Pustynia Śmierci
-
— Czyli… Szef wie, że pod jego stopami jest coś “nielegalnego”, ale ma to w dupie, dopóki nic się tam nie odkurwia? Pewnie nie każdy może tam wejść, co nie?
-
—Cholera, teraz musiałbym szefowi przynieść jakąś perełkę… Wiem! — Pstryknął palcami. — Macie Haku? Chyba tak to się nazywało.
-
Zohan:
- Jedne grupy robią interesy tutaj, drugie na dole. Ma to sens, bo w ten sposób wszyscy robią dobre interesy, zamiast strzelaniny, co wszystkim pasuje. Ale ty jesteś czysty, więc równie dobrze możesz być tak tu, jak i tam.
Radio:
- Niezbyt wiem, o co chodzi, a uwierz, że wiedzę o trunkach mam dość bogatą. Bogatszą nawet od lokalnych zapasów alkoholi. -
— A ty możesz być tam?
-
- Po tym jak przeruchałem im połowę kelnerek? Prędzej odstrzelą mi jaja niż wpuszczą do środka. Ale mogę cię zaprowadzić.
-
-- Japońska wódka, robili to z ryżu. Ryżu! Egzotyczne, ale nie wiem, czy się odpłacę czymś innym niż takim cudem.
//
https://sklep-domwhisky.pl/product-pol-18462-Wodka-Haku-Vodka-100-Japanese-Rice-40-0-7l.html -
//Autentycznie nie wiedziałem, że jest coś takiego, i myślałem, że celowo tak napisałeś, bo twoja postać nie zna się na tym do końca, a tu proszę. Człowiek uczy się całe życie.//
- Chyba chodzi ci o sake. A przynajmniej to jedyny alkohol z ryżu, jaki możemy ci sprzedać. Nie mam go wiele, dam ćwierćlitrową butelkę. Wiem, że niewiele, ale długo też nie popracujesz, a jakbyś wybrał coś bardziej pospolitego, to byłoby tego więcej. -
— Dobrze chociaż, że tego barmana nie wyruchałeś. Zaprowadź mnie tam na dół.
-
Przejście było ukryte na tyle, że władze Gniazda nie mogły się zbytnio o nie czepiać, że jest na widoku, ale jednocześnie na tyle, żeby nie pchał się tam każdy zainteresowany cieć. Trafiłeś do przejścia w kontenerze, pilnowanego przez jednego mężczyznę z obrzynem. Trzeba było wejść do środka, a później drabiną przez klapę w podłodze na dół. Dalej twój kompan nie mógł ci towarzyszyć, ale raczej ciężko będzie ci się zgubić, tunel był prosty, dobrze oświetlony i bez odnóg.
-
// No widzisz. //
-- Pewnie, pasuje mi taki układ. Od czego mam zacząć?
-
- Wyglądasz na bystrego chłopa, więc na pewno sobie poradzisz: Przenosisz skrzynie, rozładowujesz transporty i tak dalej. Skończysz jedno, zajmujesz się drugim, żadna filozofia. Jasne?
-
— Jak pod lampą, szefie. — Zasalutował krzywo. — Biorę się do roboty.
I rzeczywiście się do niej wziął, idąc do pierwszego stosu skrzyń i przenosząc je bez zbędnej zwłoki. -
Nie było to szczególnie trudne, pasjonujące czy jakiekolwiek inne, choć po kilku godzinach roboty czułeś jej efekty, głównie w krzyżu, który bolał teraz, ale jutro pewnie będzie łupać niemiłosiernie. Ale poza tym wykonałeś robotę i otrzymałeś alkohol w ramach zapłaty, zgodnie z umową. Cały towar był już załadowany, a tobie w sumie się spieszyło, więc pora się zbierać, zwłaszcza, że szef i jego goryle zaczęli wypraszać wszystkich pracowników i dobijać targu z handlarzami, których towar wyładowywaliście.
-
Długi, oświetlony tunel i na dodatek prosty. No przynajmniej nie jest to żaden labirynt, bo wtedy to były w dupie, gdyby się zgubił jak ostatni debil. Zatem, szedł prosto tunelem.
-
Poza tym, z każdym krokiem nasilała się muzyka, krzyki, gwizdy i gwar rozmów, więc trafiłeś na miejsce bez trudu. I nie do końca byłeś pewien, na co trafiłeś… Początkowo myślałeś, że to bar, ale okazało się, że długi kontuar, szafka pełna alkoholi oraz liczne stoliki zastawione krzesłami, tak zwykłe, jak i wydzielone do gier hazardowych, były tylko wierzchołkiem góry lodowej. Dalej dostrzegłeś otoczone metalowymi barierkami, dość duże i zapewne głębokie, dziury w ziemi, wokół których tłoczyli się goście, co chwila coś pokrzykując. Zapewne urządzano tam jakieś walki, na których można było wygrać lub przegrać niemałą fortunę, ale pewności nie miałeś. Pomiędzy tym wszystkim kręciły się całkiem ładne, a przy tym bardzo skąpo odziane, kelnerki, a cały ten podziemny przybytek zdawał się ciągnąć jeszcze dalej, oferując kolejne rozrywki.
//Tak, dosłownie skopiowałem i wkleiłem część mojego posta, gdzie opisuję to dla postaci Radia, ale serio nie chciało mi się pisać tego samego drugi raz.// -
Czym prędzej wybiegł z podziemii, starając się ignorować ból kręgosłupa. Oby tylko ten stary cap Hugh był zadowolony z prezentu. Skierował się prosto do baru, w którym grał.
-
Powoli napełniał się handlarzami, ich ochroniarzami i pomagierami, pracownikami i bywalcami Gniazda, najemnikami, awanturnikami i innymi tego typu osobnikami. Barman zauważył cię od razu i to, że nie sięgnął pod ladę, gdzie miał pewnie jakąś spluwę, żeby cię zastrzelić, zawdzięczasz chyba tylko temu, że obsługiwał akurat kilku klientów, a ktoś inny zasłonił mu linię strzału. Tego się przynajmniej mogłeś obawiać, bo widziałeś nienawiść w jego oczach, gdy tylko wyłuskał cię z tłumu.
-
//A tam//
O, walki mogą być ciekawe. Może i dostawał po mordzie w bójkach, ale i on sam też potrafił wybić kilka zębów swojemu przeciwnikowi. Zbliżył się do arenu lub też ringu, aby lepiej zobaczyć jak to wygląda. Walka z człowiekiem byłaby ciekawa, ale walka na arenie ze sztywniakami byłaby równie ciekawa, a może nawet i bardziej.
-
Ringów było tutaj kilka, na górze zaopatrzone były w barierki, aby nikt przypadkiem nie wpadł do środka. Wrzawa wokół nich utrudniała usłyszenie czegokolwiek, więc po słuchu nie mogłeś poznać, kto i gdzie z czym walczy. W ringu, do którego udało ci się przebić przez tłum, walczyło na pięści dwóch ludzi. Czyli raczej była to rywalizacja na miarę gal bokserskich sprzed apokalipsy, a nie brutalne walki na śmierć i życie między gladiatorami. Chociaż, kto wie, jakie inne tajemnice czekają, abyś je tu odkrył?
-
Na sam widok wzroku przełożonego Dice głęboko przemyślał swój zamiar wytłumaczenia się dziadyce i przepraszania go. Właściwie, przełoży go na później, jak już mniej gości będzie! Teraz wypadało się bardziej pomartwić o to, by klientela miała czego słuchać. Od razu wyrwał do swojego pokoju, by stamtąd zabrać gitarę i zbiegnąć z nią na dół.