Pustynia Śmierci
- 
- Arena potrzebuje krwi. Ja potrzebuję krwi. Widzowie potrzebują krwi. Więc potrzebujemy też ciebie. Nie mam zbyt szerokiej oferty pracy, właściwie tylko dwie: abyś walczył dla mnie na arenie lub zdobywał dla mnie bestie, które będą walczyć. 
- 
— Zdobywanie bestii wydaje się dla mnie łatwiejsze. Większość czasu przesiedziałem poza bezpiecznymi murami i co nieco się nagapiłem na draby i innych wielkich skurwieli. 
- 
- Jeśli twoje umiejętności są równe twojej pewności siebie to może staniesz się moim najlepszym łowcą… Wciąż na takiego czekam, ale w pewnym momencie każdy rezygnuje lub ginie próbując. Na początek może być coś łatwego i nawet pozwolę ci wybrać bestie, które mi dostarczysz, byle aby były żywe, a najlepiej, żeby były młode lub niewyklute, wtedy uda nam się je wytresować bez większych problemów. 
 //Planuję od jutra aktualizować Bestiariusz, więc zaczekaj na to, co się pojawi, bo póki co nie masz wielu opcji.//
- 
— Czyli można już powiedzieć, że dla ciebie robię i wkrótce zabiorę się za jakąś robotę? 
- 
- Zapłatę otrzymasz, gdy ja dostanę jaja lub młode bestii. Im szybciej się tym zajmiesz, tym lepiej. Jeśli masz jakieś pytania to śmiało. 
- 
— Do kogo mam się teraz zgłosić, jeżeli już wziąłem tę robotę? 
- 
- To ze mną możesz omówić wszystkie szczegóły i zadać pytania, ja nadzoruję ten interes. Później skieruję cię do odpowiedniej osoby. Zapewni ci wsparcie, transport a nawet lepszą broń, choć za to wszystko będziemy musieli potrącić ci z wypłaty. 
- 
— Będę miał się sam zająć tym polowaniem na zmutowane pokurwieńce czy to zawsze w jakieś grupie ludzi się odbywa? 
- 
- Jeśli działasz sam, to nagroda, po ewentualnym odliczeniu kosztów za pomoc, jest cała twoja, ale zwykle trudniej upolować co bardziej wymagające bestie w pojedynkę. Nic nie stoi też na przeszkodzie, abyś połączył siły z innymi łowcami lub wynajął moich ludzi do pomocy, ale w tym wypadku musisz podzielić się z nimi później wypłatą. 
- 
— Na sam początek będzie najlepiej połączyć siły z jakimś innym łowcą. Więcej pytań nie mam. 
- 
- Wróć do głównej sali i poczekaj przy barze, przyślę ci kogoś i z nim omówisz resztę. 
- 
— Git. 
 Zrobił to, co mu powiedziała, czyli wrócił do głównej sali i poczekał przed barem, ale przedtem odebrał swoją broń od ochroniarzy.
- 
Oddali ci ją bez zbędnych ceregieli, nic też przy niej nie grzebali, krótko mówiąc wróciła do ciebie w takim samym stanie, w jakim ją oddałeś. Sam lokal nie zmienił się wiele od twojego ostatniego pobytu sprzed kilkunastu minut. 
 - I jak? - zagadnął cię barman, który akurat mógł pozwolić sobie na pogawędki, nie mając żadnych klientów, którym musiałby dać drinka.
- 
— Wychodzi na to, że czarnuch został dobrowolnie zagoniony do roboty. — oparł się rękoma o blat kontuaru. — Potrzebowała kogoś do walki na arenie oraz kogoś, kto by chwytał potwory. Wziąłem się za to drugie, bo mam większe doświadczenie ze zgniłym i zmutowanym kurestwem niż z ludźmi na ringu. 
- 
- Może teraz, później zacznie się zabawa. Nie ma z nią łatwo. - odparł barman i po chwili zabrał się za wyjaśnienia: - Każdy, kto bierze od niej robotę, musi się wykazać. Czyli nie ma bezpiecznego podpierdalania jaj dla jakiś małych pokurczy przez cały czas, w końcu będzie ci kazała załatwić coś większego i groźniejszego, i tak w kółko. Zajebista dupa, ale podobno ma dziwne pomysły, szuka sobie męża wśród myśliwych i da dupy temu, który jej najbardziej zaimponuje. Nie wiem jaki jest najtrudniejszy bydlak do upolowania dla niej, ale wiem, że żaden, kto próbował, nigdy nie wrócił z takich łowów. No, ale nie łam się, tobie życzę powodzenia, tak jak wszystkim innym. 
- 
— Niezła przynęta dla ludzi, którzy myślą tylko o ruchaniu. Zgłosi się kilku śmiałków ze sterczącym kutasem w spodniach, przyprowadzą kilka bestii, a i tak pewnie przy którymś razie umrą. Cały czas żyłem poza bezpiecznymi murami, więc sobie jakoś poradzę. Na wiele rzeczy się napatrzyłem, pływałem w szambie po szyję i piłem wodę z kałuży, więc mało co już na mnie zrobi wrażenie. 
- 
Pokiwał głową, odchodząc, aby nalać piwa dla jednego z klientów. Do ciebie tymczasem podszedł jakiś Meksykanin. Miał na sobie wojskowe buty, bojówki, koszulkę z krótkim rękawem, kamizelkę taktyczną, okulary przeciwsłoneczne i opaskę na czole, wszystko w czerni. W ustach miał wykałaczkę. Uzbrojony był w rewolwer w kaburze przy pasie, pistolet w kaburze na udzie, kilka noży rozwieszonych na kamizelce, granat odłamkowy i oparty o ramię obrzyn. 
 - Mów mi Raul. - mruknął, wypluwając wykałaczkę na ziemię. - Na jakiś czas będziemy pracować razem.
- 
— Josh. — przedstawił mu się. — Przysłała cię Jenny? Ta, ona musiała. 
- 
- No, bystry jesteś. Nieźle jak na początek. - prychnął. - Masz ty jakieś pojęcie w co się w ogóle wpakowałeś? 
- 
— A powinienem? 
 

