Dekapolis
-
- No. - mruknął Abaka i beknął, gdy obaj już skończyliście. - Co teraz?
-
- Hmm - zastanowił się chwilę - Na pewno gdzieś tutaj musi być tablica ogłoszeń, gdzie powinniśmy znaleźć jakieś zlecenia na potwory - odpowiedział bratu.
-
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
Złoto czyni cuda i rzeczywiście dzięki odpowiedniej sumie dla twojego wierzchowca znalazło się nie tylko miejsce w ciepłej stajni, ale też woda i pasza, ktoś nawet go wyszczotkował. Zamówiony pokój nie opływał z kolei w luksusy, ale grunt, że było ciepło, miałeś wygodne łóżko zasłane futrami, jakieś meble i obietnicę solidnej porcji snu, gdy nie zagrażają ci mrozy, dzikie bestie i barbarzyńcy.
Po sprawdzeniu pokoju i stanu swego wierzchowca wybrał się na okoliczne targowisko by uzupełnić swe zapasy, nie żeby brakowało mu czegoś szczególnego ale takie sprawy zawsze warto przemyśleć kilka razy.
//Znowu sorry za takie przerwy, teraz powinienem odpisywać regularniej bo chyba chęć do życia mi wraca
-
Burger:
- Myślisz, że zakapiory z Targos nie potrafią sami upolować Yeti, który włazi im pod mury?
Szakal:
Przez szalejącą wokół wojnę wyprawienie się poza mury w celach handlowych nie było zbyt bezpieczne, podobnie jak polowanie, ale to nie znaczy, że nie próbowano. Cała ta sytuacja odbiła się bardziej na mieszczanach niż takich jak ty, bo wciąż mogłeś kupić broń, prowiant i tym podobne towary, produkowane na miejscu, na kramach brakowało jedynie tych zagranicznych i najbardziej luksusowych dóbr. -
Skupił się przede wszystkim na medykamentach. Leki to w sumie jedyny rodzaj zapasów jakich mu brakowało więc szukał jakiegoś alchemika czy uzdrowiciela.
-
- Czymś zająć się musimy - odrzekł - Nie mamy bardzo dużo złota, a jeszcze będzie trzeba uzupełnić zapasy i może dokupić strzały lub kupić nowy miecz - mruknął. Tak, są w Dekapolis, poza szukaniem zleceń trzeba tu też zakupić trochę potrzebnego sprzętu.
-
Szakal:
Było kilku uzdrowicieli, ci jednak świadczyli swoje usługi wyłącznie w mieście i nie interesował ich handel, chyba że rozumiałeś pod tym słowem opłacenie ich złotem za leczenie ran, obrażeń, uzależnień i tym podobnych. Lokalni sprzedawcy oferowali medykamenty pochodzące z wymiany z Krasnoludami, czasem coś z Verden, ale przede wszystkim pochodzące z ich własnego wyrobu, oparte o dary tundry. W Targos mieszkał tylko jeden Alchemik, dość ekscentryczny, według innych zwyczajnie walnięty, ale na pewno miał on najlepsze mikstury i tym podobne, rzecz jasna nie za darmo.
Burger:
- Targos to miasto z największą armią i uzbrojoną flotą w całej okolicy, co jak co, ale broni im tu pewnie nie brakuje. -
- Chodźmy no - wstał i ruszył przodem, aby wyjść z karczmy.
-
Dopił szybko resztę piwa i wraz z tobą wyszedł na ulicę.
- To czym zajmiemy się najpierw? -
- Poszukajmy jakichś sklepów, gdzie będziemy mogli uzupełnić zapasy - powiedział i dosiadł swojego konia.
-
On swojego prowadził za uzdę, nie widząc potrzeby w dosiadaniu go. Idąc ulicą w kierunku centrum, dotarliście wreszcie na sporych rozmiarów targ, choć w Dekapolis uchodził za jeden z mniejszych. Na straganach na zewnątrz swoje dobra oferowali lokalni kupcy, można tu więc było kupić skóry, futra, trofea, ozdoby, prowiant i tym podobne. Z kolei w sklepach mieszących się w budynkach nieco dalej mieszkali i handlowali kupcy spoza Targos lub nawet spoza Karak’Akes, a nabyć tam można było choćby luksusowe towary, takie jak tkaniny, narzędzia czy broń, wystarczyło się tylko dobrze rozejrzeć.
-
- Tu to norma. - mruknął i wychylił kufel. - Co byś chciał jeszcze wiedzieć?
Trzeba przyznać, że Krzyżowcom spieszyło się, aby uratować swoją ojczyznę, więc zabrawszy wszystko, co było potrzebne wraz z większością żołnierzy, posłali całość na okręty, a te powoli niknęły za horyzontem. Żołnierze, którzy mieli zostać i wzmocnić obronę Dekapolis, odeszli już dawno, teraz są zapewne już w jakimś mieście lub coś ich wybiło do nogi. Gdy spadnie kolejny śnieg, na co nie trzeba tu czekać długo, ostatnie ślady po obozie Krzyżowców znikną, więc i tobie wypada się stąd zbierać.
Folgar “Piorun” Hunderias
– Obecnie? Nic. Korzystam z twojej gościny i zastanawiam się nad twoją opowieścią. Całkiem interesująca, muszę powiedzieć. Z moich stron to już bardziej do handlu przywykli, niż do walki.Perun Ward
Oficjalnie miał działać w Dekapolis, w praktyce miał działać dla kogoś innego, który jeszcze miał być zdradzony na korzyść Demonów. W sumie, by przybliżyć się do realizacji któregokolwiek z tych zadań, musiał ruszyć do samego Dekapolis, rozeznać się, jak tam sprawy się mają. I w sumie, jak powiedział, tak też zrobił. -
- Też tam nie macie wesoło. Niedawno był u nas jeden z waszych, prosił w imieniu swojego króla o pomoc, bo podobno było pełno napięć z Elfiakami, Drowami czy nawet Cesarskimi. Ale że my mieliśmy pełno roboty tutaj, to trzeba go było z kwitkiem odesłać. Ciekawe, jak radzą sobie teraz?
Dekapolis składało się z kilku różnych miast, które jednak były położone blisko siebie. Byłeś dość daleko od któregokolwiek z nich, więc marsz tam zajmie ci sporo czasu, w sam raz, aby wybrać, gdzie dokładnie się udasz.
-
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
Szakal:
Było kilku uzdrowicieli, ci jednak świadczyli swoje usługi wyłącznie w mieście i nie interesował ich handel, chyba że rozumiałeś pod tym słowem opłacenie ich złotem za leczenie ran, obrażeń, uzależnień i tym podobnych. Lokalni sprzedawcy oferowali medykamenty pochodzące z wymiany z Krasnoludami, czasem coś z Verden, ale przede wszystkim pochodzące z ich własnego wyrobu, oparte o dary tundry. W Targos mieszkał tylko jeden Alchemik, dość ekscentryczny, według innych zwyczajnie walnięty, ale na pewno miał on najlepsze mikstury i tym podobne, rzecz jasna nie za darmo.
Burger:- Targos to miasto z największą armią i uzbrojoną flotą w całej okolicy, co jak co, ale broni im tu pewnie nie brakuje.
Russel podszedł do jednego z targowisk z importowanymi dobrami. Mikstury i zioła z Verden z regóły miały wyższą jakość oraz skuteczność. Przynajmniej w jego doświadczeniu.
Poniewarz zajmował się zawodem łowcy głów był cały czas narażony na poważne rany, na chłodzie nie trudno równierz odmrozić palce, a najwięksi twardziele umierali tu przez zapalenie płuc. Z tych kilku powodów Russella interesowały przede wszystkim środki do dezynfekowania ran, jakieś maści na odmrożenia oraz zioła na przeziębienia i tym podobne choroby.//Kontynuuję wątek za zgodą Kuby
-
Niestety, nie było żadnego stoiska, oferującego wyłącznie przedmioty z tego kontynentu. Wojna z Nordami skutecznie odstraszyła nawet tych kupców, którzy wcześniej byli gotowi ryzykować walkę z dzikimi zwierzętami, zabójczymi bestiami, zgrajami Zielonoskórych czy innych barbarzyńców. To, co oferowali sprzedawcy, było tym, co zostało z zapasów ostatnich karawan, a czego nie wykupili jeszcze najemnicy, żołnierze i miejscy strażnicy, bardziej narażeni na śmierć i rany w walce z Nordami. Tak czy siak, coś zostało, ale mogłeś to nabyć po bardzooo zawyżonych cenach. Na szczęście lokalni zielarze i medycy oferowali własne wyroby, mniej skuteczne, ale dużo tańsze, między innymi maści z sosnowych igieł, rozmaite zioła czy leki oparte na połączeniu darów natury z krasnoludzkim alkoholem, mające rozgrzewać.
-
Cóż, lokalne wyroby też mogą być. W końcu miejscowi znają się na zimnie i jego ryzykach jak nikt inny. Russel coś o tym wiedział.
Spróbował dobrać zasoby tak by w razie wypadku starczyły mu na tydzień. Cholera wie ile czasu przyjdzie mu tropić tego całego Akara Kessela i wolał być gotowy na komplikacje. -
//Trochę ich wymieniłem, a jeszcze więcej nie wymieniłem, także doprecyzuj co dokładnie kupił i w jakiej ilości.//
-
Russel stwierdził że przyda mu się 6 bandarzy, butelka mocnego alkoholu do odkażania ran i dwie buteleczki najbardziej obiecującego leku rozgrzewającego. Po chwili złapał też jakąś maść na odmrożenia.
-
Jeśli będziesz musiał dbać o siebie, wystarczy ci to na całą eskapadę albo i dłużej, gdybyś musiał wspomóc tymi zapasami swoich towarzyszy, to nie będzie już tak dobrze, ale wciąż powinno wystarczyć do zakończenia misji. Za wszystko przyszło ci zapłacić dwadzieścia złotników.
-
Czarodziej wspomniał że potrafi leczyć rany, więc zapasy w najlepszym przypadku byłyby Russellowi potrzebne tylko w ekstremalnej sytuacji. Nie mniej lepiej mieć różne opcje.
Zakupione produkty schował na razie do torby a potem ocenił jaka była pora dnia. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem. -
Było dopiero południe, ale noc w tundrze zapada szybko. W najlepszym wypadku masz jeszcze cztery godziny do zmroku i około pięciu nim zapanuje całkowita ciemność.
-
Russel raczej nie potrzebował dodatkowej żywności, a nic innego czego mógłby potrzebować nie przychodziło mu do głowy.
Po chwili milczącej zadumy postanowił trochę powłóczyć się po mieście. -
Straciłeś w ten sposób godzinę i jedyne, co osiągnąłeś, to zmarzłeś.
-
No może odrobinkę więcej, bo przy okazji miał czas żeby wymyśleć kilka nowych sposobów na ukatrupianie nordów które może przetestuje w przyszłości.
Nie mogąc znaleźć nic wartego swojej uwagi, Russel postanowił wrócić do gospody. Położy się dziś wcześnie i przynajmniej nacieszy ciepłem wygodnego łóżka. -
Nikt ci w tym nie przeszkodził, więc obudziłeś się wypoczęty następnego dnia, skoro świt.
-
Russel poleżał kilka chwil dłużej w łóżku szykując się mentalnie na nadchodzący dzień. Wspominał przez chwilę swoich rodziców i dawny dom. Jedna łza spłynęła mu po policzku a potem zacisnął zęby na myśl o sprawcach jego tragedii: nordach. To wszystko zdarzyło się tak dawno temu ale Russel nie mógł zapomnieć, zwłaszcza po tym wszystkim czego dokonał w akcie zemsty. Często rozmyślał w taki sposób o świcie, przypominał sobie dlaczego walczy. Ta mieszanka smutku i nienawiści motywowała go jak nic innego pod słońcem…
Rozklejam się jakieś dziecko - pomyślał wycierając policzek i wstał by się przygotować. W milczeniu założył ubrania i sprawdził uzbrojenie. Przez chwilę ważył w dłoniach swoją maskę, gubiąc się we własnych myślach ale szybko przypiął ją do pasa a potem opuścił pokój i udał się do głównego pomieszczenia gospody.
Russel miał nadzieję że zdąży zjeść jeszcze coś ciepłego zanim spotka się z magiem który go wynajął. No i wypadałoby zwrócić karczmarzowi klucz do pokoju, jeśli takowy od niego dostał.
//Ej to gdzie się podizał mój kruk?// -
Mag i towarzyszący mu Ork czekali na ciebie w karczmie, możesz więc się z nimi spotkać od razu po posiłku i zwróceniu karczmarzowi klucza do pokoju.
//Możemy uznać, że lata sobie gdzieś na zewnątrz i przyleci do ciebie, jak wyjdziesz z karczmy.// -
No i Russel tak też zrobił
-
- A więc? - zapytał cię Pontis Var, Mag, który zakontraktował cię do tej misji ratunkowej. - Wyruszamy?
-
- Naturalnie. Przygotuję tylko swojego Konia i za chwilę możemy wyruszać - jak powiedział tak też zrobił. W kilka chwil wyprowadził swojego konia ze stajni, sprawdził siodło i był gotowy do drogi. Przy okazji rozejrzał się za swoim krukiem i jeśli zobaczył gdzieś ptaka to przyzwał go gestem ręki by ten usiadł mu na ramieniu.
-
Koń miał się dobrze, karczmarzowi musisz przyznać, że jego ludzie odpowiednio się nim zaopiekowali. Kruk również nie narzekał, bo kręcił się po okolicy i podleciał jak tylko cię zauważył. Na zewnątrz obok karczmy czekał też objuczony sakwami Wielki Wkurw, środek transportu Orka. Z kolei Mag po prostu usiadł na ziemi, wyszeptał trwającą kilka chwil inkantację, a prąd powietrza uniósł go w górę, dzięki czemu mógł lewitować około dwóch metrów nad ziemią.
-
Russel powoli podjechał do czarodzieja, wyciągając jednocześnie z juków mały kawałek suszonego mięsa który podał swojemu ptakowi. Zmierzył jeszcze orka nieufnym wzrokiem po czym zwrócił się do czarownika
- No więc, magu. Wspomniałeś że swoimi czarami możesz, jak to ująłeś, wyczuć tego zaginionego czarodzieja. Chcę wiedzieć w którą stronę przyjdzie nam się skierować. Chciałbym zacząć już planować jakąś sensowną trasę. Przez tą zasraną wojnę tundra jest bardziej zdradliwa niż zwykle. -
- Bez obaw, poczyniłem już niezbędne przygotowania. Udajmy się najpierw poza miasto, nie chcę aby trasa naszej wyprawy dotarła do wścibskich uszu w mieście. - odparł Var i zaczął lewitować w kierunku bramy. Ork zaś zmierzył cię krótkim spojrzeniem, dosiadł swojego odyńca i ruszył za Magiem.
-
Plan czarodzieja brzmiał sensownie. Russel bez słowa ruszył za swoimi nowymi kompanami, przy czym uważnie obserwował orka kątem oka.
-
Zielonoskóry odwdzięczał ci się tym samym, miałeś przeczucie, że wzajemna nieufność może utrudnić tę misję. Tak czy siak, opuściliście miasto, a czarodziej zatrzymał się jakieś ćwierć kilometra od jego murów.
- Jak długo zajmie nam dotarcie do Lonnewood? A raczej tego, co z niego zostało? - zapytał cię.
Nim do głowy przyszła ci odpowiedź, pomyślałeś, że właśnie nadarzyła ci się okazja do upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. W końcu to w pobliżu ruin tego miasta grasował Egil Wilcza Skóra i jego banda berserków. -
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
- Też tam nie macie wesoło. Niedawno był u nas jeden z waszych, prosił w imieniu swojego króla o pomoc, bo podobno było pełno napięć z Elfiakami, Drowami czy nawet Cesarskimi. Ale że my mieliśmy pełno roboty tutaj, to trzeba go było z kwitkiem odesłać. Ciekawe, jak radzą sobie teraz?
Dekapolis składało się z kilku różnych miast, które jednak były położone blisko siebie. Byłeś dość daleko od któregokolwiek z nich, więc marsz tam zajmie ci sporo czasu, w sam raz, aby wybrać, gdzie dokładnie się udasz.
Folgar “Piorun” Hunderias
– Obecnie? Pewnie zastanawiają się nad nową maszyną, która sprawi, że Mroczne Elfy zawołają głośne “O kurwa” – odparł ze śmiechem. – Nie wiem, doprawdy. Nie zwracam większej uwagi na rodzinne strony, zwłaszcza po tym, jak mamy obecnego Króla. Typiarz mi się niezbyt podoba, wydaje się bez kręgosłupa i tylko kryje się za swoimi towarzyszami.Perun Ward
Uznał, że miasto Cear‐Konig nada się na pierwszy ogień i tam też się skierował, przy okazji otulając się w swoje szaty i tworząc płomyk ognia, by móc się ogrzać. Nie, nie zamierzał wołać Succuba, by się ogrzać. Chociaż była piękna, wolał się aż tak od niej nie uzależniać i tak ostatnio sporo mu pomogła. -
- Lonnewood? - zapytał Russel, uśmiechając się pod maską od ucha do ucha. Mógł co prawda ukryć prawdę przed swoimi towarzyszami i wykorzystać ich w swojej małej wojnie, ale wolał jednak poinformować ich o potencjalnym ryzyku z nadzieją że czarodziej nie zmieni zdania - Podróżowanie przez tamte strony stało się ostatnio dość niebezpieczne. Kręci się tam groźna banda berserków. Wymordowali sporo ludzi i zdołali nawet zapracować sobie na dość pokaźną nagrodę za swoje łby. Na pewno chcesz się tam udać magu?
-
Vader:
Wzruszył ramionami.
- Jak każdy władca, ni? Jedni ich naprawdę uwielbiają, inni liżą im dupska, żeby coś na tym zyskać, kolejni ich nienawidzą, a reszta ma ich gdzieś. Bywali tu wszyscy tacy. Ale sam fakt, że koronował się na króla? Tego nie było od setek lat, od ostatniego Miedziobrodego… Po jego śmierci wszyscy kolejni władcy byli tylko książętami, pionkami Cesarstwa, z dekady na dekadę tracącymi na godności i znaczeniu, przez których nasz kraj upadał…Marna to była ochrona przed mrozem, ale lepsza taka, niż żadna. Dzięki niej dotarłeś pod mury miasta jeszcze przed zmrokiem. Cóż, przed jedne z jego murów, w gwoli ścisłości. Najważniejsze budynki miasta, a więc zbrojownia, ratusz, skarbiec, domy najważniejszych mieszczan i tym podobne umieszczone były na wżynającym się w jezioro półwyspie. Na jego nasadzie zbudowano gruby, kamienny mur. Dalej, na lądzie, już poza półwyspem, znalazły się kamienice, karczmy, kuźnie, stragany, sklepy, kramy i wszystko inne, co potrzebne miastu do funkcjonowania, również otoczone murem. Jednak ostatnimi czasy, gdy wybuchła wojna z Nordami, a zagładzie uległo miasto Lonnewood, wielu ocalałych z pogromu przybyło właśnie tutaj. Zbudowano dla nich proste szałasy, chaty i ziemianki, które pospiesznie otaczano palisadą i wałem ziemnym. Prace nie były ukończone, a przed miastem wisiało widmo kolejnej napaści barbarzyńców. Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, uchodźcy i tak nie mieli większych szans, nawet gdyby proste umocnienia powstały…
Szakal:
- Cóż, nie wyglądasz na byle kogo, więc zakładam, że sam poradziłbyś sobie z jednym lub kilkoma tymi dzikimi wojownikami. Jeśli dodać do tego mojego orczego wojownika i Magię, którą władam, wątpię, aby stanowili oni aż takie wyzwanie… Ale to ty znasz te ziemie i wszystko, co tu żyje, więc ostateczną decyzję pozostawiam tobie. Walka nie jest naszą jedyną opcją. -
- Chciałem tylko byś był świadom niebezpieczeństwa, ale skoro cię to nie odstrasza to nie widzę powodu by zmieniać plany. No a odpowiadając na twoje pytanie… - tutaj Russel przerwał by ocenić pogodę i zastanowić się jak szybko ich mała grupa dotarłaby do ruin Lonnewood.
-
Nikt nie spowalniał pochodu, wierzchowiec Orka był nawet lepszy w tak trudnych warunkach niż twój koń, o sposobie podróżowania Maga nie wspominając. Tobie pokonywanie takiej odległości zajmowało półtora dnia, ale był to czas pokoju, choć i tak pełnego niebezpieczeństw. Teraz, gdy dodać do niego te związane z prowadzonymi w okolicach walkami, musisz liczyć na to co najmniej dwa dni, może dwa i pół.
-
kubeł1001 napisał w Dekapolis:
Vader:
Wzruszył ramionami.- Jak każdy władca, ni? Jedni ich naprawdę uwielbiają, inni liżą im dupska, żeby coś na tym zyskać, kolejni ich nienawidzą, a reszta ma ich gdzieś. Bywali tu wszyscy tacy. Ale sam fakt, że koronował się na króla? Tego nie było od setek lat, od ostatniego Miedziobrodego… Po jego śmierci wszyscy kolejni władcy byli tylko książętami, pionkami Cesarstwa, z dekady na dekadę tracącymi na godności i znaczeniu, przez których nasz kraj upadał…
Marna to była ochrona przed mrozem, ale lepsza taka, niż żadna. Dzięki niej dotarłeś pod mury miasta jeszcze przed zmrokiem. Cóż, przed jedne z jego murów, w gwoli ścisłości. Najważniejsze budynki miasta, a więc zbrojownia, ratusz, skarbiec, domy najważniejszych mieszczan i tym podobne umieszczone były na wżynającym się w jezioro półwyspie. Na jego nasadzie zbudowano gruby, kamienny mur. Dalej, na lądzie, już poza półwyspem, znalazły się kamienice, karczmy, kuźnie, stragany, sklepy, kramy i wszystko inne, co potrzebne miastu do funkcjonowania, również otoczone murem. Jednak ostatnimi czasy, gdy wybuchła wojna z Nordami, a zagładzie uległo miasto Lonnewood, wielu ocalałych z pogromu przybyło właśnie tutaj. Zbudowano dla nich proste szałasy, chaty i ziemianki, które pospiesznie otaczano palisadą i wałem ziemnym. Prace nie były ukończone, a przed miastem wisiało widmo kolejnej napaści barbarzyńców. Chociaż, gdyby się nad tym zastanowić, uchodźcy i tak nie mieli większych szans, nawet gdyby proste umocnienia powstały…
Folgar “Piorun” Hunderias
– Tego nie zaprzeczam, osiągnął zdecydowanie wiele – odparł Krasnolud. – Tylko, jak często w takich sytuacjach bywa, nie wszyscy idą za nurtem i przyklaskują. Chociaż pewnie sam musiałbym zobaczyć na żywo tego Króla, to jednak zastanawiam się, ile jego sukcesów jest jego, a ile to nadmuchane bajki, żeby móc przyciągać do siebie sojuszników.Perun Ward
Ich żywot był poświęceniem, na jakie zdecydowało się Dekapolis. Obrona uchodźców nie należała do jego zadań, miał w zupełności inne cele, które musiał zrealizować. Dzisiaj, żeby móc coś w tym kierunku zdziałać, uznał, że w pierwszej kolejności spróbuje przedostać się w głąb Półwyspu. Miał plan. Zostanie jednym z głównych architektów obrony Dekapolis przed Nordami ułatwiłoby dostęp do wszystkiego, jak i też wspomogłoby wykonanie jego misji. A Mag Elektryczności był temu miejscu potrzebny bardziej, niż oni sami chcieliby przyznać. -
- Zobaczyć? Jego? Nie wyglądasz jakbyś chciał. Nie myślałeś, żeby zostać tutaj? Wojna wojną, kiedyś się skończy. A nam potrzeba będzie ludzi do odbudowy naszej domeny.
Kilku strażników miejskich wałęsało się w pobliżu otwartej bramy do podgrodzia. Na twój widok jeden od razu naciągnął strzałę na cięciwę łuku, celując do ciebie. Dwaj inni zasłonili się tarczami i unieśli bojowo włócznie, tylko jeden po prostu położył dłoń na głowicy miecza.
- Przybywasz z tundry. - powiedział, ruchem głowy wskazując na mroźne ziemie za tobą. - Stamtąd przybywają tylko biedacy, którym Nordowie zniszczyli życie albo sami Nordowie, żeby zniszczyć życie kilku innym biedakom. Ty nie wyglądasz mi na żadnego z nich, więc lepiej tłumacz się, kim jesteś i skąd pochodzisz, nim wydam moim ludziom rozkaz, żeby się ciebie pozbyli. -
Folgar “Piorun” Hunderias
– Pracuję za złoto, przyjacielu. Jeżeli tutaj skończy się wojna, a będzie trwała między Krasnoludami, a Mrocznymi Elfami, to pytanie, czy będą w stanie mi zapłacić więcej, niż tam.Perun Ward
– Słyszałem, że dobrze płaci się najemnym Magom – Odparł strażnikowi, spoglądając się na niego spod swojego kapelusza. – Czy może jednak się mylę, a siły Dekapolis są wystarczające, by móc ignorować kolejnych najemników? Mówcie mi Ward, przybyłem, ponieważ widzę szansę na zarobek. -
Pokiwał głową, nie mając nic do dodania. Tak rozsądne i dość krasnoludzkie podejście nie było mu najwidoczniej obce, w końcu jak Elarid długie i szerokie, Krasnoludy były uważane za najlepszych najemników.
- Udowodnij, żeś Mag i że się przydasz, bo mieliśmy już takich, co różnie kłamali, byleby tylko dostać się za mury. - odparł butnie strażnik.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
Sam spróbował jeszcze odpocząć, skoro rozmowa widocznie dobiegała końca. Zwłaszcza, że prędzej czy później będzie musiał wrócić do roboty.Perun Ward
W odpowiedzi jedynie uniósł w bok swoją laskę, po czym pozwolił, by zaczęły wydobywać się z niej coraz to większe przebłyski i błyskawice, ciągle lecz zbyt małe, by stanowić jakieś faktyczne zagrożenie dla kogokolwiek wokół.
– Głupio byłoby sprawdzać bardziej niszczycielski efekt Magii Elektryczności, zwłaszcza, że pewnie musiałbym zapłacić za szkody, nieprawdaż? -
@kubeł1001 napisał w Dekapolis:
Nikt nie spowalniał pochodu, wierzchowiec Orka był nawet lepszy w tak trudnych warunkach niż twój koń, o sposobie podróżowania Maga nie wspominając. Tobie pokonywanie takiej odległości zajmowało półtora dnia, ale był to czas pokoju, choć i tak pełnego niebezpieczeństw. Teraz, gdy dodać do niego te związane z prowadzonymi w okolicach walkami, musisz liczyć na to co najmniej dwa dni, może dwa i pół.
- Powiedziałbym że jeśli pogoda się nie pogorszy to podróż zajmie nam dwa, do dwóch i pół dnia drogi. W najlepszym przypadku może nawet trochę mniej - Russel wyraził swoją wysoce profesjonalną opinię i czekał aż jego nowy pracodawca wyda rozkaz do dalszej wędrówki
-
Vader:
Nie było to twoje lokum, ale komnata Fundina, nie wydawał się on jednak mieć czegoś przeciwko, popijał tylko od czasu do czasu piwo lub miód, z zadziwiającą wprawą chwytając kufel samymi kikutami rąk.
- No i w końcu ci nie opowiedziałem, jak je straciłem, hę? - zapytał i zaśmiał się pod nosem. - Stary jestem. Za stary… Ale to jeszcze pamiętam. Chcesz usłyszeć, zanim kompletnie zapomnę?Jeden ze strażników odsunął się od ciebie o krok, gdy zaprezentowałeś swoje sztuczki, ale pozostali trzej stali w miejscu jak do tej pory.
- Tym nikogo nie zabijesz. - mruknął jeden z nich. - Zrób większy piorun. Celuj w niebo albo gdzieś, gdzie nie ma ludzi. Pokaż, że rzeczywiście twoja Magia potrafi być niszczycielska to cię wpuścimy i na pewno znajdziemy jakąś robotę.
Szakal:
- Doskonale. - skomentował krótko Mag, nie mając zastrzeżeń co do planu, w końcu to ty byłeś tu ekspertem i przewodnikiem. - Ruszaj przodem, będziemy zaraz za tobą. -
Skinął magowi głową i bez słowa ruszył do przodu obierając najbezpieczniejszą trasę do Lonewood. Posłał jeszcze swojego kruka by ten szukał potencjalnych zagrożeń na drodze.
-
Folgar “Piorun” Hunderias
Sam Fundin go tutaj zaprosił, więc jeżeli nie mógł się zrelaksować na siedzeniu przez chwilę po całej tej walce, to musiałby przyznać, że odrobinę rozumie postawę Elfów wobec Krasnoludów.
– Śmiało, podziel się historią – odparł Piorun. – Szkoda, by została zapomniana, a ja mogę ją ponosić trochę dłużej, by nie przepadła w zapomnieniu.Perun Ward
Szczerze, nie dziwiło go tutaj to, że chcieli pokazu. Ale jeżeli chcieli prawdziwego pokazu, to sami musieli zrozumieć, że sami się o to prosili. Dlatego stanął do nich bokiem i poszukał na horyzoncie jakiejś dwójki samotnych, bądź oddalonych od cywili obiektów, po czym skupił się na nich, jak i też użył większej ilości swojej energii, by móc rąbnąć w to miejsce piorunem. Lecz nie byle jakim piorunem, ponieważ nie zamierzał robić pokazu na minimum. Utrzymał uderzenie na jednym obiekcie, po czym przeniósł go na drugi. -
Szakal:
Szczęśliwie, nie mieliście po drodze żadnych nieprzyjemności, nie licząc tych, którzy w tym niebezpiecznym kraju nie da się uniknąć, a więc dzikich bestii czy mrozu. Tak czy siak, nic nie spowolniło waszej podróży, jak mogłeś ocenić, do tego, co zostało ze zniszczonego przez Nordów miasta zostało wam kilka godzin drogi. Chwilowo trwał jeszcze postój, tobie pozostaje podjąć decyzję, kiedy i jak wyruszyć w dalszą wędrówkę.
Vader:
- To było dawno… Oj dawno. Byłem wtedy młody i dopiero co awansowali mnie ze zwykłego górnika na dowódcę drużyny, tuzina brodatego kopacza. Mielim zbadać góry na wschód stąd, nasz władca chciał założyć nową osadę tam, gdzie bendzie złoto i inne złoża. Podróż na miejsce minęła szybko, kopanie jeszcze szybciej. Oj, czegośmy tam nie znaleźli, rybeńko! Złota może i nie było, srebra za to sporo, a poza tym węgiel, miedź, żelazo… Już żem planował z chłopakami, gdzie postawim kuźnie, gdzie huty, jak poprowadzim tunele… - opowiadał Krasnolud, przybierając przez chwilę naprawdę rozmarzony wyraz twarzy, który jednak szybko ustąpił pod grymasem bólu. - Ale tam było też co innego. Nie tylko bogactwa, ale i jaka bestia. Cień i śmierć…Nie było to tak efektowane jak usmażenie dwójki uchodźców czy puszczenie z dymem dwóch wieżyczek strażniczych razem z wartownikami, ale i tak zniszczenie w ten sposób dwóch iglastych drzew zrobiło na żołnierzach z miasta niemałe wrażenie, czego nawet nie starali się ukryć.
- Ward, tak? - wykrztusił w końcu jeden ze strażników, dając znak innym, aby otworzyli bramę. - Idź do środka. Jeśli szukasz pracy, na pewno jakąś znajdziesz. Sugeruję poszukać czegoś w koszarach miejskiej straży, u naszego dowódcy, albo spróbować udać się od razu do ratusza.