Miasto Kasuss
-
Kazute:
Elf, pomimo bycia przestępczym watażką, raczej wyglądał na kryształowego pod względem części poglądów, bo ksiąg o jakiejkolwiek dziedzinie Magii związanej z szeroko pojętym “złem” nie mogłeś odnaleźć. Szukając ich na jednym z wysokich regałów zauważyłeś, jak ten się dziwnie przechylił, a potem runął w dół, wprost na Twoich towarzyszy.
Taczka:
Nie było to szczególnie smaczne, ale z drugiej strony, to nigdy nie przywykłaś do jadania luksusowych posiłków, więc przynajmniej się posiliłaś. Jeśli chodzi o dalsze obozowanie tutaj, stanęło ono pod sporym znakiem zapytania, gdy pies nagle podniósł się znad swojego posiłku i zaczął warczeć, nastawiając uszy. -
Natychmiastowo wstała i spojrzała się na Verofa.
-
- Spierdalać, kurwa! - krzyknął do nich i sam z wrażenia oraz instynktu się cofnął, by przypadkiem też nie oberwać regałem. Miał nadzieję, że człowiek i Khargul wyjdą z tego cało, co najwyżej z drobnymi rankami, o pozostałą dwójkę się nie martwił. A dokładniej mówiąc miał ich głęboko w swojej jędrnej krasnoludzkiej dupie.
-
Taczka:
- Niebezpieczeństwo. Ukryj się, ja to sprawdzę.
Kazute:
Wszystkim szczęśliwie udało się uciec, a Ty pomiędzy kolejnymi regałami dostrzegłeś kilka Elfów, oczywistych sprawców tego zamieszania, teraz próbujących uciec jakimiś innym wyjściem do kolejnego pomieszczenia, gdy zdali sobie sprawę, że ich pułapka zawiodła. -
Schowała się, tak jak polecił.
-
//A gdzie tak dokładnie?//
-
//to napiszę trochę inaczej xd//
Sprawdziła, gdzie się może schować. -
Szybko pobiegł za nimi dzierżąc topór. Może te Elfiki doprowadzą go oraz jego tymczasowych towarzyszy do ich siedliska, gdzie się próbują ukryć. Nim ruszył machnął również ręką do reszty kompanii w wiadomym celu.
-
Taczka:
Cóż, była służąca Wam za kryjówkę jama, ale też mogłabyś ukryć się w jakichś zaroślach, których tu pełno, w końcu to las.
Kazute:
Pozostałym nie trzeba było dwa razy powtarzać, więc pognali za Tobą. Tymczasem Elfy zdążyły uciec i zatrzasnąć za sobą drzwi, jakby miało Was to w ogóle zatrzymać… -
Schowała się więc gdzieś w tej jamie.
-
Każdy bywa zdesperowany. Zwłaszcza, gdy wie, że śmierć po niego przychodzi wielkimi krokami, z toporem w dłoniach… Otworzył drzwi, jak nie dało się normalnie, to je po prostu wyważył. Ewentualnie ponownie spróbował wyrąbać, a raczej nie będą już stawiały takiego oporu jak tamte do sali tronowej.
-
Taczka:
Po chwili usłyszałaś, jak chłopak i pies odchodzą, a nieco później najpierw poczułaś paskudny smród, a chwilę potem usłyszałaś pierwsze Gobliny. Przez wejście do jamy mogłaś nawet zobaczyć ich obute stopy, gdy przeszukiwali okolicę, głośno naradzając się, gdzie powinni udać się teraz dalej.
Kazute:
W tej postaci, z drobną pomocą innych, zdołałeś bez trudu wyważyć drzwi, prowadzące na dalszy korytarz i do kolejnych pomieszczeń. -
Czekała, aż Gobliny sobie pójdą.
-
Time skip za pozwoleniem Kuby
Sylvia, ośmielona niedawnym sukcesem i w sumie nieco znudzona, wzięła kolejne zlecenie z tych przyniesionych przez Dethana. Tym razem stwierdziła, że zajmie się tym gościem od niewolników. Jak to często bywa, chojarczenie do niczego dobrego nie prowadzi, bo o ile zlecenie udało się jej wykonać, o tyle porządnie zraniła się w prawą rękę w trakcie walki. Była też nieco niezadowolona z siebie, że w przypływie złości dobiła kolesia, przez co nie dostała pełnej nagrody. Teraz siedziała przy stole, raz i drugi poprawiając niezdarny opatrunek, który sobie założyła. Pewnie gdyby nie dzieciaki to by sobie podpiła dla uśmierzenia bólu.
-
Taczka:
Nie stało się to tak szybko, nawet tak głupie pokurcze jak oni rozumieli, że ktoś musiał tu być, i w prosty sposób połączyli to z Waszą ucieczką, dokładnie przeszukując obóz.
- Ciemno zaraz będzie, trza by było już do miasta wracać. - mruknął jeden z Goblinów.
- No, kurwa, nie zasraj się tam, Skrawl. Szefo kazał przyprowadzić chłopaka, żeby można go było pomęczyć i zabić, i dziewczynę, żeby mógł jeszcze pochędożyć, zanim odda ją tamtym kapturzastym. - odparł inny.
- A kto to w ogóle jest? - zapytał ten sam Goblin. - Nasz szefo jest najsilniejszy w całym Kasuss, to czemu jakieś blade wymoczki w kapturach będą mu dyktować warunki?
- Chuj wie. Ale podobno to ktoś od jakiegoś ważnego… No, ważnego. Także morda i szukać dalej.
W odpowiedzi kilka kolejnych Goblinów odmruknęło coś w odpowiedzi i wznowiło poszukiwania.
Abby:
Dzieciaki, jak to dzieciaki, biegały, bawiły się, krzyczały i wszędzie było ich pełno, ale każde z nich doskonale wiedziało, kiedy uszanować Twoją prywatność, więc miałaś choć kilka chwil spokoju, która mogłaś poświęcić choćby na opatrzenie rany. Dethana akurat nie było, jak zwykle zajęty był swoimi ciemnymi sprawkami w mieście, co przypomniało Ci jego ostatnią konfrontację z bandą drowskich skrytobójców oraz poznanie Geretha, zwanego Dłonią lub Pozbawionym Twarzy, oraz Bolga, Orkologa i jego kompana w licznych przygodach. Ciekawe, gdzie teraz ich wywiało? -
Próbowała być jak najciszej, żeby Gobliny nie zwróciły uwagi na jej kryjówkę.
-
Z jednej strony trochę ją to interesowało, a z drugiej miała wrażenie, że im więcej będzie o nich myśleć, tym prędzej ich licho przyniesie. Choć nie mogła odmówić im tego, że już kilka razy uratowali jej i Dethanowi dupy, to i tak po części łączyła ich z tymi kłopotami. W końcu podniosła się i postanowiła zająć dzieciakami. Nieco ją też intrygowało, co się stało z tym dzieckiem, które niedawno ktoś przytargał.
-
Taczka:
Udało się, bowiem jeszcze chwilę powęszyli tu i odeszli, szukając dalej.
Abby:
Tego nie wiedziałaś i, niestety, już się pewnie nie dowiesz. Dziewczyna zniknęła nagle, chyba jeszcze tego samego dnia, gdy trafiła pod Twój dach, przyprowadzona przez tamtego Norda, lub dzień później. Mogłaś tylko liczyć, że trafiła w jakieś inne miejsce, choć tutaj, w Kasuss, stolicy bezprawia Elarid, mógł ją spotkać o wiele gorszy los… Dzieci tymczasem nie wydawały się szczególnie potrzebujące opieki, nie licząc szukania kilku zaginionych zabawek czy godzenia skłóconych szkrabów nie miałaś tu nic do roboty. -
Wychyliła się, żeby sprawdzić, czy Gobliny sobie poszły.
-
Trochę z braku laku sprawdziła jak tam rana. Najpierw ta świeższa, potem ta starsza. Na moment przywołała wizję wynoszenia się z dzieciakami poza miasto. Wydawało się to równie realne jak ta bajka o człowieku, który zgromadził wszytskie zwierzęta w ogromnej drewnianej szkatule. Sylvia miała nadzieję, że ten problem już na pewno będzie zażegnany lada moment.