Hrabstwo Nagren
-
Był już wieczór, gdy skończyły się ostatnie gwałty i grabieże. Wtedy dopiero rozpalono ogniska i urządzono huczną popijawę, a nad bezpieczeństwem tej całej imprezy czuwało kilku ludzkich kuszników na zwiadach, którzy wzięli dla siebie jedynie jedną beczkę piwa.
//Jeśli nie chcesz się angażować, to napisz po prostu, że pił i bawił się z resztą, a ja przewinę.// -
Znowu zgwałcił jakąś dziewkę albo nawet jakiegoś dzieciaka jak był i zaczął się bawić i świętować z innymi orkami.
-
Obudziłeś się na sianie w jakiejś stodole czy innej oborze, chuj zresztą wie. Jeśli o tym mowa, to miałeś go na wierzchu, obok leżał trup zakatowanej chłopki, z którą pewnie się zabawiłeś, nim zabiłeś ją Ty lub inny Ork. Popijawa też była raczej udana, łeb napierdalał Cię gorzej, niż Krasnolud z młotem, a gdy tylko wstałeś na równe nogi, wylałeś z siebie sporą porcję wczorajszego jadła.
-
Szybko wziął coś czego mógłby się napić (a najlepiej jakieś piwo lub wino) i wychlał całą zawartość. Gdy już był w stanie, to poszukał Zawhdruga i zobaczył co z nim.
-
Zapijanie kaca alkoholem nie było zbyt mądrym pomysłem, ale że Ty byłeś Orkiem, to nic nie stało na przeszkodzie, aby to zrobić. Idąc, a przy okazji wykonując okazałe zakosy i od czasu do czasu znów rzygając, zdołałeś opuścić swoje tymczasowe lokum. Na zewnątrz zastałeś większość Orków, w tym Twojego kompana, w większości urżniętych do nieprzytomności. Chwała Zgładzicielowi, że tamci ludzie trzymali wartę pod bramą, wystarczyłaby teraz garstka uzbrojonych chłopów i byłoby po Was.
-
Ocenił porę dnia i poszedł sprawdzić niewolników.
-
Były już okolice południa, bo z nieba lał się niesamowity skwar, a rzeka pełna zimnej wody obok kusiła jak nigdy. Nieco niewolnic ubyło, ale poza tym wszyscy są, żyją i wydają śmiertelnie przerażeni. W sumie o to chodzi.
-
No to nieźle w takim razie pochlali… A może by tak ich jeszcze bardziej nastraszyć?
– Niech najtłustszy i najgrubszy człowieczek mi tu podejdzie, kurwa. – ryknął, ale nie za głośno, bo jeszcze go bardziej łeb rozboli. -
Był taki jeden, mogłeś się tylko domyślać, że był tutaj sołtysem lub nawet okolicznym wójtem, niewielu innych chłopów mogłoby pozwolić sobie na posiadanie nadprogramowego tłuszczu, jak ten oto spocony i śmiertelnie przerażony człowieczek, który nawet do Ciebie nie podszedł, został zwyczajnie wypchnięty przez innych ludzi, którzy woleliby go poświęcić, aby nie tracić własnego życia. On zaś nie miał nawet odwagi na Ciebie spojrzeć ani podejść bliżej, niż na dzielącą Was odległość pięciu kroków.
-
– Zdejmuj te łachmany z siebie. – rozkazał mu i rozejrzał się po okolicy za jakimś rożnem, na którym można piec całe świnie lub inne zwierzęta.
-
Sporo było takich na zewnątrz, w końcu każdy Ork lubi sobie dobrze zjeść, a pieczone mięso stoi zwykle na szczycie jego jadłospisu. Tymczasem mężczyzna bez pytania czy słowa skargi zaczął zdejmować z siebie ubrania, po chwili stając przed Tobą całkiem nagi, teraz jeszcze bardziej przerażony, niż przed chwilą.
-
No to teraz jakiś pręt, aby powiesić tego tłuściocha na nim… Poszukał takiego, który wytrzyma ciężar tego ulanego człowieczka, a gdy go znalazł, to przywiązał go pionowo do pleców tego grubego skurwiela. Po tejże czynności trzeba teraz go umieścić na rożnie, ale samemu nie da rady, więc zmusił wieśniaków do tego, a potem rozpalił ognisko pod grubasem.
-
Pewnie by się wzbraniali, ale woleli poświęcić jego, aby uratować własne życie. Smażący się żywcem wieśniak darł się wniebogłosy i coś nawet tam skomlał o litość, jakby nie wiedział, z kim ma do czynienia. Jego wrzaski wzbudziły uwagę większości Orków, a tym i Twojego znajomka, Agraga Wybebeszacza, którego ten dźwięk wybudził z pijackiego otępienia i, gdy tylko oddał zawartość żołądka, zaczął śmiać się na całe gardło z tego widowiska, podobnie jak i inni Zielonoskórzy.
-
– Ale kwiczy prosiak jeden! – roześmiał się, po czym wziął sztylet i uciął kawałek mięsa z uda człowieczka, a potem wcisnął jakiemuś wieśniakowi i rozkazał mu, aby to zjadł.
-
Dla prostego chłopa to było za wiele, gdy drżącymi rękoma odebrał od Ciebie płat mięsa swojego kompana, opuścił go po chwili i zwymiotował, padając na kolana.
-
Podniósł mięso i wcisnął mu do ryja.
– Żryj to, kurwa. – warknął zza zaciśniętych zębów. -
Spróbował, to mu musisz przyznać, gryząc lekko podsmażone ludzkie mięso przez łzy, ale w końcu uległ i ponownie wyrzygał zawartość żołądka.
- Ale ci ludzie to są jednak kurwa żałośni, nie? - zapytał Cię Agrag, stając obok. - Wojnę teraz też pewnie przepierdalają, jak to takie wołowe dupska, a nie takie chopy jak my. -
– Dziewki porządnie nie zgwałcą, mięsa nie zjedzą. Wszy na jajach mają więcej odwagi od tych chuderlaków. – znowu wcisnął mu mięso do mordy, ale tym razem ją zacisnął, aby nie mógł jej otworzyć. – Ten sołtysik to pewnie ich wszystkich w chuja robił, bo taka tłusta świnia z niego.
-
Tym razem chłop przełknął mięso, może bał się, że się udławi, może nie miał już czym wymiotować albo obawiał się, że gdy zwymiotuje, to zakrztusi się zawartością żołądka. Chuj wie, ale grunt, że zjadł. W powietrzu zaś coraz silniej czuć było smażone mięso, w tym wypadku ludzkie, sam sołtys rzeczywiście coraz lepiej się opiekał, czemu towarzyszył dalszy wrzask bólu.
- Kurwaaa, teraz to jest zabawa. Wczoraj też była. Aż chce się kaca pozbyć i pójść na jeszcze jakąś wiochę, co nie? -
– A jak! – powiedział głośno i ukroił sobie kawałek mięsa z ludzkiej świni, który potem zjadł. – Ale na razie trzeba poczekać.