Warszawa
-
— Odnajdę. W tym samym miejscu jutro się spotykamy czy w innym?
-
- Tutaj, tutaj. W południe, pamiętaj. I jeśli za bardzo się spóźnisz to uznam, że nie żyjesz i odjadę, a nie będę tu więcej przyjeżdżać i wyć za tobą z tęsknoty.
-
— Też cię kocham. Jeżeli to wszystko, to ja spierdalam znaleźć jedno z tych miejsc zaznaczonych na mapie.
Tak jak wcześniej powiedział, odszedł, jeżeli to było wszystko. W jakieś wolnej chwili rozłożył mapę i najpierw spróbował znaleźć siebie na mapie, a potem w ogóle zobaczyć, co na niej jest. -
//My? Robert się na ciebie wypiął, uznał, że nie ma zamiaru bawić się w tak ryzykowną akcję i ma zamiar odjechać z Zygmuntem. Machnąłeś się czy jednak będziesz go jakoś namawiać czy coś?//
-
//Oj, powinno być “ja”. Z przyzwyczajenia już pisałem w liczbie mnogiej.//
-
- Nie daj się zabić. - rzucił tylko Zygmunt na pożegnanie, Robert życzył ci powodzenia i uścisnął dłoń, a później obaj wsiedli do samochodu i odjechali.
Na mapie zaznaczonych było kilka miejsc. Jedno z centrów handlowych, bodajże Złote Tarasy, opatrzone były sporym iksem i napisem Nie idź tam, kurwa! Kolejne punkty na mapie, których nie mogłeś rozpoznać jako coś ciekawego, pozbawione były podobnego dopisku. -
— Nie daj się zabić. No i nie idź tam do tego krzyżyka, kurwa. — pomyślał, gdy zobaczył ów napis na kartce. Teraz musi sobie obrać jakieś miejsce za cel i tam pójść. Musi być ono blisko miejsca, w którym mają się spotkać, ale i daleko od tego, w którym wcześniej spał. Nie chce trafić na księżulka i jego modły. Na wampiry też trafić nie chce. Ruszył, gdy wybrał sobie miejscówkę na mapie.
-
Udało ci się przekraść do kryjówki bez większych trudności po drodze. Okazało się, że ową kryjówką jest niewielka komórka na tyłach bloku. Sprytnie, bo żaden szabrownik o zdrowych zmysłach się tam raczej nie zapuści, mając tuż obok o wiele ciekawszy łup.
-
Nie są to żadne luksusy, ale to i tak chyba lepsze niż osrany kiosk. Sprawdził, ile jeszcze jest czasu do zachodu słońca. Jeżeli zostało mu parę godzin, to rozejrzał się po bloku. Może i na gówno trafi, ale przynajmniej jakoś zabije czas.
-
Blok był pusty i nie natrafiłeś tam na absolutnie nic ciekawego. Ale po powrocie do komórki po tych bezowocnych poszukiwaniach odnalazłeś coś, co przeoczyłeś, czyli niewielką klapę w podłodze, a w niej worek z zapasami. Niewiele tego, ale było tu trochę mielonki, konserw, sucharów, wody w butelkach, jakaś gaza i bandaże.
-
Pewnie Zygmunt to tutaj ukrył, aby nie siedział o suchym pysku, gdyby musiał gdzieś się szybko schować. Przynajmniej Maciek nie będzie siedzieć teraz z pustym żołądkiem. Zjadł jedną konserwę i napił się trochę wody. Lepiej się śpi i czuwa, gdy człowiek jest napity i najedzony. Gdy zjadł i popił, ułożył się pod ścianą i chyba zaczął czekać aż zaśnie sam z siebie.
-
Nuda zżerała cię niemalże żywcem, ale lepsza ona niż Zombie. Po jakimś czasie w końcu zasnąłeś, budząc się dopiero nad ranem, nieco obolały, ale przynajmniej pełen sił, które będą ci dziś bardziej niż potrzebne.
-
Wszystko potrafi człowieka zeżreć, ale jakieś zwierze, inny człowiek lub sztywniak potrafią zrobić to dosłownie. Wstał, porozciągał się i zanim wyszedł z komórki, zjadł trochę sucharów i popił to wodą. Zapasy zostawił tak, jak były tu wcześniej, i ruszył w kierunku miejsca, w którym miał się spotkać z Zygmuntem.
-
Gdy tam przybyłeś, już czekał, choć obaj pojawiliście się przed czasem.
- Zgaduję, że znalazłeś jedną z kryjówkę i tam spędziłeś poprzedni dzień. Naucz się wszystkich punktów na mapie na pamięć i spal mapę, jeśli chcesz wykraść coś tamtym, to ja nie chcę, żeby znaleźli ją przy twoim trupie… Albo oddaj mi ją, tak po prostu. -
Jeszcze kilka razy rzucił okiem na kartkę, aby chociaż część z niej zapamiętać i wtedy mu ją oddał.
— Wsadziłbym ją sobie głęboko w dupę, gdyby była taka potrzeba. -
- Mam tylko nadzieję, że jeszcze tego nie zrobiłeś. - odparł i parsknął śmiechem. - Cóż… Pozostaje mi chyba tylko życzyć ci powodzenia, nie?
-
— Z tą kartką akurat nie. — odpowiedział pełen powagi. — Teraz zaczynam żałować, że w ogóle wpadłem na taki pomysł, ale nie wycofam się. Tak właściwie to nie mam nic do stracenia, więc chuj mi w dupę i krzyżyk na drogę.
-
- Nikt nie zabrania ci się wycofać, ale coś czuję, że to twój cel, wyrwać się stąd, więc nie będę cię zatrzymać. Każdy człowiek potrzebuje jakiegoś, zwłaszcza w tych czasach.
-
//Trudno mi zapamiętać miejsce spotkania i czy ono jest w miarę blisko tej przejętej osady, więc najwyżej popraw mnie albo magicznie przenieś.//
— Ta, ta. — przytaknął mu parę razy. — Już możesz spróbować ich jakoś odciągnąć.
-
- Jasne, mam przestać gadać mądre rzeczy i iść narobić hałasu, mogłeś tak od razu. - mruknął pod nosem i po chwili rzeczywiście narobił hałasu, odjeżdżając w kierunku bazy wraz ze sforą swoich psów. Nie mógł zbytnio zagrozić tym w bazie, a tamci póki co patrzyli, ale nie strzelali, więc droga wolna, zwłaszcza, że odwrócił uwagę wartowników i większości innych ludzi.