Dekapolis
-
W sumie to Targos też nie było najgorszą opcją. Do Targos więc!
-
Przebiłeś się do bram miasta bez żadnych trudności, jak na złość żaden Nord na ciebie nie napadł, a także na szczęście żaden z miejskich strażników nie miał wątpliwości kim jesteś, w Targos byłeś znany i poważany, więc od razu wpuszczono cię do środka przez główną bramę.
-
Taka rozpoznawalność bywa czasem bardzo pomocna, zwłaszcza jeśli nawet straż miasta ma do ciebie respekt a i ludzie częściej schodzą ci z drogi.
Russel bez namysłu udał się do jakiegoś dowódcy wojskowego, kapitana straży czy kogoś takiego kto miałby możliwość udzielenia mu ważnych informacji i wskazania nordyjskich dowódców których w najbliższym czasie trzeba ukrócić o głowy. Jeśli, co wątpliwe, nie wiedział gdzie się udać to popytał strażników lub żołnierzy których bez wątpienia w mieście nie brakowało. -
Targos chyba od zawsze było najbardziej zmilitaryzowanym i najbezpieczniejszym miastem w Dekapolis, walcząc przez całą swoją burzliwą historię z rozmaitymi bestiami, Nordami, Orkami, Goblinami, Krasnoludami i innymi miastami. Straż miejska nie była tutaj biedna i źle wyposażona, istniały co prawda formacje typowo porządkowe, ale nawet oni mieli na sobie solidne gambesony, kapaliny i kolczugi, a wyposażeni byli w sztylety, włócznie i miecze. Jednak ich rzadko kiedy wypuszczano poza miasto, prawdziwą strażą Targos byli odziani w kolczugi, solidne hełmy z przyłbicami, napierśniki i elementy zbroi płytowej na rękach i nogach wojownicy, wyposażeni w halabardy, długie miecze i sztylety, niektórzy zamiast tego pierwszego oręża mieli dwuręczne kusze i kołczany pełne bełtów. Stanowili naprawdę groźną jednostkę, na którą składało się nieco ponad stu najlepszych wojowników z całego miasta, oddanych jego sprawie i burmistrzowi, który szkolił ich osobiście. Poznałeś go kiedyś, choć była to krótka rozmowa, to jednak nawet na tobie Kemp z Targos wywarł wrażenie wielkiego wojownika. Jednak, co oczywiste, niezbyt mogłeś z nim porozmawiać, więc pozostawał ktoś niższy rangą. Koszary straży znalazłeś bez trudu, a w nich Berghera, krasnoludzkiego najemnika z Verden, na żołdzie straży miejskiej, który odpowiadał za kontakty z podobnymi sobie, czyli innymi najemnikami, jacy licznie zasilali armie wszystkich miast Dekapolis, choć Targos zatrudniało bardziej nielicznych specjalistów i elitarnych wojowników, z racji swojej własnej armii niepotrzebni im byli pospolici wojownicy.
- No, no, postrach tundry, witamy. - powiedział, przerywając dłubanie w zębach wykałaczką, Krasnolud. - Jakiemu wodzowi ujebałeś łeb przy samej szyi tym razem? - dodał, śmiejąc się pod nosem. -
- Niestety ostatnio nie mam szczęścia. Skurwysyny robią się ostrożne i ostatnio trafiały mi się same płotki - stwierdził i lekko zachichotał - Działo się coś ostatnio? Dowództwo chce żebym wykończył kogoś konkretnego? A tak poza tym to miło znów widzieć jakąś przyjazną gębę.
-
- A tam, działo, nie działo, co za różnica? Nawet jak się co dzieje, to i tak nuda, bo chuj wie, co oni teraz planują. Albo wymyślili jakiś genialny plan wygrania z nami, albo siedzą na dupach i próbują nas zmiękczyć. A z dowództwem to sam pogadaj, ja tu tylko sprzątam, nie?
-
- Świetnie. Znajdę tu gdzieś w pobliżu kogoś wyższego rangą kto może mi zlecić coś konkretnego, czy wszyscy jak zwykle siedzą na dupach i “planują działania wojenne” w jakiejś ciepłej sali obrad?
-
- Pewnie planują, bo mają takich jak ty, żeby oni mogli siedzieć w tej sali obrad, a ty i reszta macie odmrozić sobie dupy w tundrze… Mogę ci coś zorganizować, zależy co chcesz tym razem.
-
- Sprzętu mi akurat nie brakuje, mam liny, czekany, żywność, garnki i inne takie pierdoły - na chwilę się zamyślił - Chociaż wiesz co? Skoro jestem na razie w mieście to może się trochę “zrelaksuję”. Skołujesz mi jakiś krasnoludzki bimber bimber z prawdziwego zdarzenia?
-
- Jak tak na ciebie patrzę to to będzie mordęga, nie relaks, ale jak dobrze zapłacisz, to pewnie, że skołuję.
-
- Nie martw się o mnie, ja piję w niewielkich ilościach. Ile byś chciał za powiedzmy, pół flaszki?
-
- Jak chcesz zdechnąć to może i być pół. Daj no z trzydzieści złota i dogadani.
-
- Że aż trzydzieści? To chyba jednak kiedy indziej bo za cienko u mnie teraz z kasą. Wybacz za zawracanie ci łba.
-
Westchnął i zaklął coś pod nosem w ojczystej mowie, ale nie powiedział nic więcej. Odpuścił robienie awantury zapewne tylko dlatego, że nie zdążył jeszcze zejść z krzesła, aby udać się po butelkę.
-
No tak, krasnoludy nie lubią nagłych zmian, to pewnie tłumaczy czemu są tacy uparci. Russel machnął tylko ręką na pożegnanie i wyszedł bez słowa zanim faktycznie rozzłości krasnoluda. Bergher powiedział żeby szedł pogadać z kimś w dowództwie i to zamierzał teraz zrobić.
-
//Nie wyraziłem się chyba jasno, ale to dowództwo jest w tym samym budynku, bo mówił o dowództwie miejskiej straży, chyba że chcesz od razu pójść do ratusza i pogadać z jakąś szychą.//
-
//Nie powiedziałem że wyszedł z budynku. Załóżmy że po prostu opuścił tamto pomieszczenie//
-
//KKK.//
Poszedłeś dalej korytarzem, zatrzymując się na końcu, pod drzwiami, których pilnował pojedynczy wartownik, ale znał cię już na tyle dobrze, że jedynie odsunął się, abyś mógł wejść do środka, bo i po zapukaniu usłyszałeś komendę, abyś wchodził do środka. -
Więc bez zbędnych ceragieli wszedł do środka
-
Gabinet urządzony był dość skromnie, jednak nie ascetycznie, nie brakowało tu wygód, takich jak murowany kominek czy futra i dywany na podłodze, była nawet biblioteczka i barek. Do tego biurko z trzema fotelami, z czego dwa były wolne, a naprzeciwko nich zasiadał Gebre Jednooki, dowódca miejskiej straży i w teorii dowódca garnizonu całego miasta, w praktyce jedynie prawa ręka Kempa z Targos. Choć wszystko na pierwszy rzut oka było tu przytulne, to dla większości gości wrażenie to mijało szybko, wystarczyło bowiem tylko rzucić okiem na ściany: skalpy nordyjskich wojowników, sztandary startych z powierzchni wiecznej zmarzliny klanów, wypchane łby dzikich bestii, nawet para ciosów młodego Mamuta, liczne sztuki broni, czasem zbroi i hełmów, a także kły i pazury rozmaitych bestii. Gebre był zasłużony w walkach z Nordami, Orkami i potworami z całego Dekapolis. Zresztą, był tego żywym świadectwem: prawa noga poniżej kolana została zastąpiona drewnianą protezą, gdy oryginał odciął nordyjski dwuręczny topór rozjuszonego berserka; lewa ręka do łokcia zniknęła niegdyś w paszczy wściekłego Yeti, zastępowała ją proteza ze stali, którą można było z kolei w czasie bitwy zastąpić rozmaitą bronią, a prawe oko, a raczej jego brak, skrywała opaska. Stracił je ponoć, gdy wyruszył z oddziałem milicji do pacyfikacji zgrai Orków. Większość oddziału poległa w boju, jego i kilku ocalałych schwytano i torturowano, Gebre Zielonoskórzy wypalili choćby oko. Na szczęście odsiecz w porę dotarła i to Orków ostatecznie spotkał nieciekawy los.
- Witaj, witaj. - mruknął, kończąc pisać coś na kartce zdrową dłonią, protezą wskazując ci na jeden z foteli. - Siadaj i mów, co cię do mnie przywiało.