Hrabstwo Nagren
- 
— Najpierw zeżresz coś i wypijesz wody, a potem pogadamy o wypuszczeniu ciebie, dobra? 
- 
Zawahała się na dobrą chwilę, ale w końcu kiwnęła głową. 
 - Zgoda.
- 
Założył jej znowu knebel na mordę i samemu wybrał się po jedzenie i wodę dla niej. Wie, że ludzie wybrzydzają i surowego mięsa nie wpierdolą, ale poszukał czegoś bardziej ludzkiego, czyli jakiś chleb albo owoce i do tego kufel czystej wody. 
- 
Mruknęła coś w odpowiedzi, oczywiście nie zrozumiałeś co, ale to i tak bez znaczenia. Kwestia zaprowiantowania się byłaby kłopotliwa, gdyby nie to, że w wiosce znaleźliście jedzenie, którego żaden szanujący się Zielonoskóry by nie tknął, chyba że będą na skraju śmierci głodowej. Do takich produktów należały między innymi owoce i warzywa, chleba niestety nie znalazłeś. Wody zaś możesz nabrać z wioskowej studni, licząc na to, że żaden z twoich skretyniałych kompanów nie wpadł przy tym na to, żeby wysrać się do środka. 
- 
Nasrał czy nie nasrał, lata mu to koło chuja jak muchy koło gówna. Ważne jest, aby coś zjadła i się napiła, a jeżeli się pochoruje to już nie jego sprawa. Wziął w swe zielone łapy jakiś worek czy coś i włożył do niego parę sztuk owoców i warzyw. Wody zaś nabrał do dzbana lub kufla. Następnie zaniósł tej babie te wszystkie fanty i zaczekał, aż je zje. 
- 
- Więc? - zapytała od razu, gdy tylko zaspokoiła głód i pragnienie, nawiązując do twoich słów: po posiłku mieliście porozmawiać o wypuszczeniu jej. 
- 
— No? Wiesz, że honorki rodzinki i inne takie bzdety można sobie w dupę wsadzić? 
- 
- To co zadowoliłoby ciebie i resztę twoich współplemieńców? 
- 
— Bratki chcą niewolników i złota. Ja też chcę tego chcę, ale ja chcę jeszcze jednej rzeczy. 
- 
Uniosła lekko brew, wpatrując się w ciebie. 
 - Czego niby?
 

