Miasto Kasuss
-
Abby:
Może i on był przytłoczony, może nie chciał zrobić Ci przykrości, ale również się do Ciebie przytulił i trwaliście w uścisku kilkanaście dobrych sekund.
- Gdy się stąd wyniesiemy będzie lepiej, zobaczysz. Dla wszystkich.
Taczka:
Wciąż zdziwiony, również się do Ciebie przytulił, ale odsunął się po chwili.
- Ale jak? Jak? Nic nie rozumiem. Skąd się tu wzięłaś? Przecież Cię szukają. -
-W-wlaśnie… Mój pan powiedział, że powinnam po ciebie pójść. - Spuściła głowę. - Proszę, czy mógłbyś ze mną wrócić?
-
Zacisnęła usta i postarała się, by żadne ‘jeśli’ jej się nie wymsknęło. To, że ona w to nie wierzyła, nie znaczyło, że miała tym jeszcze dobić Dethana. W końcu go puściła i uśmiechnęła się. Będzie dobrze, będzie dobrze.
-
Taczka:
- Twój pan? - zapytał, unosząc podejrzliwie brew. - To na czym naprawdę Ci zależało? Na mnie czy na tych pismach Goblina?
Abby:
- Jutro wszystko będzie gotowe… Znajdę kupca na ten dom, wyliczę ile zajmie i będzie kosztować transport i takie tam… Wciąż myślę, gdzie by uciec, i chyba najbardziej odpowiada mi Hammer. Co Ty na to? -
— Ty wiesz najlepiej. Tyle lat, ale wciąż gówno wiem o świecie. Trochę się boję, ale wezmę się w garść.
-
-To wcale nie tak… Myślałam, że się ucieszysz…
-
Abby:
- To może zwiedzisz kawałek? Jak znajdą się ludzie, którzy będą adoptować dzieci, władze miasta, które pomogą, i zabraknie zgrai bandytów sam dam radę zająć się wszystkim, a Ty będziesz mogła odpocząć. Ponoć nad morzem jest pięknie o tej porze roku.
Taczka:
- Prawie dla Ciebie zginąłem… Cieszę się, ale muszę to wszystko ułożyć sobie w głowie. -
-C-co chcesz teraz zrobić?
-
//czuję się wypierdolona z domu//
— A poradziłbyś sobie z tą zgrają pod moją nieobecność? To może trochę potrwać.
-
Taczka:
- Uciec jak najdalej od tego miasta i dybiących na mnie i na Ciebie łowców nagród. Później się zobaczy.
Abby:
//To jest oferta, z której możesz, ale nie musisz skorzystać.//
- Na pewno. A jeśli nie to wynajmę najlepszych łowców nagród żeby Cię znaleźli i sprowadzili z powrotem. -
Sylvia zamyśliła się. A co jeśli Dethan zginie i nie będzie mógł jej wezwać? Przyłapała się na myśli, że to o niego martwiła się bardziej. Sama podróż brzmiała przerażająco.
— W sumie co ja się oszukuję. Wyobrażasz sobie mnie w podróży? Ty mi mówisz o morzu, a ja nawet nie wiem, jak ono wygląda! -
-A wiesz dokąd chcesz uciec?
-
@Kubeł1001 napisał w Miasto Kasuss:
It:
Na dole niewiele się zmieniło, gości było tylko o kilku mniej, a może nawet tyle samo, również pracownicy kręcili się jak do tej pory, zajęci swoimi zadaniami. Eerci i Magnus siedzieli przy jednym ze stolików, obaj plecami do ściany.Zamówił więc kieliszek wina mając nadzieję, że skoro Magnus je pije, to nie będzie aż tak złe…
To miejsce jakoś go przytłaczało… przyglądając się klientom może troszkę bardziej niż wypadało przysiadł się do stolika, który zajmowali jego towarzysze. -
Abby:
- Dlatego najwyższa pora się przekonać! No ale dobrze, nie będę Cię namawiać, zwłaszcza że najpierw trzeba się stąd będzie wyrwać.
Taczka:
- A ten, który dał Tobie schronienie, dla którego miałaś zdobyć informacje o tym Goblinie mógłby mi pomóc?
It:
Nie był to dobry pomysł, większość bywalców tej karczmy, tak jak i populacji miasta, stanowili kryminaliści, a miałeś wrażenie, że tacy to nawet za spojrzenie mogą zabić, a wątpiłeś, żeby nowi kompani zżyli się z Tobą na tyle, aby pomóc Ci w takiej sytuacji. Wino kosztowało pięć sztuk złota, ale faktycznie nie było jakieś szczególnie złe, dość dobre, choć pijałeś lepsze. Tamci dwaj nie odeszli, ale też zbytnio nie zareagowali na Twój widok. Jakoś będziesz musiał wkraść się w ich łaski, co chyba nie jest takie trudne, miałeś przeczucie, że Magnus, jak każdy Mag, potrzebował ucznia, którego mógłby szkolić, a wcześniej nie miał do tego okazji. -
-Mój pan nie wydaje się być zły, więc pewnie tak… - Zamyśliła się na chwilę. - Ale nawet jeśli się nie zgodzi, to ja cię nie zostawię.
-
— Muszę się nad tym zastanowić. To nie jest decyzja na zaraz. Mam w ogóle czas nad tym pomyśleć?
-
Taczka:
- Sama tu przyszłaś?
Abby:
- W najlepszym wypadku zajmie nam to miesiąc lub dwa, więc masz go chyba aż nadto. -
-Pan wysłał ze mną kilku ochroniarzy, a czemu pytasz?
-
//nie ograniem tego planu
Pokiwała głową.
— Potrzebujesz czegoś? -
- Aaa… to jakiś koszmar! - westchnął - Takie napastowanie przez hołotę z żelazem w ręku to norma w tej pracy? Myślałem że wasze zadania będą bardziej… bohaterskie? - uśmiechnął się do Eerciego… wbrew temu co można by przypuszczać wcale nie raził sobie tak dobrze rozmawiając o niczym… po części dlatego nie chciał też zostać w Zielonym Klejnocie