Miasto Kasuss
-
- Co dokładnie masz na myśli?
-
— Może po prostu lubisz to słowo. Nieważne. — Przeciągnęła się i westchnęła, po czym spojrzała na tego sługę. — Chyba odechciało mi się spać.
-
Ten spojrzał na swojego pana, ale Zmiennokształtny jedynie wzruszył ramionami i odesłał go jednym ruchem dłoni.
-
Przeciągnęła się i znów usiadła.
— Zgaduję, że innych potencjalnych morderców pozbywasz się w inny sposób, co? -
- Nie każdy zabójca na mnie nasłany jest równie urokliwy co ty, ale fakt, zwykle nie mam przyjemności z nimi później porozmawiać. Mówiąc szczerze, to pierwsza taka sytuacja.
-
Przygryzła wargę na moment, po czym zaśmiała się. Zaplotła ręce na karku.
— I dlatego ta głupia gąska potrzebowała tyle czasu, by mnie udawać? Czy może to zwyczajowy czas do tego potrzebny? -
- Nie jest moim najlepszym szpiegiem, ale nie miałem nikogo innego pod ręką. Mam tylko nadzieję, że nie wpadła i twój ukochany nie gna tu teraz z bandą wrednych najemników.
-
Zmrużyła oczy. Nie żeby nie wierzyła w Dethana, ale wątpiła, by był w stanie do niej się dostać, a co dopiero ją stąd zabrać. Tych wszystkich zmiennokształtnych było sporo. Z drugiej strony władca uniknął pytania, ciekawe.
— Nie jestem w stanie ci tego powiedzieć.
Złapała za kieliszek i spojrzała, czy czasem już nie jest pusty. Złapała się na tym, że nie wie, czego chce bardziej — żeby tej idiotce się udało, czy wręcz przeciwnie. -
Był pusty, bo dopiłaś wino, mając odejść do swojej kwatery, ale wystarczył tylko drobny gest twojego rozmówcy, a zjawił się sługa z butelką, który ponownie napełnił ci kieliszek.
- Wiem, że pewnie w to nie uwierzy, ale mimo wszystko mamy wspólne interesy, choć może moje metody na to nie wskazywały. -
— To już od ciebie zależy, jak to rozegrasz. Byłoby mi jednak przykro, gdybyś naraził mnie na stratę.
Upiła wina i westchnęła.
— Grywasz czasem w karty? -
- Gdy żyje się tyle lat, co ja, karty są już nudne. Podobnie jak szachy. Po prostu znasz już wszystkie ruchy, zasady i oszustwa, więc nie potrafisz przegrać. Może gdybym nie został władcą Zmiennokształtnych stałbym się najlepszym karcianym oszustem Elarid? Kto wie? Niezbadane są ścieżki losu, a ja mam przed sobą jeszcze wiele życia.
-
— Też prawda. Czyli nie przekonuje cię żadna gra? To co ty robisz dla rozrywki poza ucinaniem sobie pogawędek ze strategicznie porwanymi osobami?
-
- Nie powiedziałem, że żadna, tylko te, których można nauczyć się na pamięć. Hazard jest na tyle nieprzewidywalny, że wciąż potrafi sprawiać mi przyjemność. Czasem bycie władcą Zmiennokształtnych jest nużące, więc lubię wodzić za nos innych, przyjmując inne postaci i żyjąc jakiś czas ich życiem. I, jak się pewnie domyślasz z naszego pierwszego spotkania, nie tylko to.
-
Zaśmiała się słodko.
— A w kobiety się czasem wcielasz, czy to nie w twoim guście? -
- Mówi się, że Zmiennokształtni nie mają płci. Może coś w tym być, ale zawsze czułem się lepiej w skórach mężczyzn czy innych samców, choć kilka razy musiałem też przybierać damskie twarze, ale tylko w kryzysowych sytuacjach.
-
— Często tak opierasz się na tym, co się mówi, zamiast mieć własne osądy? W końcu sporo z tego co “się mówi” jest dla twoich pobratymców krzywdzące, nie?
-
- Mówiąc szczerze to nie znam żadnego pozytywnego stereotypu czy jakiejkolwiek tego typu wzmianki. Zawsze przedstawiają nas niekoniecznie jako gorszych, ale zawsze jako niebezpiecznych.
-
— Słuszna uwaga. A co ty możesz powiedzieć pozytywnego, nie bacząc na pomówienia?
-
- Że jesteśmy tacy, jak wszyscy, i próbujemy znaleźć swoją drogę w tym świecie. Jedni robią to, starając się nie czynić zła, inni wręcz przeciwnie. Tak jak wszyscy inni, przedstawiciele każdej rasy. Ale że oni nie potrafią zmieniać skóry, to ich już to nie dotyczy, oni mają wybór, my zaś musimy robić wyłącznie złe rzeczy, tak jak Wilkołaki, Wampiry i inne takie.
-
Gumir:
Podróż trochę ci zajęła, ale przynajmniej nie musiałeś martwić się żadnymi Hobgoblinami albo innymi niebezpieczeństwami, więc dotarłeś do Kasuss w jednym kawałku.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - wyrecytował zwyczajową formułkę jeden z kilku barczystych strażników strzegących głównej bramy miasta.