Miasto Kasuss
-
- Mówiłem, że nie mam interesu w zabijaniu kogokolwiek z was, już nie teraz. Zresztą… Znacznie bardziej cenię sobie ciebie żywą. - powiedział, sięgając dłonią do twoich włosów. - I twoje towarzystwo.
-
Postarała się nie wzdrygnąć. Upiła nieco wina. Przypomniała sobie jednak swoje słowa, o tym jakby to się z nim kochała za darmo, które pomimo tego, że raczej były kłamstwem, mogły nieco namieszać w ich “relacji”. Pod wpływem tych myśli zarumieniła się lekko. Odkaszlnęła.
-
Szczęśliwie nie miał zamiaru zrobić nic więcej i zabrał rękę, choć wciąż się tobie przyglądał.
- Jeśli nie chcesz jeszcze o czymś ze mną porozmawiać, to możesz już odejść. Moi słudzy wskażą ci drogę do komnaty. -
Odłożyła kielich i wstała. Miała ochotę iść spać.
-
Uśmiechnął się pod nosem, jakby licząc na inną decyzję. Niemniej, machnął ręką, a obok ciebie zjawił się jeden z jego sługusów, mając cię zaprowadzić do komnaty.
- Gwarantuję ci, że nie uciekniesz, ale możesz spróbować. Jeśli jednak to zrobisz, to gwarantuję, że spędzisz tu więcej czasu i to w mniej komfortowych warunkach niż do tej pory. - uprzedził cię jeszcze Zmiennokształtny. -
Wzruszyła ramionami.
— Ja nie uciekam jak szczur, kochanie.
Wiedziała, że za te słowa i tak jej dokopie, ale już miała to gdzieś. A nie potrafiła przestać się z nim droczyć. -
Uśmiechnął się lekko pod nosem, chyba nawet szczerze.
- Spanikowałem i to było pierwsze, co przyszło mi do głowy. -
— Coś lubisz gwarantować różne rzeczy, co?
Zaśmiała się. -
- Co dokładnie masz na myśli?
-
— Może po prostu lubisz to słowo. Nieważne. — Przeciągnęła się i westchnęła, po czym spojrzała na tego sługę. — Chyba odechciało mi się spać.
-
Ten spojrzał na swojego pana, ale Zmiennokształtny jedynie wzruszył ramionami i odesłał go jednym ruchem dłoni.
-
Przeciągnęła się i znów usiadła.
— Zgaduję, że innych potencjalnych morderców pozbywasz się w inny sposób, co? -
- Nie każdy zabójca na mnie nasłany jest równie urokliwy co ty, ale fakt, zwykle nie mam przyjemności z nimi później porozmawiać. Mówiąc szczerze, to pierwsza taka sytuacja.
-
Przygryzła wargę na moment, po czym zaśmiała się. Zaplotła ręce na karku.
— I dlatego ta głupia gąska potrzebowała tyle czasu, by mnie udawać? Czy może to zwyczajowy czas do tego potrzebny? -
- Nie jest moim najlepszym szpiegiem, ale nie miałem nikogo innego pod ręką. Mam tylko nadzieję, że nie wpadła i twój ukochany nie gna tu teraz z bandą wrednych najemników.
-
Zmrużyła oczy. Nie żeby nie wierzyła w Dethana, ale wątpiła, by był w stanie do niej się dostać, a co dopiero ją stąd zabrać. Tych wszystkich zmiennokształtnych było sporo. Z drugiej strony władca uniknął pytania, ciekawe.
— Nie jestem w stanie ci tego powiedzieć.
Złapała za kieliszek i spojrzała, czy czasem już nie jest pusty. Złapała się na tym, że nie wie, czego chce bardziej — żeby tej idiotce się udało, czy wręcz przeciwnie. -
Był pusty, bo dopiłaś wino, mając odejść do swojej kwatery, ale wystarczył tylko drobny gest twojego rozmówcy, a zjawił się sługa z butelką, który ponownie napełnił ci kieliszek.
- Wiem, że pewnie w to nie uwierzy, ale mimo wszystko mamy wspólne interesy, choć może moje metody na to nie wskazywały. -
— To już od ciebie zależy, jak to rozegrasz. Byłoby mi jednak przykro, gdybyś naraził mnie na stratę.
Upiła wina i westchnęła.
— Grywasz czasem w karty? -
- Gdy żyje się tyle lat, co ja, karty są już nudne. Podobnie jak szachy. Po prostu znasz już wszystkie ruchy, zasady i oszustwa, więc nie potrafisz przegrać. Może gdybym nie został władcą Zmiennokształtnych stałbym się najlepszym karcianym oszustem Elarid? Kto wie? Niezbadane są ścieżki losu, a ja mam przed sobą jeszcze wiele życia.
-
— Też prawda. Czyli nie przekonuje cię żadna gra? To co ty robisz dla rozrywki poza ucinaniem sobie pogawędek ze strategicznie porwanymi osobami?