Pustynia Śmierci
- 
— Jak jest teraz w Las Vegas? Barman coś mi tam szepnął, ale nie za dużo. Znajdzie się robota na ex-dilera dragami, który wymachuje tomahawkiem? 
- 
- Jak pamiętasz jeszcze coś ze starej fuchy to na pewno, może nawet ktoś cię tam zatrudni, ale już nie będziesz musiał się kryć po zaułkach i podwórkach, żeby coś sprzedać. A jak nie, to każdego, kto wywija jakąkolwiek bronią, też wezmą, Zombie i Mutanty to ciągle problem, nie mówiąc już o wojnach gangów. 
- 
— Przejdę się z wami do tego miasta kasyn, a jak mi się nie spodoba i nie znajdę jakieś fuchy, to wrócę tutaj. Gdzie teraz idziesz? 
- 
— Eh… Do wieczora muszę się zmyć, potrzebują mnie na górze. — Podrapał się po czuprynie. — A płatność… Za co kupię alkohol u was w barze? — Ruchem dłoni wskazał kierunek, w jakim znajdował się bar. 
- 
Zohan: 
 - I tak nie mam nic do roboty, więc pałętam się między stoiskami. Czasem można trafić tu naprawdę ciekawe rzeczy, o ile wiesz, czego szukać w tym chłamie.
 Radio:
 - Możemy zapłacić po prostu alkoholem. - odparł mężczyzna, upraszczając sprawę i obchodząc problem. - Chyba że to ci nie odpowiada.
- 
— A ten… Rick? Gdzie go wcieło? 
- 
Wzruszył ramionami. 
 - Załatwia swoje sprawy. - odrzekł, ty nie byłeś zaś pewien czy w ten sposób cię zbywa, czy rzeczywiście nawet on tego nie wie.
- 
— A ty teraz gdzie leziesz? 
- 
- Mówiłem, że nie mam nic do roboty, więc chodzę to tu, to tam, szukając czegoś ciekawego. Lepsze to niż siedzieć w motelu i słuchać ględzenia starego albo dostać odcisków na dupie od leżenia w łóżku. 
- 
//Możesz powoli ruszyć akcję.// — Stary jeszcze bardziej by pierdolił, bo ten jego grajek mu rozpieprzył butelki z alkoholem. 
- 
//Nie masz już zamiaru łazić po straganach czy ogółem Gnieździe Tułacza?// 
- 
//Nie zamierzam niczego kupić i samo łażenie jest nudne.// 
- 
//Ale pozwala spotkać kilku NPC i ewentualnie mieć wzgląd w przyszłą fabułę, ale to już jak chcesz.// 
 Czarny parsknął śmiechem.
 - Jak go znam, to nie da tamtemu żyć i rozjebie mu łeb jego własną gitarą. No, ale to nie nasza sprawa. Byłeś w ogóle na dole?
- 
— Pewnie, że odpowiada! Może być w alkoholu. — Odpowiedział żywo. 
- 
- Coś konkretnego? Mówiłeś, że nie masz wiele czasu, a powinieneś mieć na uwadze, że przez tych kilka godzin zarobisz kilka butelek szczyn lub jedną czegoś lepszego. 
- 
//Aaaa… No to poznam.// — Byłem tam, gdzie płakał nad rozbitymi butelkami, czyli w piwnicy. Znasz tu jakieś ciekawe miejsca, oprócz tego baru? 
- 
- Nie. - odparł szybko, ale po chwili uśmiechnął się chytrze. - Nie tu. Ale pod nami - już tak. 
- 
— Czyli mówisz mi teraz, że pod moimi stopami, pod moją dupą jest coś ciekawego? 
- 
- Jakby drugie Gniazdo. Mniej legalne. Szef tego na powierzchni niby nic nie wie, a tak naprawdę doskonale wszystko wie. Po prostu to miejsce ma reputację i nie robi się tu nic nielegalnego. A przynajmniej nic bardzo nielegalnego. Tam już nie ma takich problemów, o ile tamci nic nie odkurwiają, ludzie szefa mają na nich oko, a do jego kieszeni leci zawsze odpowiednia działka. 
- 
— Czyli… Szef wie, że pod jego stopami jest coś “nielegalnego”, ale ma to w dupie, dopóki nic się tam nie odkurwia? Pewnie nie każdy może tam wejść, co nie? 
 


