Pustynia Śmierci
-
Dice zmieszał się na chwilę. Musi zapisać sobie na przyszłość: Najpierw zgadzać się, potem dopytywać o szczegóły. Nie, czekaj na odwrót.
– Eee… Dobra. – Zgodził się niepewnie. – A skąd mam wziąć te trutki i pułapki? -
- No przecież, że nie masz ich sobie zmajstrować, jełopie. Dam Ci je, tak jak broń. Chyba że jakąś masz?
-
— Maczetę, choć bez atestu na ubijanie szczurów. —
-
- Dam Ci jeszcze jaki kij czy co… Maczeta dobra rzecz, ale te potworki lepiej trzymać na dystans. No, jak masz coś tam jeszcze przydatnego to idź, ja pójdę po sprzęt. - odparł i zostawił kontuar, nie było przecież klientów, a nim burza nie minie, żaden się nie pojawi, udając się na zaplecze.
-
Dice kiwnął głową i udał się do swojego pokoju. Tam zostawił instrument, a wziął maczetę i rozejrzał się za jeszcze czymś mogącym służyć do obijania szczurów po ich ryjkach.
-
Teoretycznie prawie wszystko mógłbyś wykorzystać w tym charakterze, ale maczeta chyba będzie najlepsza. No i kij obiecany przez barmana, którym może żadnego nie zabijesz, ale już utrzymasz na dystans. No i gryząc kij, szczur nie ugryzie Ciebie, co jest sporym pocieszeniem, jeśli jeszcze raz przypomnisz sobie, jak silne szczęki i ostre zęby mają te stwory.
-
Brrr, Dice’a przeszedł dreszcz na myśl o szczurzych szczękach zastałych w jego łydce. Albo stopie. Albo gdziekolwiek w jego ciele. Nieprzyjemna rzecz do wyobrażenia.
Wziął maczetę i wrócił z nią do Hugha. -
On już czekał, a z nim komplet pułapek, będących właściwie niczym innym, jak zwykłymi łapkami na myszy, ale proporcjonalnymi do gabarytów zmutowanych gryzoni, oraz trutkami, czyli rozmaitymi resztkami pożywienia, które zostały odpowiednio “doprawione” starymi chemikaliami. Oraz z długim kijem, który wręczył CI bez słowa.
- Już niejednego grajka mi zabili… Ale jak dorwą Cię tam na dole, to chociaż daj się zeżreć w całości, żebym mógł się łatwiej pozbyć Twoich resztek, bo taka śmierć to już kompletna kompromitacja. -
— Jasne szefie, postaram się. —Prychnął, odbierając z jego rąk wszystko co potrzebne do eksterminacji gatunku szczurzego. Kij wziął w obie dłonie, maczetę wsadził za pas, tak by mógł ją bezproblemowo dobyć.
Po tym zostawił Hugha samemu sobie, poszedł w kierunku zejścia do piwnicy. -
Długie, ciemne schody, a światło z góry oświetlało je może do piątego stopnia. Na szczęście w Gnieździe Tułacza był prąd, a więc zauważyłeś włącznik światła, który zapewne działa.
-
Z lekką niepewnością zapalił światło, nie do końca wiedząc czy rzeczywiście chce to zrobić. “Najpierw szczegóły, potem się zgadzać.” po raz kolejny skarcił siebie w duchu, zaciskając dłonie na knykciu.
-
A więc oświetliłeś sobie schody, kolejnych kilkanaście stopni, a potem znów ciemność. Przy ostatnich stopniach jednak był kolejny włącznik.
-
“Raz czarnemu śmierć, nie?” Pomyślał, po czym powoli, strachliwie zszedł kilka stopni niżej. Sięgnął kijem do włącznika, by go przełączyć.
-
I stała się światłość, która ukazała Ci wysokie pod sufit regały i półki na ścianach, które skrywały rozmaite dobra. Od wybuchu apokalipsy nie widziałeś takich zapasów: Butelki rozmaitych alkoholi i soków, konserwy, puszki, przetwory w słoikach, mięso, sery i wiele innych. Były też baniaki z wodą, skrzynie pełne innych dóbr i wiele więcej. Gdyby znów coś się stało, a gdzieś w pobliżu spadłaby kolejna atomówka, to byłoby chyba najlepsze miejsce, żeby przeżyć.
-
Po chuj atomizować takie zadupie jak Pustynia Śmierci? O to raczej nie trzeba się martwić. Prędzej śmierć zadadzą im takie przyjemniaczki jak rzeczone szczury.
Jak już o szczurach mowa, to rozejrzał się za nimi, ściskając badyl w dłoni. -
Nie były głupie i nie wyszły do Ciebie, przynajmniej nie teraz. Najpewniej czaiły się gdzieś, oceniając jak dużym, i ewentualnie smacznym, zagrożeniem będziesz.
-
Korzystając z tego, że jeszcze nie musi spierdzielać przed nimi, ustawił pułapkę u dołu schodów. Szkodniki będą miały nagrodę za próby przejęcia góry.
-
Zrobione, a żaden się jeszcze nie pojawił. Teraz nic tylko zapuścić się dalej. I przy okazji nie nadziać się na pułapkę, którą przed chwilą zastawiłeś.
-
Oczywiście, kurna.
Ruszył w głąb piwnicy, zbliżając się do regałów. To właśnie na nich znajdowały się najcenniejsze dobra, wiec stanowiły dobre miejsce do zastawienia pułapek. Obił okolicę kijem, chcąc wykurzyć ewentualne szczury, po czym ułożył kilka “prezencików” dla gryzoni. -
Gdy rozstawiłeś ostatnią, usłyszałeś pisk i zobaczyłeś pierwszą parę czerwonych oczu w najdalszej części piwnicy, zapewne niedawno dobudowanej, bo tam światło zdawało się nie sięgać. W mroku dostrzegłeś najpierw jedną parę, później drugą, trzecią, ósmą i dwunastą… Po chwili z ciemności wyszły pierwsze pustynne szczury, całkiem okazałe bydlęta, jak na gryzonie, bo wielkości średniego psa.