Warszawa
- 
- I jak się z tym czułeś? Wiesz, wtedy pewnie nikt nawet nie myślał o tym jak o apokalipsie Zombie, na początku to było prawie jak zabijanie ludzi. 
- 
– Było mi z tym źle i przez kilka dni siedziałem w domu i ryczałem w ramionach żony. Nigdzie tego nie zgłosiłem, bo bałem się konsekwencji tego czynu. Dopiero po tym jak wszystko zaczęło się jebać, zrozumiałem wtedy, że mogłem zabić jednego z pierwszych zdechlaków. Wcześniej myślałem, że to jakaś ćpunka na dopalaczach, ale to był zwykły trup. 
- 
- Ja swojego pierwszego zgniłka zabiłem chyba z dwa miesiące po rozpoczęciu apokalipsy, bo wcześniej udawało mi się kryć i ich unikać. 
- 
– Coś długo go nie ma. Sra czy co? 
- 
- Albo wpadł w gówno po uszy. I to raczej nie własne. 
- 
– Może kibel się pod nim rozjebał. – zrzucił jakimś nieśmiesznym żartem i dalej czekał na Zygmunta. – Jeżeli w ciągu pięciu minut nie przyjdzie, to się rozejrzę za nim. 
- 
Pokiwał głową z niejaką ulgą, że to Ty postanowiłeś wziąć na siebie obowiązek wyjścia ze stosunkowo bezpiecznego pojazdu i sprawdzenia sytuacji. Zwłaszcza, że minęło już około pięć minut, a jego jak nie było, tak nie ma. 
- 
Zarzucił klucz na ramię jak jakiś badass i ruszył w kierunku, w którym wcześniej udał się Zygmunt. Miał oczy dookoła głowy i nasłuchiwał cały czas. Nie wie czy Zygmunta coś dopadło, czy po prostu mu się długo schodzi. 
- 
Po przejściu kilku metrów od razu wiedziałeś, gdzie się udać, w okolicy był tylko jeden budynek, do którego wejście nie skończyłoby się śmiercią pod walącymi się gruzami. Ocenienie całości było trudne, bo budowlę otaczał wysoki, choć cienki i miejscami uszkodzony, mur, pochodzący jeszcze sprzed apokalipsy. Zygmunta znalazłeś dość szybko, tuż przy wejściu, razem z jego zgrają czworonogów. Teraz miałeś wrażenie, że oni wszyscy są z jednego miotu, bo człowiek i psy wyglądali dziwnie podobnie, równie cisi, przyczajeni i gotowi do ewentualnej walki bądź ucieczki, nasłuchujący, wypatrujący i węszący. 
- 
Tyle czasu badać kąty i nasłuchiwać? Dziwne to trochę. 
 – Wszystko okej? – zapytał po to, aby dać znać o swojej obecności oraz upewnić się czy wszystko jest w porządku.
- 
- Zamknij się. Nie jesteśmy tu sami. - odparł tamten i dał Ci ręką znać, abyś zajrzał dalej, ale bez zbędnego wychylania się i okazywania swojej obecności. 
- 
Więc tak zrobił. Spróbował też nadsłuchiwać i dojrzeć czegoś. 
- 
Bez trudu ujrzałeś dwie osoby, mężczyznę i kobietę, uzbrojonych w łuki i skleconą przez samych siebie broń białą przypominającą nabite gwoździami maczugi, pełniących niedbałą wartę. 
 - Bandyci. - wyjaśnił krótko Zygmunt. - Tu jest dwójka, ale reszta plądruje budynek.
- 
– Mam Ci pomóc czy iść sobie? 
- 
- Jakbym nie potrzebował pomocy, to sam bym tu przyjechał. Trzeba się ich pozbyć zanim wszystko rozkradną, a potem zabrać, ile się da, bo na pewno niedługo zawinie tu kolejna grupa. 
- 
– Jak chcesz to rozegrać? 
- 
- Trzeba ich zdjąć po cichu, a dobrze byłoby też kogoś zostawić przy życiu, żeby dowiedzieć się, ilu ich jest i skąd przyszli. Na resztę poczekamy i gdy wyjdą, pewnie niczego nieświadomi i obładowani łupami, wyskoczymy na nich razem z moją sforą psów. 
- 
Tego właśnie się obawiał - że będzie musiał kogoś zabić. Jaki dystans dzieli między nimi, a bandytami, którzy pilnują? 
 – Na twój znak.
- 
Zawsze mogłeś być tym, który spróbuje pochwycić jednego z bandytów do niewoli. 
 - Spróbuj się do nich podkraść i załatwić po cichu, przynajmniej jedna osoba musi pozostać przy życiu. Ja tu zostanę i będę Cię osłaniać albo puszczę psy, jeśli będziesz w tarapatach.
- 
Bliżej jest kobieta czy facet? Kobieta jest słabsza i może stanowić mniejsze opory przy braniu do niewoli, a z facetem może być gorzej. 
 

