosem, sytuacja, w której jakiś cywil i gołowąs mówił im, co mają robić, była zapewne dość kuriozalna, ale nie spierali się i zajęli miejsca, więc mogłeś ruszyć. Droga była dość spokojna, gdzieniegdzie widzieliście pojedyncze Zombie na poboczach, na których najemnicy nawet nie marnowali amunicji. Teraz znaleźliście się na przedmieściach miasta.
Zohan:
Kwatermistrz pożegnał Cię i wrócił do swoich zajęć, Ty zaś znalazłeś się na miejscu, w przedpokoju typowego domu na ranchu, z wieszakami, szafkami na buty i tym podobnymi meblami czy sprzętami, którym możesz ruszyć do kolejnych pomieszczeń. -
Zaczął jechać wolniej i obserwował, co się dzieje na przedmieściach. Wóz zaparkuje się później, jeśli przyjdzie czas na zwiedzanie centrum.
-
O ile w ogóle dojedziecie do tego centrum. W tak dużym mieście po prostu nie może brakować Zombie, Bandytów i innych kreatur, które będą utrudniać Wam robotę, a które zwabić może choćby odgłos zapuszczanego powoli silnika samochodu…
-
Trzeba będzie znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby bezpiecznie zaparkować swojego pickupa. W takim mieście lepiej jednak będzie poruszać się na piechotę, niż zwabiać zombie i inne zwyrodnialstwa odgłosami silnika.
-
Zapukał kilka razy w ścianę, aby dać znać, że ktoś jest w domu.
-
Zohan:
Żadnej reakcji, a ewidentnie ktoś jest w środku, więc chyba możesz iść spokojnie dalej, nie zanosi się, żeby próbowali odstrzelić Ci łeb w najbliższych drzwiach.
Antek:
Dobry plan. Wciąż znajdowaliście się na przedmieściach, pełno było tu domków jednorodzinnych, a wiele z nich miało garaże obok, a spośród nich kilka nie było zniszczonych w żaden widoczny z zewnątrz sposób. -
Zatrzymał się i sprawdził pierwszy lepszy garaż, czy nie jest zamknięty. Jeśli był, to trzeba będzie wejść do środka domu i otworzyć garaż od wewnątrz.
-
Był zamknięty, tak jak cały dom. Najemnicy obecnie rozważali, czy opłaca im się w ogóle tracić czas na próbach sforsowania go, zwłaszcza, że ktoś może być w środku. Chociaż, to zawsze obietnica dodatkowych łupów…
-
Spróbował więc wyważyć drzwi za pomocą kopnięcia. Amunicja do strzelby jeszcze się przyda, a poza tym strzelenie z niej w zawiasy przyciągnie truposze lub bandytów.
-
No to szedł spokojnie.
-
Zohan:
Prędzej czy później trafisz na ścianę i koniec korytarza, kiedyś jednak będzie trzeba skręcić w któreś z bocznych drzwi.
Antek:
Walenie w metalowe drzwi nogą okazało się świetnym pomysłem. Na szczęście nie skręciłeś kostki czy nie uszkodziłeś nogi w inny sposób, bo wtedy najemnicy mieliby powód, aby Cię tu porzucić. Zwabiłeś w ten sposób również kilka Zombie z okolicy, a w międzyczasie jeden z towarzyszących Ci mężczyzn zaczął kląć jak najęty i z pomocą kompana spróbował wyważyć drzwi od domu, aby tamtędy wejść do garażu. -
Wyciągnął swój pistolet i strzelił trzy razy w kierunku truposzy.
-
Skręcił w jakieś drzwi, zza których mógłby dochodzić jakiś dźwięk.
-
Antek:
Wspólnie z pozostałymi najemnikami pozabijałeś wszystkie, nie było to trudne, ale gorzej, że mogło to zwabić tu kolejne tabuny Żywych Trupów lub coś gorszego… Albo kogoś. Niemniej, trzech najemników wkroczyło do środka domu, polecając Tobie i reszcie zostać na zewnątrz, pilnować wozu i mieć oko na okolicę.
Zohan:
Trafiłeś na kuchnię, w pełni wyposażoną i czystą, gdzie zastałeś kobietę, chyba już po sześćdziesiątce, a może i starszą, która krzątała się przy wielkim garze, z którego dochodził smakowity zapach pomidorów, kiełbasy, mielonego mięsa i cebuli. -
Został na zewnątrz i obserwował, czy coś nie idzie w ich kierunku.
-
//minuta przed odpisem uff//
– Dzień dobry, znajdę tutaj em… – nawet nie poznał jego imienia. – Mojego szefa…?
-
Zohan:
//Odpis dla Antka miałem gotowy kilka minut przed dodaniem Twojego, ale widziałem, że odpisujesz w innych tematach, więc zwyczajnie zaczekałem.//
Nie przerwała gotowania, nucąc coś pod nosem, ale uśmiechnęła się do Ciebie jakbyś był jej ulubionym wnukiem i wskazała Ci drzwi naprzeciwko tych prowadzących do kuchni.
Antek:
Nie, a przynajmniej nie teraz. Po chwili najemnicy zdołali dostać się do garażu i otworzyć go od wewnątrz, o czym świadczyły podnoszące się z trzaskiem drzwi. -
Wszedł do pickupa i zaczął nim cofać w stronę garażu, żeby zaparkować.