Miasto Gilgasz.
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Mozimo: 
 ‐ Uwierzę, jak zobaczę! ‐ odkrzyknął Krasnolud, gdy znalazłeś się już przy wyjściu. Niemniej, bez trudu opuściłeś karczmę, tylko co teraz? Co dalej? Jak wykonasz to zadanie, które zlecił Ci sam Ponury Opój?
 Vader:
 Kierując się odpowiednimi wskazówkami, wkroczyłeś do portu, a w jednym z doków dostrzegłeś marynarzy różnych ras, głównie ludzi, ale też Elfy, Krasnoludy, Styriców, jednego Naga i wielu innych. Zajęli byli ładowaniem różnych skrzynek i beczek na pokład okazałej, pomalowanej na czarno galery, o której wspomniano w treści zlecenia. Mówiło ono również o tym, że powinieneś porozmawiać z kapitanem tej jednostki, nie przedstawiono jego imienia, ale i tak dostrzegłeś go bez trudu, przemawiał bowiem do swoich marynarzy, stojąc na jednej ze skrzynek, a odziany był w czerń, tego koloru były jego buty, spodnie, pas, koszula, kamizelka, kapelusz i pochwa na rapier.
 Zohan:
 ‐ Rzadko kiedy widywałem go w karczmach, a jak już, to gdy jego załoga chleje, to on siedzi i pali albo po prostu siedzi. Wątpię, żeby nie chlał przez całe życie, ale chyba nie lubi pić tutaj, w Gilgasz.
 Radio:
 Znalazłaś taką bez trudu, wypełniona była klientami najróżniejszych ras i profesji, którzy również przybyli tu, aby najeść się, napić, odpocząć i wynająć pokój na noc za rozsądną cenę i bez obaw o to, że ktoś poderżnie im w nocy gardło.
 Hades:
 ‐ Nie narzekam na brak klientów. ‐ odparł, co było oczywistą odmową na Twoją ofertę.
 Jurek:
 Prawdopodobnie tak, ale to rozwiązanie na krótką metę, na dodatek będziesz przez to mógł zabrać ze sobą mniej łupów.Niestety, nie dostrzegłaś żadnej, poza jakąś młodą, może nastoletnią, dziewczyną z rasy ludzi, która siedziała w skąpym stroju obok jakiegoś Orka, który otoczył ją niezdarnie ramieniem. Bez trudu poznałaś w niej niewolnicę tego zielonego debila. 
 ‐ Dwa złota. ‐ powiedział karczmarz, stawiając przy Tobie kufel pełen podłej jakości piwa.
- 
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Hades: 
 Pokiwał głową i wręczył Ci kluczyki.
 ‐ Piętro, drugie drzwi na lewo. Dziesięć złota za noc.
 Radio:
 Musiałaś niestety zapukać, a gdy karczmarz wychylił głowę zza lady, aby Cię dostrzec, ryknął śmiechem na całe gardło, tak zabawna wydawała mu się cała ta sytuacja.
 Vader:
 ‐ W sprawie pracy? ‐ zagadnął tylko, mierząc Cię wzrokiem. Trzeba przyznać, że był też dość konkretny.
 Zohan:
 ‐ To galera, mówią na nią “Czarny Jastrząb”. Ciężko nie rozpoznać, żaden inny kapitan nie maluje swojego okrętu na jedną barwę, w tym wypadku na czarno. A nawet, jak nie znajdziesz, to popytaj kogoś w porcie, oni tam dobrze znają galerę, kapitana i załogę. Tylko się śpiesz, bo wypływa już jutro.
- 
 Mozimo MozimoMozimo postanowił znaleźć jakieś miejsce do spania. Był zmęczony po ciężkim dniu. Postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o swoje ofierze, ale to już przygoda na następny dzień. Szukając miejsca na noc rozmyślał jak zlikwiduje strażnika, w końcu poddanie się tarczy to nie najlepszy pomysł w miejscu publicznym, a nie znał się dobrze na walce. W końcu wpadł na pomysł skrytobójstwa. 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
- 
 Kuba1001 Kuba1001Mozimo: 
 Skrytobójstwo ma to do siebie, że jest z natury skryte, a Ty musiałeś dokonać morderstwa jawnie, najlepiej przy gapiach, aby nikt nie miał wątpliwości co do tego, że to nie Ponury Opój zabił. Jeśli zaś chodzi o nocleg, możesz zawitać do dowolnej karczmy, pomijając tą, w której byłeś wcześniej, tam nie dość, że warunki byłyby pewnie okropne, to jeszcze ktoś mógłby poderżnąć Ci gardło we śnie.
 Hades:
 Miałeś do dyspozycji okno wychodzące na miejski rynek, zwyczajne łóżko z kompletem pościeli, kufer i niewielką szafkę nocną. Nie mogłeś liczyć na więcej, skoro zapłaciłeś dziesięć sztuk złota.
 Ray:
 ‐ Świeże mięso? ‐ zapytał, nie odpowiadając w żaden sposób na Twój gest i przywitanie. Głos miał zimny jak lód, bezduszny i wyprany ze wszelkich emocji.
 Radio:
 ‐ No normalnie dziesięć złota, ale takiemu konusowi mógłbym nawet za pięć dać kluczyki, i tak nie zajmiesz całego, co nie? ‐ zapytał i znowu się zaśmiał, w ten sposób odbijając piłeczkę, gdy nazwałaś jego karczmę “szopą”.
 Vader:
 ‐ Nie potrzebuję tępych mięśniaków, takich mam nawet za wielu. Wykażesz się czymś czy mam kazać Ci się wynosić?
 Zohan:
 Okolice południa, plus minus godzina. Słowem, masz przed sobą prawie cały dzień.
 Jurek:
 Okien było kilka, a Twoje gabaryty umożliwiały ucieczkę przez nie, mimo że były dość ciasne, nawet jak na standardy dla takich konstrukcji.Bez słowa zgarnął monety i wzruszył ramionami. 
 ‐ Podobno szykuje się jakaś większa robota dla całej zgrai takich psów wojny jak Ty. ‐ odparł, a jego wymijająca odpowiedź dała Ci do zrozumienia, że bez kolejnych złotników lub odrobiny perswazji nie zdołasz wyciągnąć z niego więcej.
- 
- 
- 
- 
 

 
  
  
  
  
 