Warszawa
-
Pokiwał głową z niejaką ulgą, że to Ty postanowiłeś wziąć na siebie obowiązek wyjścia ze stosunkowo bezpiecznego pojazdu i sprawdzenia sytuacji. Zwłaszcza, że minęło już około pięć minut, a jego jak nie było, tak nie ma.
-
Zarzucił klucz na ramię jak jakiś badass i ruszył w kierunku, w którym wcześniej udał się Zygmunt. Miał oczy dookoła głowy i nasłuchiwał cały czas. Nie wie czy Zygmunta coś dopadło, czy po prostu mu się długo schodzi.
-
Po przejściu kilku metrów od razu wiedziałeś, gdzie się udać, w okolicy był tylko jeden budynek, do którego wejście nie skończyłoby się śmiercią pod walącymi się gruzami. Ocenienie całości było trudne, bo budowlę otaczał wysoki, choć cienki i miejscami uszkodzony, mur, pochodzący jeszcze sprzed apokalipsy. Zygmunta znalazłeś dość szybko, tuż przy wejściu, razem z jego zgrają czworonogów. Teraz miałeś wrażenie, że oni wszyscy są z jednego miotu, bo człowiek i psy wyglądali dziwnie podobnie, równie cisi, przyczajeni i gotowi do ewentualnej walki bądź ucieczki, nasłuchujący, wypatrujący i węszący.
-
Tyle czasu badać kąty i nasłuchiwać? Dziwne to trochę.
– Wszystko okej? – zapytał po to, aby dać znać o swojej obecności oraz upewnić się czy wszystko jest w porządku. -
- Zamknij się. Nie jesteśmy tu sami. - odparł tamten i dał Ci ręką znać, abyś zajrzał dalej, ale bez zbędnego wychylania się i okazywania swojej obecności.
-
Więc tak zrobił. Spróbował też nadsłuchiwać i dojrzeć czegoś.
-
Bez trudu ujrzałeś dwie osoby, mężczyznę i kobietę, uzbrojonych w łuki i skleconą przez samych siebie broń białą przypominającą nabite gwoździami maczugi, pełniących niedbałą wartę.
- Bandyci. - wyjaśnił krótko Zygmunt. - Tu jest dwójka, ale reszta plądruje budynek. -
– Mam Ci pomóc czy iść sobie?
-
- Jakbym nie potrzebował pomocy, to sam bym tu przyjechał. Trzeba się ich pozbyć zanim wszystko rozkradną, a potem zabrać, ile się da, bo na pewno niedługo zawinie tu kolejna grupa.
-
– Jak chcesz to rozegrać?
-
- Trzeba ich zdjąć po cichu, a dobrze byłoby też kogoś zostawić przy życiu, żeby dowiedzieć się, ilu ich jest i skąd przyszli. Na resztę poczekamy i gdy wyjdą, pewnie niczego nieświadomi i obładowani łupami, wyskoczymy na nich razem z moją sforą psów.
-
Tego właśnie się obawiał - że będzie musiał kogoś zabić. Jaki dystans dzieli między nimi, a bandytami, którzy pilnują?
– Na twój znak. -
Zawsze mogłeś być tym, który spróbuje pochwycić jednego z bandytów do niewoli.
- Spróbuj się do nich podkraść i załatwić po cichu, przynajmniej jedna osoba musi pozostać przy życiu. Ja tu zostanę i będę Cię osłaniać albo puszczę psy, jeśli będziesz w tarapatach. -
Bliżej jest kobieta czy facet? Kobieta jest słabsza i może stanowić mniejsze opory przy braniu do niewoli, a z facetem może być gorzej.
-
Kobieta, więc chyba wszystko jasne. Jeśli wykorzystasz różne przeszkody i inne elementy terenu to może zdołasz zakraść się do niej od tyłu, ale tylko do niej, mężczyzna wtedy Cię zobaczy. Możesz też zakraść się do niego, ale wtedy to kobieta Cię dostrzeże.
-
Zatem spróbował się zakraść do niej od tyłu i uderzyć lekko kluczem w tył jej głowy.
-
Udało Ci się, a ona padła nieprzytomna na ziemię. Wtedy jednak drugi bandyta krzyknął coś ze zdziwienia i natychmiast dobył broni, celując do Ciebie z kuszy. Z takiej odległości nie mógł chybić, a bełt zabiłby Cię bez większych problemów. Nim jednak nacisnął spust swojej broni uprzedził go Zygmunt, trafiając najpierw w ramię, co uniemożliwiło mu oddanie strzału, a potem w głowę, po czym już się raczej nie podniesie.
- Tamci ze środka zaraz się zlecą, musimy się sprężać. - powiedział, przeszukując bandziora, którego zabił. Wziął kuszę i kołczan z tuzinem bełtów, które Ci wręczył. - Daj to tamtemu mechanikowi, żeby nie był bezbronny. Sprowadź go tu i zabierz kobietę do samochodu. Zwiąż ją i zaknebluj, byle solidnie, żeby nie uciekła. -
Skinął, złapał za kuszę i szybko pobiegł do samochodu po Roberta.
– Trzymaj i chodź ze mną szybko. – wywlekł go z samochodu i wcisnął mu kuszę w łapy, a następnie wrócił po kobietę. -
Nie wiedział za bardzo co zrobić ani z kuszą, ani z bełtami w kołczanie, które również odebrał, ale skinął głową, zapewne zastanawiając się, po co mu broń, skoro miał zająć się typowo cywilną fuchą, czyli szukaniem części i rozbieraniem większym komponentów po to, aby je uzyskać. Kobieta leżała tam, gdzie upadła, wciąż nieprzytomna, a Zygmunt w tym czasie rozstawiał swoje psy, aby zorganizować zasadzkę sfory na bandytów, którzy mogli, choć nie musieli, ale lepiej być gotowym na najgorsze, usłyszeć odgłosu wystrzału.
-
– Strzelaj do każdego zgniłka i kogoś, kto by chciał wyrządzić nam krzywdę. Ja muszę się nią zająć. – rozkazał mu dosyć spokojnie, a on sam zabrał się za zakneblowanie jej. Nie ma przy sobie żadnych łańcuchów i lin, więc użył do tego swojej koszuli i jej ubrań. Związał jej mocno nogi oraz ręce za plecami i wsadził jej duży kawał szmaty do ust, aby nie mogła go wypluć, a tym bardziej krzyczeć na cały głos. Po zakneblowaniu wziął ją na plecy i zaniósł do samochodu.