Dallas
-
//Wolałbym, żebyś jednak najpierw ruszył w jakimkolwiek kierunku i rzeczywiście zobaczył atakujących, bo z tego miejsca, gdzie stoi twoja postać, nikogo nie widać, on słyszy tylko krzyki i strzały.//
-
//Zmieniłem poprzedni post, chyba gut jest.//
-
Trup ścielił się gęsto w pobliżu bramy, z tego, co widziałeś, to żaden ze strażników, którzy normalnie pełnili tam wartę, nie przeżył. Wśród atakujących zaś przeważały Bestie, jednak ci tutaj byli lepiej uzbrojeni, mieli już jakąś broń palną, co prawda głównie pistolety maszynowe, które sami wytworzyli lub od kogoś kupili, pistolety, rewolwery i stare karabiny czterotaktowe lub dwutaktowe, ale nie brakowało wśród nich wojowników z łukami, kuszami i rozmaitą bronią białą, było też wielu spośród nich, którzy zamiast broni trzymali solidne tarcze w kształcie prostokąta, z drewna obitego grubo metalem, którzy osłaniali swoich kompanów. Biorąc pod uwagę to, jak łatwo strażnicy odpierali normalnie ataki Zombie, zagadką było dla ciebie, jakim cudem teraz tym udało się tak łatwo sforsować bramę.
-
Raczej nie będzie to zagadką… Psia mać, przecież za to wszystko może odpowiadać osoba, która próbowała coś zmajstrować przy ogrodzeniu tamtej nocy. Nie będzie teraz rozmyślać o tym, kto za to odpowiada i jak Bestię się tutaj dostały, teraz musi odeprzeć ich atak. Na razie jest “spokojnie”, ale gdy zrobi się już naprawdę źle, będzie musiał spierdalać. Obrzyn w łapę i celował oraz strzelał w przeciwników, które były najbliżej niego.
-
Byli zbyt daleko, abyś mógł osiągnąć przy strzale coś więcej niż zmarnowanie amunicji. Musieli podejść bliżej lub to ty powinieneś się do nich zbliżyć, co jednak w obecnej sytuacji, przy ich liczebnej przewadze i braku osłony, nie było najlepszym pomysłem.
-
Więc musi czekać, jeżeli chce teraz tutaj siedzieć i odpierać atak. Na pewno nie wyjdzie i nie będzie teraz ryzykować oberwaniem ołowiem w brzuch, więc poczeka, aż któryś się zbliży.
-
- Spadamy? - rzucił ci Jax, stukając cię w ramię, gdy w końcu cię dogonił. - Czy masz jakiś genialny plan jak to wszystko ocalić?
-
Rozejrzał się jeszcze, aby sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje pomocy i czy w ogóle są podejmowane jakiekolwiek działania, które mają na celu zatrzymania tych debili.
-
No cóż, strzelali do nich, ale nie było ich wielu i ostrzał był raczej chaotyczny, naprawdę wzięli ich z zaskoczenia, przez co obrona jeszcze nie okrzepła. Najgorzej, że Bestie rozbiegły się po terenie rancha, choć najwięcej zostało ich przy bramie. Niegłupie, bo to jedyna pewna droga ucieczki, więc chcą ją utrzymać.
-
No to chuj strzelił. Jeżeli ta brama jest jedyną drogą ucieczki, to kiepsko to wygląda.
— A znasz jakąś inną drogę ucieczki? Bo jeżeli chcesz spierdalać przez tę bramę, to chuj mi w dupę i krzyż na plecy. Musimy się jakoś zorganizować albo schować się gdzieś i przeczekać to. Innej opcji nie widzę. -
- No to do domu, nie? - zapytał, wskazując na największy budynek na ranchu, w którym jedliście posiłki. Bliżej jest do waszych baraków, ale te przypominają bardziej pułapkę niż schronienie.
-
— Ty biegniesz pierwszy, ja cię osłaniam. Zgoda?
-
- Jak dobiegnę to będę cię kryć. - odparł i poczekał chwilę, po czym puścił się biegiem. Szczęśliwie dotarł do drzwi bez żadnego draśnięcia, więc od razu wycelował swoją broń w tłum Bestii, pokazując ci uniesiony w górę kciuk na znak, że możesz biec.
-
Więc wystartował i biegł tyle na tyle, ile miał sił w nogach.
-
Szczęśliwie tamci zorientowali się o twoim manewrze dopiero wtedy, kiedy byłeś już niemalże za osłoną, więc nie byli w stanie zrobić ci krzywdy, chociaż faktem jest, że próbowali.
- Dobra, to co teraz? -
Nie odpowiedział mu wcale, a pierwsze co zrobił, to przeszperał w dom w poszukiwaniu kogoś. Ten dom to jest chyba właściciela farmy, no nie? Jeżeli znajdzie jego córkę albo jego samego, to będzie lepiej.
-
Zastałeś tu więcej ludzi, niż się spodziewałeś. Dzieci zgromadzono w jednym pomieszczeniu, gdzie starały się wzajemnie uspokoić i nie przeszkadzać reszcie. Kobiety zajmowały się rannymi, a tych nie brakowało, rozłożono ich na stołach, kanapach, łóżkach i innych nadających się do tego meblach. Mężczyzn widziałeś kilku, nie licząc rannych, pilnujących wejścia. O mało was nie postrzelili, ale widocznie ulżyło im, że to wy. Innych nie widziałeś, kowboja i jego córki też tu nie było.
-
Teraz to raczej mu się nie uda dobiec do któregoś z samochodów i stąd spierdolić. Za duże ryzyko, a jakakolwiek rana i bycie poza ranczem oznacza prawdopodobnie śmierć.
— Jax, siedzimy tu póki co. Nie zdołamy dobiec do samochodów. -
- Zajebiście. - mruknął. - Po prostu zajebiście. Wiedziałem, że to się tak skończy! Znowu wpakowałeś nas w jakieś gówno! I wiesz co? Teraz się już z tego nie wywiniemy!
Nie żeby miał rację, bo ciężko wam było przewidzieć tę sytuację, zwłaszcza, że jeszcze niedawno nawet nie słyszeliście o czymś takim, jak Bestie. Cóż, chłopak musi się wyżyć, a lepiej tak, niż jakby miał zrobić coś głupiego. -
— A ile ty masz, kurwa, lat, że ja muszę za ciebie podejmować decyzje? Masz język, więc mów, co ci nie pasuje albo czego nie chcesz, do cholery! Cały czas robiłem wszystko, abyśmy nie zdechli gdzieś na drodze, żebyśmy nie spali, kurwa, w samochodzie, a ty teraz mnie obwiniasz o to, że jakieś pokurwieńce zaatakowały ranczo?! No kurwa, no ja pierdolę.