Miasto Ur
-
- Myślę, że to miejsce jest dla niego ważne, bo spędzał tu wiele czasu ze swoim ojcem i dziadkiem. Możliwe też, że jest to związane z tutejszą kulturą, której wciąż, po tylu latach, nie rozumiem do końca. Albo to dobre miejsce do odpoczynku od wszechobecnej pustyni.
-
-Przebywanie na pustyni potrafi być irytujące, więc ten ogród to naprawdę miła odskocznia…
-
- Mi przypomina o dawnych latach, chwilach spędzanych pośród wielkich lasów. I może kiedyś rzeczywiście tam wrócę, ale nie czuję, aby była to dla mnie odpowiednia pora.
-
kubeł1001 napisał w Miasto Ur:
Vader:
Nie była to najlepsza ryba, jaką jadłeś w życiu, ale sam fakt, że jadłeś ją na pustyni, dodawał jej smaku, więc dość szybko skończyłeś posiłek.Odskoczył jak oparzony, rozglądając się wokół, patrząc nawet na sufit. Pozostali dobyli broni, również rozglądając się wokół uważnie.
Taczka:- Powiedz mi, czy znasz się na najemnikach? Miałaś z nimi kontakt w Verden, nim się poznaliśmy? Chodzi mi o ich mentalność, zachowanie, sposób rozmawiania i negocjowania.
Ozel “Ślepiec” Golton
I przynajmniej tyle, miał kolejną czynność do skreślenia na swojej długiej liście rzeczy, które chciał zrobić przed śmiercią. Po posiłku podszedł znowu do karczmarza.
-- Zdradź mi, proszę, czy znajdzie się w okolicy praca dla kogoś takiego jak jak? – zapytał. – Ignoruj moją ślepotę, radzę sobie doskonale bez wzroku.Drumen “Ogórek” al-Malik
-- Pomyśl szefie, przecież to oczywiste! Wysłali płotki, żeby zabić lojalnych ludzi i wprowadzić pomiędzy ochronę swoich zabójców. Zobacz na tych nowych! Gotowi do zabijania, bo wiedzą, że jesteśmy mądrzejsi i odkryliśmy ich plany! – zwrócił się bezpośrednio do Goblina. – Pozwól nam pozabijać nowych. Wyjdzie ci taniej, a i będzie spokojniej.
Tym samym mógłby zmniejszyć ochronę Smoka. A to było konieczne, żeby zadowolić swoją pracodawczynię. -
-Jak to się w ogóle stało, że przybyłeś do Ur?
-
Taczka:
- Mój klan wiele wycierpiał najpierw przez pożar lasu, który zamieszkiwaliśmy, później głód, a w końcu najazd Orków i Goblinów. Została nas garstka i nie widzieliśmy już sensu w życiu w naszej ojczyźnie, więc opuściliśmy ją. Wielu odeszło do innych klanów, inni, tak jak ja, wybrali życie tułaczy. Wiele podróżowałem i w końcu trafiłem tutaj. Zostałem najemnikiem w służbie jednego z watażków nomadycznych plemion z pustyni, który napadł kiedyś na karawanę z Ur. Skończyło się zemstą i masakrą, mnie i część spośród jego ludzi schwytano i sprzedano w niewolę. Walczyłem w nielegalnych walkach jako ktoś w rodzaju gladiatora, zabijałem przeciwników ku uciesze publiki. Po kilku latach takiej walki zdołałem wykupić swoją wolność, ale nie miałem co z nią zrobić. Przypadkiem znalazłem tę pracę u przodków twojego męża i zaangażowałem się w nią z całym sercem, ponieważ przypominało mi to dawne lata życia i pozwoliło odpocząć po tych wszystkich przygodach i przelewaniu krwi.
Vader:
- A co byś niby chciał robić, cudzoziemcze? - zapytał, unosząc lekko brew, widocznie niezbyt przekonany co do tego, że poradzisz sobie doskonale bez wzroku.- Co ty pierdolisz, do chuja pana Lorda Ur?
-
-Nie spodziewałam się, że ogrodnik może być byłym wojownikiem, ale najwyraźniej jesteś wyjątkiem…
-
- Myślę, że to też mogło mieć wpływ na zatrudnienie mnie tu. Ostatnimi czasy jest tu spokojnie, ale jeszcze dziesięć czy dwanaście lat temu Ur targały krwawe konflikty między poszczególnymi Lordami. Każdy, kto był lojalny i umiał posługiwać się bronią, był na wagę złota. Dzięki moim zdolnościom ocaliłem raz dziadka twojego męża, za co ten zwrócił mi wolność. Zostałem tu z własnej woli.
-
-Jak myślisz, która roślina jest najpiękniejsza w tym ogrodzie?
-
- Athel Warinst, bez dwóch zdań. Teraz to ledwie sadzonka, ale gdy wyrośnie, będzie równie piękne, jak te Królewskie Drzewa, które rosną w Verden. Jego kora jest gładka i pomaga leczyć wszelkie dolegliwości, a liście o barwie złota lub srebra mogą cofnąć człowieka znad granicy śmierci. Mówi się, że jego soki pozwalają nienaturalnie przedłużyć życie, ale nigdy żaden Elf nie zranił drzewa, aby je zdobyć i się o tym przekonać. Mówi się, że kiedyś całe puszcze tych drzew porastały świat. Po wojnie między bogami się to zmieniło, choć w sercach największych puszcz zamieszkanych przez Elfy wciąż rosną. Podobno dopóki choć jedno takie drzewo rośnie, wciąż istnieje nadzieja dla Elfów, nieważne w jak złym położeniu by byli.
-
-Chciałabym już zobaczyć to drzewo w pełnej okazałości. Myślisz, że będzie równie piękne jak te z elfich lasów?
-
- Potrzeba jeszcze wiele lat, aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, ale myślę, że tak.
-
-Niestety czasu nie można pominąć złotem… - Uśmiechnęła się lekko.
-
- Co nie znaczy, że niektórzy nie próbowali. - mruknął pod nosem i po chwili milczenia dodał: - Wybacz, pani, ale muszę już wracać do moich obowiązków. Mam nadzieję, że zaszczycisz mnie jeszcze kiedyś rozmową.
Po tych słowach oddalił się, wracając zapewne do pracy. -
Skoro nie miała już z kim rozmawiać, to poszła poszukać Zimtarry.
-
Z tego co powiedzieli ci zagadnięci sługusi, bo sama nie mogłaś go znaleźć i potrzebowałaś pomocy, to miał obecnie ważne spotkanie i nie życzy sobie, aby ktokolwiek mu przeszkadzał.
-
Skoro tak chciał, to poszła rozjerzeć się po pałacu i w ten sposób zabić czas.
-
Minęło tak kilka godzin, aż w końcu podbiegł do ciebie jakiś sługa, który powiedział, że Zimtarra może cię w końcu przyjąć.
-
Poszła więc czym prędzej do Zimtarry.
-
Czekał na ciebie w wielkim salonie, z kieliszkiem jakiegoś bursztynowego trunku w dłoni.
- Witaj. Wybacz, że musiałaś czekać, ale byłem naprawdę zajęty. O czym chciałaś ze mną pomówić?