Miasto Kasuss
-
— Często tak opierasz się na tym, co się mówi, zamiast mieć własne osądy? W końcu sporo z tego co “się mówi” jest dla twoich pobratymców krzywdzące, nie?
-
- Mówiąc szczerze to nie znam żadnego pozytywnego stereotypu czy jakiejkolwiek tego typu wzmianki. Zawsze przedstawiają nas niekoniecznie jako gorszych, ale zawsze jako niebezpiecznych.
-
— Słuszna uwaga. A co ty możesz powiedzieć pozytywnego, nie bacząc na pomówienia?
-
- Że jesteśmy tacy, jak wszyscy, i próbujemy znaleźć swoją drogę w tym świecie. Jedni robią to, starając się nie czynić zła, inni wręcz przeciwnie. Tak jak wszyscy inni, przedstawiciele każdej rasy. Ale że oni nie potrafią zmieniać skóry, to ich już to nie dotyczy, oni mają wybór, my zaś musimy robić wyłącznie złe rzeczy, tak jak Wilkołaki, Wampiry i inne takie.
-
Gumir:
Podróż trochę ci zajęła, ale przynajmniej nie musiałeś martwić się żadnymi Hobgoblinami albo innymi niebezpieczeństwami, więc dotarłeś do Kasuss w jednym kawałku.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - wyrecytował zwyczajową formułkę jeden z kilku barczystych strażników strzegących głównej bramy miasta. -
Kasuss, miasto możliwości czy dobrego wina? Tego Baldwin nie wiedział, ale wkrótce się dowie. Na wejściu od razu straż.
- Baldwin Kowalomłoty! Jestem kowalem. Właśnie uciekłem z zamku nie tak daleko stąd, hobgobliny go opanowały i ten. - Odpowiedział na pytania strażnika. - Szukam przygód i roboty, bo przez gobliny straciłem trochę złota. Musiałem wyrzucić sakiewkę ze złotem żeby spowolnić pościg. -
Nie byłeś pewien, na ile ci uwierzyli, a na ile w ogóle ich to nie obchodziło, ale żaden nie skomentował twojej ostatniej przygody. Zamiast tego odsunęli się i otworzyli bramę, abyś mógł wejść do środka.
-
Baldwin wszedł do środka i od razu poszukał karczmy, gdzie też powinna znajdować się tablica z ogłoszeniami. Oby było na niej więcej obwieszczeń o poszukiwaniach towarzyszy do przygód niż głupich reklam pobliskich pracowni rzemieślniczych.
-
Na dobrą sprawę nie musiałeś szukać karczmy, bo pierwszą tablicę ogłoszeń odnalazłeś już w pobliżu bramy. Jako że tę tutaj mogło zobaczyć najwięcej osób, to właśnie na niej zawieszono najwięcej zleceń, informacji i tym podobnych.
//W następnym poście, przy okazji przeglądania tego wszystkiego, napisz od razu, konkretnie, czego szukasz, żeby przyspieszyć cały proces.// -
Stanął przed tablicą z ogłoszeniami gdzie poszukał możliwości dołączenia do bandy. Może wspólne zabijanie potworów, wyruszenie na przygodę, a może wyprawa morska, bo przecież Kasuss leży przy rzece prowadzącej do Nowego Gligasz. Z góry ignorował ogłoszenia dla samotnych wilków jako niedoświadczony w boju i tego typu wyzwaniach.
-
Kartel, organizacja przestępcza, która miała swoją siedzibę właśnie w tym mieście, szukała takich jak ty i oferowała tego typu misje zespołowe na równi z indywidualnymi. Jak się też dowiedziałeś, w jednej z karczm nabór prowadził Legion Chaosu, jedna z większych kompanii najemników, zrzeszająca przede wszystkim tych, dla których najpierw liczył się zysk, potem treść zadania, a na koniec to, kto je wydał.
-
Baldwin uznał, że uda się do karczmy, o której mowa w ogłoszeniu, ale pierw zakupi zbroję i hełm albo zrobi sobie własną tylko wynajmie od kogoś pracownię. Materiał ma, a w sumie cztery grube sztaby krasnoludzkiej stali powinny wystarczyć na prostą konstrukcję. Poszukał kuźni w mieście.
-
Jak na tak duże, ludne i gwarne miasto, w którym krzyżowało się też wiele większych i mniejszych szlaków handlowych, przystało, w Kasuss nie brakowało kuźni różnego formatu, od niewielkich budowli po takie, które dorównywały tym z Axer, krasnoludzkiej stolicy. Nie ma co się zresztą dziwić, lwią część napotkanych przez ciebie kuźni prowadzili twoi brodaci ziomkowie, pozostałe były w rękach Goblinów i ludzi, w oko wpadła ci też jedna zarządzana przez Elfa, a druga przez Drowa, z racji animozji między tymi rasami były one położone niemal na dwóch krańcach miasta. Tak czy siak, masz w czym wybierać.
-
Wybrał małą kuźnie krasnoludzką, której właściciel powinien być chętniejszy do zarobienia dodatkowych groszy.
- Dobry, majster. - Zagaił do właściciela.
- Chciałbym wynająć pracownię z wyposażeniem po godzinach. Jedna robota, muszę wykuć sobie pancerz, zapłacę dobrze i mam własny materiał. -
- Na kowala to ty nie wyglądasz. - mruknął, uderzając młotem kilka razy w coś, co mogło w przyszłości zostać mieczem. Po chwili wziął szczypce i odłożył kuty metal do balii z wodą. - Ale mogę się zgodzić. Tylko warunek jest taki, że ja tu zostaję, jak będziesz wymachiwać młotem, żebyś mi czego nie zwinął. I ile zapłacisz?
-
- A niech se majster ogląda, w końcu to twoja kuźnia. - Stwierdził pozytywnym tonem fakty i już próbując pokazać większą pewność siebie dodał. - Dwadzieścia sztuk złota?
-
- Trzydzieści. - odparł po namyśle Krasnolud.
-
- Dobra, majster. Niech będzie moja strata. - Powiedział i podał sakiewkę z odliczonymi przy kransoludzie trzydziestoma sztukami złota.