Pustynia Śmierci
-
Drabinka prowadziła zaskakująco głęboko. Na dole czekał Cię oświetlony pochodniami tunel, zdecydowanie dość upiorne miejsce, ale nic Ci tu nie groziło, przynajmniej w teorii. Za Tobą ciągnął się tylko kilka metrów i kończył się, więc musiałeś iść naprzód. Najwidoczniej uznano, że ostrożność na powierzchni jest potrzebna, ale tu nie, i tamte zabezpieczania wystarczą. Dlatego od razu wszedłeś do pomieszczenia, którego muzykę, gwar rozmów i jakieś okrzyki słyszałeś już z daleka.
Mogłeś tylko zgadywać, czym było to miejsce i czy było legalne (czyli zgodne z wolą właściciela Gniazda Tułacza lub czy o nim wiedział). Początkowo myślałeś, że to bar, ale okazało się, że długi kontuar, szafka pełna alkoholi oraz liczne stoliki zastawione krzesłami, tak zwykłe, jak i wydzielone do gier hazardowych, były tylko wierzchołkiem góry lodowej. Dalej dostrzegłeś otoczone metalowymi barierkami, dość duże i zapewne głębokie, dziury w ziemi, wokół których tłoczyli się goście, co chwila coś pokrzykując. Zapewne urządzano tam jakieś walki, na których można było wygrać lub przegrać niemałą fortunę, ale pewności nie miałeś. Pomiędzy tym wszystkim kręciły się całkiem ładne, a przy tym bardzo skąpo odziane, kelnerki, a cały ten podziemny przybytek zdawał się ciągnąć jeszcze dalej, oferując kolejne rozrywki. -
“Kasyno?” pomyślał Dice. “Nieźle się tu urządzili. Tylko gdzie ja mam iść?”
Podrapał się po czuprynie i podszedł do kontuaru. -
Stał za nim rzecz jasna barman, ale o wiele młodszy, niż Twój znajomy piastujący to stanowisko w barze na powierzchni, miał może dwadzieścia lat, fryzurę na jeża, opaloną skórę i skórzaną kurtkę.
- Co podać? - zagadnął, gdy tylko podszedłeś do lady. -
— Nie wiem, pierwszy raz tu jestem. Może masz rację, że jest tu spokój i śmierdziele nie robią problemów. Ja się przyzwyczaiłem do szlajania się po mieście, spania w kontenerach na śmieci i brudzenia sobie łap we flakach i gównie. Murzyn i Rick wstali?
-
— Eee… — Dice rozejrzał się na boki. — Ja tu nie po to. Wiesz, gość z góry mnie tu przysłał, bo miałem tu dostać jakąś robotę, coś z dźwiganiem.
-
Zohan:
- Może wyszli jak sprzątałem w piwnicy albo na zapleczu. - odparł, wzruszając ramionami. - Tak to ich nie widziałem, ale nie zdziwię się, jak kręcą się gdzieś po Gnieździe, może poszli nawet do szefa?
Radio:
Pokiwał głową.
- Roboli nigdy za wiele. Wtajemniczyć Cię trochę w zadanie czy od razu skierować na miejsce? -
— Szefa? Żebym jeszcze wiedział, kto nim jest lub kto to ten cały szefuncio.
-
- Kiedyś tu był motel, stacja benzynowa, restauracja i sklep. Szła tędy nawet jedna krajowa droga. Ale jak zaczęła się apokalipsa to szef, jego siostra, matka i ojciec, który był właścicielem biznesu, zabrali, co się dało, i zwiali. A jakieś półtora roku temu on wrócił, chociaż już bez rodziny, ale z bandą swoich kumpli. Odstrzelili Zombie, jak bandyci z okolicy próbowali wymusić na nich haracz za ochronę to ich też posłali do piekła, a potem zabrali się za budowę umocnień, odrestaurowanie wszystkiego i wieść poszła, że Gniazdo Tułacza, bo tak je nazwał, żyje. No i odtąd zaczęliśmy zarabiać i być stałym przystankiem dla każdego, kto z jakichś przyczyn podróżuje przez Pustynię Śmierci.
-
— Wolę wiedzieć, w co idę. Wtajemniczaj.
-
- Gniazdo Tułacza ma renomę. To porządny interes. Ale porządne interesy nie zawsze dają porządne zyski. Na tyłach całego kompleksu jest pusta hala, cały czas pilnowana przez ludzi szefa. Tam wjeżdżają, często w nocy, kupcy, handlarze i inni tacy, ukrytym wejściem dostają się do podziemi. Ty wlazłeś innym, dla obsługi, gości i pracowników. Tutaj znajdziesz wszystko, czego nie znajdziesz na górze: Prochy, niewolników, prostytutki, areny do walk dzikich zwierząt, Mutantów, Zombie i ludzi, nielegalną broń i masę innych rzeczy.
-
— Czyli musicie mieć dużo gnatów i amunicji, skoro jeszcze nikt nie zajął tego miejsca. Próbował ktoś w ogóle wpierdolić wam się tutaj z butami po tych typach, co próbowali wymusić haracz?
-
- Dopóki ich głowy wisiały nabite na pale przed wejściem to nie, ale w końcu ptaszyska je rozdziobały. Póki tam były, skutecznie odstraszały, ale bez tego też sobie poradzimy, w okolicy nie ma żadnych gangów na tyle silnych, aby mogły zdobyć Gniazdo Tułacza w bitwie, a na podstęp są za głupi. I przeważnie strzelają do siebie nawzajem albo Zombie i Mutantów, więc generalnie mamy z nimi spokój.
-
Dice spojrzał na barmana i z wolna pokiwał głową.
— No tak, w sumie domyślałem się, że gdzieś to musi być, ale powiedz mi brachu jak to się ma do mojej roboty? -
- No sam mówiłeś, że robisz tu za frajera. To będziesz taszczyć całe te dobra z pojazdów do magazynów i tak dalej. Chyba że znasz się na czymś innym.
-
— Czyli do starości się do żyje, jeżeli czarnuch się postara. Na razie jestem z tymi dwoma i wybieramy się do Las Vegas, ale może kiedyś tu wrócę, jeżeli będę żyć. Chuj wie, może tu zostanę, jeżeli mi się spodoba. — zbliżył się do barmana. — Tak między nami, wiesz czym się oni zajmują?
-
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem w sumie, ile mogę Ci powiedzieć… Ale może sam do tego dojdziesz. Jak myślisz, co dzieje się teraz w Vegas i po co tam idziecie? -
— Gram na basie. — Odpowiedział. — Ale to się wam raczej nie przyda.
-
— Jak kasyna to jest tam wszystko, co jest nielegalne. Przynajmniej to, co było nielegalne, dopóki trupy nie zaczęły wpierdalać ludziny.
-
Radio:
- Nawet jeśli, to pewnie ten stary pryk z baru na górze chciałby cię tam mieć. Albo już ma, nie?
Zohan:
- No mniej więcej, bo ostatnio powoli się to reaktywuje, choć w okolicy wciąż pełno gangów i truposzy. Ale czuję, że jeszcze zanim wyciągnę kopyta to miasto będzie prawie takie, jak przed apokalipsą. A i nam się to opłaci, bo więcej osób będzie robić tu zapasy na drogę lub odpoczywać. -
— Yep. — Pokiwał głową. — Już ma, chociaż nie wiem czy nie wyrzuci mnie na zbity pysk, jak zobaczy, że potłukłem mu piwniczkę z alkoholami, he… — Zarechotał ponuro Dice, wiedząc, że Hugh nie będzie w siódmym niebie jak dowie się o losie trunków.