Dallas
- 
- Powiem o tym mojemu ojcu. Nie brzmi to jakoś bardzo groźnie, ale na pewno dziwnie i lepiej będzie zbadać tę sprawę. A jeśli ten ktoś rzeczywiście mógł nam zagrozić, a Ty sprawiłeś, że mu się nie udało, to jestem pewna, że nagroda Cię nie minie. 
- 
— Na żadną nagrodę nie liczę, jeżeli będzie o to podejrzewać ludzi, których wpuściłem. 
- 
- Tak też może być. A teraz możemy zmienić temat i się przejść? 
- 
— Nie powinniśmy kogoś o tym teraz zawiadomić, że ktoś próbował coś zrobić przy ogrodzeniu? 
- 
- Po drodze spotkamy strażników, którym możesz to powiedzieć. 
- 
Przytaknął i powoli ruszył. 
 — Więc o czym chcesz teraz pogadać? — zapytał.
- 
- Może jakieś ciekawsze przygody…? Albo nie: Jak najwięcej o świecie poza ranchem. Wiem wiele, ale ojciec nie pozwala mi stąd wychodzić, chciałbym dowiedzieć się czegoś o dalszej i bliższej okolicy. 
- 
— No są zombie, każdy jest do siebie wrogo nastawiony… Co tu więcej mówić? Wiem, że w Dallas powstały jakieś bezpieczne strefy i stacjonowało tam wojsko, ale wszystko padło po kilku miesiącach, a teraz jest tam pełno bandytów i tego, co chodzi i kąsa. 
- 
- Niewesoło. - przyznała, a choć pewnie chciała powiedzieć coś więcej lub o coś zapytać, to powstrzymała się, bo z naprzeciwka szedł ku Wam jeden z patrolujących teren strażników, któremu mogłeś zameldować o tej dziwnej sytuacji. 
- 
Zaczepił strażników, gdy Ci byli obok i powiedział: 
 — Miejcie się na baczności i najlepiej zgłoście komuś wyżej, że ktoś próbował coś zrobić przy płocie, a jak go zobaczyłem, to uciekł.
- 
Był tylko jeden i pytająco uniósł brew, ale spojrzał, kto Ci towarzyszy, a gdy kobieta skinęła głową, i on powtórzył gest, patrząc na Ciebie. 
 - Da się zrobić. - odparł i ruszył w kierunku zabudowy.
- 
Poczekał, aż strażnik odejdzie na tyle daleko, by nie mógł słyszeć rozmów między nim a… no właśnie, nią. 
 — Trochę sobie porozmawialiśmy już, a ja dalej nie znam twojego imienia.
- 
- Alice. - odparła z uśmiechem. - Myślałam, że nigdy nie zapytasz. 
- 
— Thomas, ale wołali na mnie też Mały Tommy, nie wiedząc czemu. Nie było wcześniej okazji, aby zapytać, a nie chciałem tak w środku zdania się wcinać i dopytywać się o imię. Nie jestem taki jak Jax. 
- 
- I może to źle? Zdaje się, że on ma więcej wielbicielek na ranchu. 
- 
— I będzie mieć więcej na głowie, jeżeli jednej z nich urośnie brzuch. Albo kilku, bo z nim to nigdy nic nie wiadomo. 
- 
- Wtedy ojciec już mu nie pozwoli odejść, chyba że zabierze kobietę i dziecko ze sobą… A na to też by się pewnie nie zgodził, im nas więcej, tym lepiej, choć nie przyjmuje wszystkich z otwartymi rękoma. 
- 
— A jak ucieknie? Prowadzić samochód potrafi, a wysyłanie kilku ludzi w gonitwę za nim wydaję mi się głupie. 
- 
- Najpierw musiałby opuścić rancho. - odparła krótko, a że nie dodała nic więcej, to sam domyśliłeś się, że może to być o wiele bardziej problematyczne, niż się wydaje. 
- 
— No to będę musiał wybić z głowy latanie za dziewczynami. Niech się przyda na coś. Może rąbać drewno, rozwozić lemoniadę, a zabawiać się może z kozami, jeżeli takie macie. 
 

