Pustynia Śmierci
-
- Ej, ej, ej, nie tak prędko! - odparł barman, widząc co robisz. - Cieszy mnie, że przeżyłeś i dałeś radę, szczere to się nawet tego nie spodziewałem. No, a te truchła rzuć na zaplecze, mamy tutaj zwierzęta, które nimi nakarmimy… A, i jak walczyłeś dzielnie z gryzoniami, burza wreszcie przeszła.
//Zohan, możesz już powoli wracać do gry.// -
//Czyli drzemka wykonana.//
Drzemka, drzemka i po drzemce. Ubrał się i upewnił się czy nic mu podczas tej drzemki nie zginęło. Jeszcze by tego brakowało, by mu ktoś podpierdolił żarcie albo siekierę. A! No i glocka wyjął spod poduszki i wcisnął go z przodu za pasek. -
— To świetnie… — Mruknął pod nosem Dice po bardzo pokrzepiających słowach swojego przełożonego, po czym poszedł na rzeczone zaplecze z naręczem szczurzych ciałek. Włochate cholerstwo…
-
Zohan:
Gniazdo Tułacza miało dość dobrą reputację, co zawdzięczało nie tylko temu, że pozwalało odpocząć w miarę komfortowych warunkach, uzupełnić zapasy, znaleźć sobie jakąś rozrywkę czy kupić coś od obwoźnych handlarzy, ale też temu, że kto wszedł do środka, ten był bezpieczny, a przynajmniej za to ręczył właściciel i szef tego miejsca, więc nie, nic nie zginęło.
Radio:
Pozbyłeś się wszystkiego całkiem sprawnie.
- Masz wolne do wieczora. - poinformował Cię łaskawie Hugh, przymierzając się do zejścia do piwnicy. Dobrze byłoby teraz się dyskretnie ulotnić, nim zobaczy, jakie szkody poczyniłeś podczas walki ze szczurami, zwłaszcza jeśli chodzi o trunki, i znaleźć sobie zajęcie na zewnątrz, dopóki gniew sędziwego barmana nie złagodnieje. -
To… bardzo dobry pomysł. W te pędy wylazł z baru, by rozejrzeć się po samym Gnieździe Tułacza.
-
To dobrze, że nic mu nie zginęło. Opuścił swój pokój i poszedł do baru. Może sobie coś kupi albo chociaż pogada.
-
Radio:
Burza przeszła, a choć nikt jeszcze dobrze nie uprzątnął nawianego przez nią piachu i pyłu, to strażnicy wrócili na swoje miejsca, a kupcy rozstawili swoje pojazdy lub stoiska, oferując sobie wzajemnie, innym gościom tego miejsca i jego obsłudze rozmaite towary, rzecz jasna w najniższej cenie.
Zohan:
Srogo się zawiodłeś, bo bar świecił pustkami, jedynie barman był gdzieś w pobliżu, chyba w piwnicy, bo drzwi do niej były otwarte, a Ty po chwili usłyszałeś nawet stąd jego krzyk:
- Kurwa mać, jebany czarnuch! Zastrzelę jak psa, niech tylko przylezie tu jeszcze raz! Kurwaaa, dlaczego akurat szkocka?! -
Już myślał, że to na niego się wkurwił z jakiegoś powodu, ale przypomniał sobie, że nie było go w piwnicy i nie jest tutaj jedynym czarnuchem. Zszedł do piwnicy, aby sprawdzić, co tamten drugi murzyn nabroił i dlaczego barman tak się wścieka.
-
// Dice jest martwy. //
Oczywiście, Dice był najbardziej zainteresowany targiem. Był biedny jak mysz w barze, ale miał ochotę na to, by chociażby pooglądać towary. Dlatego też poszedł, by popodziwiać stoiska.
-
Zohan:
Ciężko było określić, co się dokładnie stało, gdy spałeś, ale zauważyłeś barmana stojącego i klnącego nad wielobarwną kałużą z odłamkami szkła. Najwidoczniej podczas jakiejś pracy gitarzysta przy okazji zniszczył też butelki z alkoholem, przez co ich zawartość już się do niczego nie nadawała, a jeśli trunek był dobry, tak jak zapewne ten tutaj, to można było zbić na nim sporą fortunę, każąc płacić spore sumy za jedną tylko kolejkę.
Radio:
Było wiele, ale w sumie czego nie było? Najpopularniejsza była broń, od tej sprzed apokalipsy, przez samoróbki, po taką bardziej prymitywną, jak łuki, kusze czy broń biała rozmaitych typów. Było też różnego rodzaju jedzenie, suche i puszkowane, na drogę, lub świeższe, książki, płyty winylowe, amunicja, leki (także sprzed apokalipsy jak i tworzone po niej, na bazie ziół czy roślin), meble, bimber, dywany, oswojone zwierzęta i wiele, wiele więcej. -
Ciekawe jak to jest z innymi używkami? Czy dałoby radę upchnąć taki crack albo nawet heroinę…
– Gitarzysta nabroił? – zapytał barmana, licząc się z tym, że może go zaraz wypierdolić z tej piwnicy. -
- A nie widać? - odparł, najwyraźniej siląc się na spokój, choć nie przychodziło mu to łatwo.
-
“A może by tak sobie kupić odtwarzacz…” Pomyślał, spoglądając na winyle. Czym właściwie mógł teraz zapłacić?
-
Wszystko było walutą, jeśli znalazłbyś odpowiedniego kupca. Ewentualnie mogłeś spróbować wymienić coś ze swojego obecnego ekwipunku na coś bardziej przydatnego u innego sprzedawcy, a dopiero później zapłacić tym za odtwarzacz, o ile taki znajdziesz.
-
– Spuścić mu wpierdol? – zapytał żartobliwie.
-
- Sam to zrobię, nie chcę go za bardzo uszkodzić, dziś wieczorem musi ładnie brzdąkać na gitarce.
-
– Każdego wieczora musi czy dzisiaj jakaś okazja jest?
-
Na handel wymienny miał właściwie tylko dwa, nie do końca użyteczne przedmioty; gogle motocyklowe i kanister wody, choć bardziej sam kanister. Gogle wolał zostawić sobie, nóż okażą się przydatne podczas kolejnej burzy piaskowej. Rozejrzał się za jakimś stoiskiem, które mogło być zainteresowane zakupem kanistra. Może jacyś motoryzacyjni goście?
-
Zohan:
- Dopóki mu za to płacę, to codziennie jest jakaś okazja.
Radio:
Tak na logikę to mogłeś go sprzedać każdemu, bo każdy obwoźny handlarz miał jakiś pojazd, zwykle większą lub mniejszą ciężarówkę, a Gniazdo Tułacza było tylko jednym z wielu przystanków na ich trasie, gdzie musieli dojechać, a nie wszędzie mogli kupić paliwo. Tutaj akurat mogli, więc jak nic kupowali na zapas i taki kanister, choćby na kilka dodatkowych litrów, mógł im kiedyś uratować życie. -
– Nie będę już przeszkadzać. Jakby mnie ta dwójka szukała, to powiedz, że jestem na zewnątrz. – powiedział barmanowi i wyszedł z baru. Może by tak coś kupić albo wymienić siekierę na coś lepszego?
//Sądząc po Twoich odpisach, to jest tutaj targ czy coś w ten deseń.//