Nowe Gilgasz
-
-Powinniśmy tam schodzić? Może zawołajmy resztę…
-
Xavier Waasi
- Jak widzę, lubisz stać za innymi. - Sam Xavier stał na przedzie swojej grupki. - Te blizny, co masz, to kazałeś sobie sztucznie porobić, co? -
Taczka:
- Mniej osób to większa zapłata, ale jak wolisz, pewnie i tak część zginie po drodze…
Vader:
- Przejdź do interesów. - skwitował krótko, a to jedno zdanie znowu uświadomiło Ci, kim wciąż był: Powiedział to niczym prawdziwy władca, pan na włościach, głowa największej przestępczej gildii w Elarid, o wpływach większych niż te, które posiadają niektóre państwa. Nie przywykł do jakichkolwiek obelg. -
Kiwnęła głową i pokierowała się do wyjścia z jaskini.
-Jeśli już miałabym zginąć, to nie z ręki tych stworków. -
- Śmierć to śmierć. - odrzekł, wzruszywszy ramionami i również opuścił jaskinię.
-
-Jak już uda się nam wykonać to zlecenie, to może chciałbyś dołączyć do mnie i mojego znajomego?
-
Xavier Waasi
- Tak nazwałem swoją strzałę.
Skierował łuk w stronę Goblina i wystrzelił. Z pewnych osobistych przyczyn jego chciał zabrać do grobu pierwszego. -
Taczka:
- A skąd ta propozycja, jeśli mogę zapytać?
Vader:
Mógł przydać Ci się w przyszłości, ale faktycznie, teraźniejszość w tym wypadku była ważniejsza, z kolejnym potworkiem moglibyście sobie nie poradzić. Zaskoczony Goblin nie zdążył zrobić nic i padł ze strzałą sterczącą z piersi. Ochroniarze Vigo rzucili się na Ciebie, Twoja obstawa również zareagowała i obie grupy starły się w boju, z wyjątkiem czterech ludzi, prowadzących Vigo do jego małego stateczku, którym mógłby odpłynąć po rzece i knuć gdzieś przeciwko Tobie. -
-Jestem ciekawa, po prostu. No i można uznać, że trochę cię polubiłam.
-
- Szybko, jak na tak krótką znajomość. Nie żeby mi to przeszkadzało. A kim jest ten Twój znajomy?
-
-Nord, którego poznałam dawno temu… Na pewno byście się polubili. - Uśmiechnęła się.
-
- Też jest wygadanym, charyzmatycznym i przystojnym najemnikiem, takim jak ja?
-
-Może nie jest tak wygadany jak ty, ale to nie znaczy, że się nie polubicie.
-
Może nie takiej odpowiedzi oczekiwał, bo lekko się skrzywił i nie mówił dalej nic więcej. Po jakimś czasie dotarliście wreszcie do wioski, gdzie znajdowało się już tylko kilku najemników i straż miejska, inni łowcy nagród odpuścili sobie lub byli zajęci szukaniem śladów w okolicy.
-
Xavier Waasi
Spróbował trzymać się blisko Orka, tego Maga Ognia, żeby nie włączył się w otwartą walkę z kimś. Głównie dlatego, że miał dla niego inne zadanie.
- Możesz spróbować wysłać jakieś kule ognia na okręt Vigo? Nie może uciec. -
Ork zrozumiał polecenie, ale miał własny sposób na rozwiązanie problemu, który przed nim postawiłeś: Po trwającej kilka chwil inkantacji czasu, spojrzał w stronę okrętu i otworzył usta, z których wydobyło się iście smocze zionięcie, a choć trwało ledwie kilkanaście sekund, to niemalże cały okręt stanął w płomieniach, a znajdujący się na jego pokładzie marynarze, wojownicy i ochroniarze Vigo zaczęli wyskakiwać za burtę, czasem płonąc, a czasem nie.
-
Czekała na to, co zrobi Haldrin.
-
- Kto z nas ma opowiedzieć straży o tym, co znaleźliśmy? - zagadnął Cię najemnik, gdy doszliście na miejsce.
-
Xavier Waasi
Dzięki temu, pozbawił Vigo drogi ucieczki. Teraz dopiero dziki zwierz zapędzony w ślepą uliczkę może pokazać pazury. Jednakże, na chwilę obecną nie było miejsca na rozmyślenia, włączył się do walki, przeprowadzając dwa cięcia z góry w jednego z przeciwników. -
-Chyba lepiej by było, jakbyś ty im o tym opowiedział…