Dekapolis
-
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
Szakal:
Było kilku uzdrowicieli, ci jednak świadczyli swoje usługi wyłącznie w mieście i nie interesował ich handel, chyba że rozumiałeś pod tym słowem opłacenie ich złotem za leczenie ran, obrażeń, uzależnień i tym podobnych. Lokalni sprzedawcy oferowali medykamenty pochodzące z wymiany z Krasnoludami, czasem coś z Verden, ale przede wszystkim pochodzące z ich własnego wyrobu, oparte o dary tundry. W Targos mieszkał tylko jeden Alchemik, dość ekscentryczny, według innych zwyczajnie walnięty, ale na pewno miał on najlepsze mikstury i tym podobne, rzecz jasna nie za darmo.
Burger:- Targos to miasto z największą armią i uzbrojoną flotą w całej okolicy, co jak co, ale broni im tu pewnie nie brakuje.
Russel podszedł do jednego z targowisk z importowanymi dobrami. Mikstury i zioła z Verden z regóły miały wyższą jakość oraz skuteczność. Przynajmniej w jego doświadczeniu.
Poniewarz zajmował się zawodem łowcy głów był cały czas narażony na poważne rany, na chłodzie nie trudno równierz odmrozić palce, a najwięksi twardziele umierali tu przez zapalenie płuc. Z tych kilku powodów Russella interesowały przede wszystkim środki do dezynfekowania ran, jakieś maści na odmrożenia oraz zioła na przeziębienia i tym podobne choroby.//Kontynuuję wątek za zgodą Kuby
-
Niestety, nie było żadnego stoiska, oferującego wyłącznie przedmioty z tego kontynentu. Wojna z Nordami skutecznie odstraszyła nawet tych kupców, którzy wcześniej byli gotowi ryzykować walkę z dzikimi zwierzętami, zabójczymi bestiami, zgrajami Zielonoskórych czy innych barbarzyńców. To, co oferowali sprzedawcy, było tym, co zostało z zapasów ostatnich karawan, a czego nie wykupili jeszcze najemnicy, żołnierze i miejscy strażnicy, bardziej narażeni na śmierć i rany w walce z Nordami. Tak czy siak, coś zostało, ale mogłeś to nabyć po bardzooo zawyżonych cenach. Na szczęście lokalni zielarze i medycy oferowali własne wyroby, mniej skuteczne, ale dużo tańsze, między innymi maści z sosnowych igieł, rozmaite zioła czy leki oparte na połączeniu darów natury z krasnoludzkim alkoholem, mające rozgrzewać.
-
Cóż, lokalne wyroby też mogą być. W końcu miejscowi znają się na zimnie i jego ryzykach jak nikt inny. Russel coś o tym wiedział.
Spróbował dobrać zasoby tak by w razie wypadku starczyły mu na tydzień. Cholera wie ile czasu przyjdzie mu tropić tego całego Akara Kessela i wolał być gotowy na komplikacje. -
//Trochę ich wymieniłem, a jeszcze więcej nie wymieniłem, także doprecyzuj co dokładnie kupił i w jakiej ilości.//
-
Russel stwierdził że przyda mu się 6 bandarzy, butelka mocnego alkoholu do odkażania ran i dwie buteleczki najbardziej obiecującego leku rozgrzewającego. Po chwili złapał też jakąś maść na odmrożenia.
-
Jeśli będziesz musiał dbać o siebie, wystarczy ci to na całą eskapadę albo i dłużej, gdybyś musiał wspomóc tymi zapasami swoich towarzyszy, to nie będzie już tak dobrze, ale wciąż powinno wystarczyć do zakończenia misji. Za wszystko przyszło ci zapłacić dwadzieścia złotników.
-
Czarodziej wspomniał że potrafi leczyć rany, więc zapasy w najlepszym przypadku byłyby Russellowi potrzebne tylko w ekstremalnej sytuacji. Nie mniej lepiej mieć różne opcje.
Zakupione produkty schował na razie do torby a potem ocenił jaka była pora dnia. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem. -
Było dopiero południe, ale noc w tundrze zapada szybko. W najlepszym wypadku masz jeszcze cztery godziny do zmroku i około pięciu nim zapanuje całkowita ciemność.
-
Russel raczej nie potrzebował dodatkowej żywności, a nic innego czego mógłby potrzebować nie przychodziło mu do głowy.
Po chwili milczącej zadumy postanowił trochę powłóczyć się po mieście. -
Straciłeś w ten sposób godzinę i jedyne, co osiągnąłeś, to zmarzłeś.
-
No może odrobinkę więcej, bo przy okazji miał czas żeby wymyśleć kilka nowych sposobów na ukatrupianie nordów które może przetestuje w przyszłości.
Nie mogąc znaleźć nic wartego swojej uwagi, Russel postanowił wrócić do gospody. Położy się dziś wcześnie i przynajmniej nacieszy ciepłem wygodnego łóżka. -
Nikt ci w tym nie przeszkodził, więc obudziłeś się wypoczęty następnego dnia, skoro świt.
-
Russel poleżał kilka chwil dłużej w łóżku szykując się mentalnie na nadchodzący dzień. Wspominał przez chwilę swoich rodziców i dawny dom. Jedna łza spłynęła mu po policzku a potem zacisnął zęby na myśl o sprawcach jego tragedii: nordach. To wszystko zdarzyło się tak dawno temu ale Russel nie mógł zapomnieć, zwłaszcza po tym wszystkim czego dokonał w akcie zemsty. Często rozmyślał w taki sposób o świcie, przypominał sobie dlaczego walczy. Ta mieszanka smutku i nienawiści motywowała go jak nic innego pod słońcem…
Rozklejam się jakieś dziecko - pomyślał wycierając policzek i wstał by się przygotować. W milczeniu założył ubrania i sprawdził uzbrojenie. Przez chwilę ważył w dłoniach swoją maskę, gubiąc się we własnych myślach ale szybko przypiął ją do pasa a potem opuścił pokój i udał się do głównego pomieszczenia gospody.
Russel miał nadzieję że zdąży zjeść jeszcze coś ciepłego zanim spotka się z magiem który go wynajął. No i wypadałoby zwrócić karczmarzowi klucz do pokoju, jeśli takowy od niego dostał.
//Ej to gdzie się podizał mój kruk?// -
Mag i towarzyszący mu Ork czekali na ciebie w karczmie, możesz więc się z nimi spotkać od razu po posiłku i zwróceniu karczmarzowi klucza do pokoju.
//Możemy uznać, że lata sobie gdzieś na zewnątrz i przyleci do ciebie, jak wyjdziesz z karczmy.// -
No i Russel tak też zrobił
-
- A więc? - zapytał cię Pontis Var, Mag, który zakontraktował cię do tej misji ratunkowej. - Wyruszamy?
-
- Naturalnie. Przygotuję tylko swojego Konia i za chwilę możemy wyruszać - jak powiedział tak też zrobił. W kilka chwil wyprowadził swojego konia ze stajni, sprawdził siodło i był gotowy do drogi. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem i jeśli zobaczył gdzieś ptaka to przyzwał go gestem ręki by ten usiadł mu na ramieniu.
-
Koń miał się dobrze, karczmarzowi musisz przyznać, że jego ludzie odpowiednio się nim zaopiekowali. Kruk również nie narzekał, bo kręcił się po okolicy i podleciał jak tylko cię zauważył. Na zewnątrz obok karczmy czekał też objuczony sakwami Wielki Wkurw, środek transportu Orka. Z kolei Mag po prostu usiadł na ziemi, wyszeptał trwającą kilka chwil inkantację, a prąd powietrza uniósł go w górę, dzięki czemu mógł lewitować około dwóch metrów nad ziemią.
-
Russel powoli podjechał do czarodzieja, wyciągając jednocześnie z juków mały kawałek suszonego mięsa który podał swojemu ptakowi. Zmierzył jeszcze orka nieufnym wzrokiem po czym zwrócił się do czarownika
- No więc, magu. Wspomniałeś że swoimi czarami możesz, jak to ująłeś, wyczuć tego zaginionego czarodzieja. Chcę wiedzieć w którą stronę przyjdzie nam się skierować. Chciałbym zacząć już planować jakąś sensowną trasę. Przez tą zasraną wojnę tundra jest bardziej zdradliwa niż zwykle. -
- Bez obaw, poczyniłem już niezbędne przygotowania. Udajmy się najpierw poza miasto, nie chcę aby trasa naszej wyprawy dotarła do wścibskich uszu w mieście. - odparł Var i zaczął lewitować w kierunku bramy. Ork zaś zmierzył cię krótkim spojrzeniem, dosiadł swojego odyńca i ruszył za Magiem.