Warszawa
-
- I jak smakował? - zapytał, celowo omijając temat Twojej żony, pewnie domyślał się, dlaczego jej tu nie ma, a nie miał zamiaru szarpać Cię za wrażliwą strunę.
-
– Nie najgorzej, ale kopał po wątrobie. A teraz mi powiedz od kogo dostanę trochę alkoholu.
-
- Stary Romuś, on siedzi tu najdłużej. Wiadomo o nim właściwie tylko to, że pędzi ten bimber i jest cholernie chytry, musisz mieć coś porządnego na wymianę, jeśli chcesz sobie golnąć.
-
– Tyle chytrych chujków przewinęło się przez moje życie, że pewnie i z tym dam sobie radę, ale to jutro. Teraz obejrzymy sobie drugą część. – wyjął płytę z odtwarzacza i włożył kolejną.
-
Nie obejrzałeś nagle połowy, gdy do świetlicy dotarł dźwięk dzwonka, na który wszyscy przerwali wykonywane czynności i udali się do wyjścia w lekkim pośpiechu.
-
Zatrzymał film i ruszył za innymi.
-
Nie była to zbiórka ani jakieś zagrożenie, jak mógłbyś myśleć. Gdy trafiłeś do budynku, gdzie kierowali się wszyscy inni, zauważyłeś stoły, krzesła i zastawiony potrawami szwedzki stół. Najwidoczniej przyszła pora na kolację.
-
– Jakaś okazja czy macie tak co ileś dni? – zagadał do Roberta.
-
- Dopóki nam się powodzi, a ostatnio nie ma potrzeby, żeby oszczędzać. Zwłaszcza, że nie mamy jak przechowywać większości jedzenia, nie mamy tylu lodówek, zamrażarek i innych takich sprzętów, dlatego musimy zjadać wszystko, żeby nie zgniło czy popsuło się. Marnowanie jedzenia pomoże nam w przeżyciu tak jak luka w obronie, przez którą wejdzie horda Zombie.
-
– Zawsze można porobić jakieś przetwory, dżemy, powiodła, ale nie moja w tym głowa.
Zerknął, co jest na stole. -
To, czego nie można było długo przechowywać: Owoce, warzywa, chleb, jakieś mięso, a także woda, soki i tym podobne. Szału nie ma, ale to chociaż nie konserwy.
-
Przynajmniej są jakieś witaminy i cukry… Dorwał jakiś talerz i ponakładał sobie warzyw, owoców, dwie kromki chleba i kawał mięsa, a potem usiadł i zaczął konsumować.
-
Robert przysiadł się do Ciebie i również zabrał się za jedzenie. Podczas wspólnego posiłku, gry nie tylko jedzono, ale i rozmawiano czy żartowano, miałeś tym silniejsze poczucie, że ludzie żyją tutaj normalnie, niemalże jak przed apokalipsą, jakby cały ten koszmar, który zaczyna się tuż za ich fortyfikacjami, nie miał nigdy miejsca.
-
– Są tu ludzie, którzy założyli tutaj rodziny? No wiesz, dzieci i tym podobne sprawy. – zapytał swojego “pomocnika”.
-
- Niektórzy przyszli z dzieciakami, są nawet tacy, co się ich dopiero tutaj dorobili. A co?
-
– Ja bym nie ryzykował zakładania rodziny w tych czasach. Nie wiadomo czy człowiek dożyje następnego dnia, a co dopiero dzieciak, który nie ma siły.
-
- Tak to jest, jak żyjesz sam, w ruinach pełnych Zombie. Tu nie jest tak źle. A bez dzieciaków nie będzie przyszłości, nad Zombie mamy taką przewagę, że one się nie mnożą. A przynajmniej ja nic takiego nigdy nie widziałem.
-
– Niby tak, ale ja bym poczekał jeszcze parę lat i dopiero wziął się za robienie bachorów. Człowiek już tyle rzeczy widział, że nie zdziwi mnie to, jak jakiś zdechlak będzie rznąć innego zdechlaka.
-
- Niby tak, ale skąd wiesz, że jutro nie przyjdzie tyle Zombie, że nas wszystkich zeżrą albo przepędzą? Czasem lepiej nie czekać. A przynajmniej tak słyszałem, mnie moja kobieta zostawiła na jakiś rok przed tym pierdolnikiem.
-
– A widziałeś ją po tym, jak ludzie zaczęli pożerać siebie nawzajem?