Archipelag Sztormu
-
Max:
Wszystko było w jak najlepszym porządku, a oni po kolei schodzili do miejsca swojego uwięzienia. Ostatni, Goblin, przystanął jednak na chwilę, a później rozejrzał się wokół i szepnął do Ciebie.
- Ja nie chcę do więzienia, ani na stryczek… Ja wiem o wielkim łupie, ukrytym przez kapitana tutaj, na jednej z wysp… Podzielę się nim. Z Tobą, z Wami, bez różnicy. Tylko dajcie mi wolność.
Kazute:
Trafiłaś perfekcyjnie miejsce, gdzie znajdował się Twój cel. Niestety, nie było go tam, gdy ostrze przecinało powietrze, wódz wykonał niespodziewanie szybki unik i zaczął wzywać na pomoc swoich wojowników, ale sam nie uciekał. Wiedział, że gdy się oddali, strzelisz mu w plecy, a tak miał przynajmniej jakieś minimalne szanse, że otrzyma pomoc, nim zdołasz go zgładzić.
Vader:
Pokiwali głowami i rozeszli się w swoje strony.
//Masz coś do zrobienia czy przeskakujemy od razu do uczty?// -
Rozejrzał się wokół, czy jest tu ktoś jeszcze. Pechowo, gdyby był tu sam jeden, bo nie miałby kto pójść ok kapitana.
- Czemu akurat ty wiesz o tym łupie? -
Musi działać szybko, żeby nikt nie zdołał się wtrącić. Nadepnęła na nogę wodza, w tym samym czasie również chwyciła go za nadgarstek pociągając do siebie, drugą ręką wykonując pchnięcie kolejnym odkrytym ostrzem.
-
//Uczta.///
-
Max:
- Piraci są chciwi. Wszyscy. Jakby wiedział ktoś więcej niż ja, pierwszy oficero, i kapitańcio, to rzuciliby się na nas albo by spierdolili, żeby zabrać łup. A tak to mielibyśmy go dla siebie, a im dalibyśmy tylko uczciwą część. Ale teraz kapitańcio nie żyje, a ja chcę żyć, a za to dam każdy łup. To co? Robimy interes?
Kazute:
Byłby martwy, gdyby nie to, że coś zablokowało Twoje ostrze. Wątpliwe, żeby sam wyciągnął jakąś broń, niezbyt miał jak i czym. Pancerza też przecież nie miał wcześniej na sobie…
Vader:
Następnego dnia, gdy przybyli przewodnicy lokalnego wodza, wyruszyliście na obiecaną ucztę, zostawiając w obozie tylko kilku ochotników czy innych pechowców, aby go pilnowali. Wszyscy cieszyli się na solidne jedzenie, suchary, suszone mięso i łowione ryby im zbrzydły, a ciężko było upolować na lądzie coś na tyle treściwego, aby się na jeść, i żeby nie zabiło przy okazji myśliwego. Podróż przez dżunglę była krótka, a po chwili dotarliście do otoczonej palisadą wioski, gdzie stało około trzydziestu różnych budynków, głównie chat mieszkańców. W środku płonęło wielkie ognisko, a wokół niego ustawiono długie ławy. Przy jednej zasiadał wódz i jego rodzina oraz świta, kolejną zajmowali mężczyźni, a następną kobiety i dzieci. Wam przeznaczono ostatnią, wolną. -
- Zaprowadzę cię do kapitana. Tam sobie z nim pogadasz jak pirat z piratem.
Zamknął resztę, upewnił się że pierwszy oficer jest skuty i ruszył na któreś z kolei poszukiwanie kapitana… -
Brook “Wilcze serce” Currington
Zasiadł po środku, wcześniej witając się z wodzem. -
Ten post został usunięty!
-
//Eiss teraz: Why do I hear boss music theme? //
Rozdmuchała dym wokół ciała przeciwnika, zostawiając jednak chmarę dymu wokół, by inni ich nie widzieli, a także buchnęła nim w oczy wodza w próbie oślepienia go. Przyjrzała się jego ciału, a gdyby się miotał odskoczyła. Taki prymitywny człowiek nie mógł być przecież Magiem… -
Max:
Znalazłeś go bez trudu, tym razem.
- A ten co? - zapytał zdziwiony, wskazując na przyprowadzonego Goblina. - Jak masz za mało miejsca pod pokładem, to wywal go za burtę, jeden Goblin na pokładzie czy poza nim nie robi mi większej różnicy.
Vader:
Również Cię przywitał, a wtedy skąpo odziane kobiety zaczęły wnosić napoje i pierwsze potrawy, różnorakie przystawki, pośród których przeważały różne owoce, warzywa i owoce morza.
Nim zabraliście się do jedzenia, wódz wstał i poświęcił chwilę na krótką przemowę, która bardzo ucieszyła jego rodaków. Chyba teraz pora na Ciebie, sądząc po wpatrzonych w Twoją twarz oczach wodza i wielu tubylców, aby dać od siebie równie krótką mowę, przy pomocy tłumacza, i zająć się ucztą oraz zacieśnianiem więzów pomiędzy tubylcami.
Kazute:
Nie był, powód był o wiele bardziej prozaiczny: Nie byliście tu przecież sami, zawsze towarzyszył Wam tłumacz, który przedstawił Ci się jako Nawigator. Nie był on może w sile wieku, jak jego wódz, ale wciąż miał coś z dawnej szybkości i zwinności, skoro zdołał niepostrzeżenie wyciągnąć sztylet z jakiegoś dziwnego, połyskującego minerału, być może Akwamarynu, największego bogactwa archipelagu, którym sparował Twój cios, niemalże na oślep. Bez słowa wyjął również drugi i stanął pomiędzy Tobą, a swoim wodzem. -
- Twierdzi, że wie gdzie jest jakiś skarb, Sam nie wiem czy mu ufać czy nie, ale wierzę że ty - mimo wszystko - będziesz w tej kwestii bardziej kompetentny niż ja. No, powiedz mu to co mi - zwrócił się do jeńca.
-
Przyznała się w myślach do swojego błędu, jaki popełniła lekceważąc starca. Teraz miała dwóch przeciwników w walce w zwarciu, a czasu do przybycia wojów coraz mniej. Mogłaby zmienić się w pył i odlecieć, by z wygodnej odległości strzelać bełty w ich stronę, acz warto zachować tego asa w rękawie, zwłaszcza, że może być jedyną drogą ucieczki. Buchnęła więc gęstym dymem w oczy obu mężczyzn, by je podrażnić oraz oślepić na dłuższą chwilę, po czym stworzyła dymną zasłonę, by nie było widać jak odbiega od nich wzdłuż plaży. Gdy oddaliła się dostatecznie daleko, załadowała bełt do kuszy i wystrzeliła w ich stronę.
-
//Czekam.//
-
Brook “Wilcze serce” Currington
- Ostatnio sporo się dzieje na wyspach - rozpoczął przemówienie. - Istnieje tutaj sporo zagrożeń, sporo problemów, jak i też jest za dużo czasu, by o tym nie myśleć. Jednakże, na całe szczęście, są tacy ludzie jak wy - tutaj wyraźnie mówił do tubylców - którzy sprawiają, że słońce jaśniej świeci, a woda wydaje się być czyściejsza. I za to też chciałbym podziękować. Za to, że możemy was nazwać przyjaciółmi, a nasza współpraca może być bardzo owocna. Chociażby ostatnio pozbyliśmy się Krokkenów, zabijając wielu z nich i paląc ich obozowisko. Chciałbym też podziękować swoim kompanom, którzy uznali mnie za swojego dowódcę. Obdarzyliście mnie lojalnością i ja was nie zawiodę. Bawcie się dobrze, przyjaciele. -
Max:
Powiedział, w końcu od tego zależało jego życie.
- Albo łże jak pies, albo mówi prawdę, ale nie mnie to oceniać. Zamknij go gdzieś, ale z daleka od innych, żeby go przypadkiem nie zatłukli, jakby dowiedzieli się, co nam powiedział. Ja się tam kiedyś chętnie wybiorę.
Kazute:
Zasłona dymna utrudniała widzenie nie tylko im, ale i Tobie, więc spudłowałaś, o czym świadczył bełt, który przeleciał chmurę dymu i pyłu na wylot, wbijając się w piasek na plaży. Dostrzegłaś powoli wysypujących się z chat wojowników, nieopancerzonych, odzianych przeważnie tylko w przepaski biodrowe, jednak nie masz co ich lekceważyć: Uzbrojeni byli w łuki, strzały, włócznie, oszczepy, maczugi i topory, a osłaniali się tarczami wysokimi prawie tak jak oni sami. Ostrza i groty ich broni wykonane były nie z metalu, którego obróbki najpewniej nie znali, ale Akwamarynu, o którym wiedziałaś jedynie, że był cenną błyskotką, a nie materiałem na zabójczą broń. Maczugi również nabijane były akwamarynem, ale większość wojowników dzierżyła maczugi z samego drewna bądź nabijane o wiele tańszymi i prostymi w znalezieniu i wydobyciu, ale niewiele mniej skutecznymi, kawałkami kości, krzemieniami czy pazurami dzikich zwierząt. W Twoim kierunku poleciały trzy pierwsze strzały, a wojownicy zaczęli ustawiać się nawet w jakąś sensowną formację, czego po dzikusach byś się nie spodziewała: Ci z tarczami osłonili łuczników i tych bez tarcz, a trzech z nich przemieszczało się za swoją osłoną tak, aby dotrzeć do wodza i jego doradcy, a potem ich stąd bezpiecznie wyprowadzić.
Vader:
Twoi ludzie pierwsi wznieśli toast, tubylcy dużo później, gdy przełożono im Twoje słowa. Formalnościom stało się jednak za dość, pora na ucztę. Na stole pojawiły się pierwsze potrawy, serwowane przez skąpo odziane i urodziwe miejscowe kobiety, czyli rozmaite soki, lokalne trunki, kraby i inne mniejsze owoce morza, jakieś niewielkie gryzonie oraz jakieś zielone liście, do których spożycia zachęcały Was i kobiety, i inni tubylcy. Może to coś na pobudzenie apetytu? Albo jakiś lokalny, plemienny zwyczaj, na który jesteś zbyt cywilizowany, aby go zrozumieć? -
No, tego to się nie spodziewał. Wolał się jednak nie kłócić i zaczął szukać jakiejś dziury, czy innej kajuty, do której może go wrzucić.
-
Niedobrze, bardzo niedobrze. Najwyraźniej tubylcy zdołali się czegoś nauczyć po poprzednich “gościach” na ich wyspie. Odskoczyła w prawo, by uniknąć strzał, nie miała przecież żadnej kolczugi ani pancerza, który mógłby ją ochronić przed ostrymi grotami. Teraz ma ostatnią szansę, sama z grupą rosłych wojów sobie nie poradzi. Nim pomyślała, co zrobić, oceniła, jak daleko wódz jest od wojów. To dość ważne.
-
//Vader?//
-
Brook “Wilcze serce” Currington
Zapewnie musi spróbować, co też zrobił. Nie trzeba dodawać, że spodziewał się trucizny, czy innych środków szkodzących?
///Też cię kocham./// -
Max:
Kajut było na okręcie pod dostatkiem, od Ciebie zależy, gdzie konkretnie go umieścisz.
Kazute:
Udało Ci się zrobić unik, ale wojownicy nie próżnowali i naciągali już kolejne na cięciwy swoich łuków. Tak wódz, jak i wojownicy i Nawigator, biegli z całych sił, więc dzieli ich od siebie ledwie kilka metrów.
Vader:
Jak każdy rozsądny człowiek na takim miejscu, ale co z tego, skoro już spróbowałeś? Nie wyczułeś nic specjalnego, więc albo przystawka nie była zatruta i możesz zabrać się za resztę posiłku, albo trucizna nie miała smaku, koloru czy zapachu, przez co i tak zginiesz.