Miasto Kasuss
-
Wzruszyła ramionami.
— Tego już się nie dowiemy. Byliśmy w nieco innym położeniu niż teraz. A jak to jest być takim Władcą? Dobrze? Tak poza tym że ja i inni dybamy na Twoje życie. -
- Inaczej niż być władcą jakiejkolwiek innej rasy. - odrzekł po krótkiej chwili namysłu. - Na Zmiennokształtnych polują wszyscy. Mordują nas wszyscy tylko za to, kim jesteśmy. Pamiętając o tym, muszę dbać o swoje życie, bezpieczeństwo moich poddanych i interesy całej grupy. Nie jest to łatwe, gdy w tym celu musisz mieć pod ręką kilkadziesiąt różnych postaci o różnym wyglądzie, rasie, posturze czy charakterze. A trzymanie w ryzach wszystkich innych Zmiennokształtnych, zwłaszcza tych młodych, nie jest też rzeczą prostą.
-
— Jak się w ogóle takim wladcą zostaje?
-
- Normalni władcy zyskują poparcie dzięki dziedziczeniu, wsparciu możnych lub po prostu tron kupują. Inni, tak jak ja, zdobywają go, budując wokół siebie tak liczne stronnictwo, aż nikt nie będzie na tyle silny, aby zagrozić jego pozycji.
-
Pokiwała głową.
— To brzmi jakbyśmy na jakiejś specyficznej płaszczyźnie byli do siebie podobni. Ciekawe. -
- Co masz dokładnie na myśli?
-
— Że w żadnym wypadku nie jesteśmy zwyczajni.
Znów upiła wina, o ile jeszcze miała. -
- My? Więc jaka jest twoja historia? - zapytał, dolewając znowu wina.
-
— Cóż. Mój towarzysz twierdzi, że bywam za dobra jak na mieszkankę tego przeklętego zadupia. Kilka dzieci niegdyś uratowało mnie przed śmiercią. W zamian dałam im jedzenie, ale jak to z dziećmi bywa, szybko znów były głodne. Może nie zostałam ich królową i raczej się na to nie zanosi, ale i tak jestem już z nimi kojarzona. Zrozumiałam to po pojawieniu się Katii.
-
- Z tego co słyszałem to zadajesz się nie tylko z sierotami, włóczęgami i ulicznikami.
-
Popatrzyła na niego z lekkim zirytowaniem, czekając aż ten przejdzie, o co mu chodzi i przestanie jej przerywać.
-
- Ten wielki mięśniak, Bolg czy jak mu tam, mnie nie interesuje. Mam na myśli mężczyznę w srebrnej masce. Nie wiem jak ci się przedstawił, ale ja znam go jako Pozbawionego Twarzy.
-
— Chyba wiem, o kogo ci chodzi. Chyba. Co z nim?
-
- Powiedzmy, że ja i on mamy wspólną historię. Chciałbym wiedzieć jak wiele o nim wiesz.
-
— Wiem tyle, że ma “wspólną historię” z Dethanem.
-
- Sądzisz, że miałby coś przeciwko gdybym sprowadził go tutaj i omówił te wspólne historie? Chyba że sama mogłabyś mi coś więcej powiedzieć. Ja odwdzięczyłbym się z kolei informacjami, o których ty i Dethan możecie nie mieć pojęcia.
-
— Pewnie by miał. Bo znając życie nie wyszedłby już stąd.
-
- Mówiłem, że nie mam interesu w zabijaniu kogokolwiek z was, już nie teraz. Zresztą… Znacznie bardziej cenię sobie ciebie żywą. - powiedział, sięgając dłonią do twoich włosów. - I twoje towarzystwo.
-
Postarała się nie wzdrygnąć. Upiła nieco wina. Przypomniała sobie jednak swoje słowa, o tym jakby to się z nim kochała za darmo, które pomimo tego, że raczej były kłamstwem, mogły nieco namieszać w ich “relacji”. Pod wpływem tych myśli zarumieniła się lekko. Odkaszlnęła.
-
Szczęśliwie nie miał zamiaru zrobić nic więcej i zabrał rękę, choć wciąż się tobie przyglądał.
- Jeśli nie chcesz jeszcze o czymś ze mną porozmawiać, to możesz już odejść. Moi słudzy wskażą ci drogę do komnaty.