Hrabstwo Nagren
-
-
//Jest to poświęcenie, na które jestem gotów.//
Udało się, ale Twój cios jedynie wygiął jego pancerz. Aby zyskać nieco czasu, uderzył Cię płazem ostrza halabardy w twarz, łamiąc nos, co może i pozwoliło mu przybrać lepszą pozycję do walki, ale jednocześnie ból uaktywnił w Tobie niespotykane dotąd pokłady orczej furii, zielonego wkurwu, na którym Twoja rasa od lat budowała swą potęgę wojenną i nie tylko. -
Ryknął głośno i rzucił na niego, aby go powalić i gdy to zrobił – wgryzł się w odsłoniętą część jego ciała.
-
Musiałeś wygiąć mu najpierw głowę do tyłu, ale wtedy ujrzałeś jego szyję, i choć mogłeś skończyć to jednym ciosem swojej broni, to przegryzając jego gardło, sprawiłeś mu nie tylko dłuższą i bardziej bolesną śmierć, na jaką zresztą zasługiwał, po tym co zrobił, ale gdy zobaczyli to pozostali najemnicy czy Milicjanci, ich wola walki znacząco osłabła, przez co Zielonoskórzy na froncie zdołali wyrżnąć Milicjantów i się przebić. Teraz została tylko garstka oponentów, uciekających w dalsze rejony wioski lub na mury.
-
Przeszukał najemnika, aby zabrać wszystkie kosztowności jakie on ma, a potem spojrzał się przez chwilę na ciało swojego poległego towarzysza broni i ruszył za niedobitkami milicjantów.
-
Najemnik nie był głupi, jeśli miał kosztowności, to nie nosił ich przy sobie, mógł je przecież łatwo stracić, umyślnie lub nie. Chociaż, za jego halabardę i pancerz dostałbyś pewnie niezłą sumkę, o ile miałbyś cierpliwość, aby każdy element ściągnąć i później gdzieś zapakować, a potem pilnować aż do powrotu do Ghadugh. Milicjanci, zapędzeni w kozi róg, usiłowali się poddać, a Orkowie zabili kilku z nich, resztę jednak biorąc do niewoli. Jeśli chodzi o najemników, to też się poddali, nie chcieli nadstawiać skóry, w końcu mieli podobne powody, żeby bronić tej osady, jak Wy, aby ją najechać, a kilku próbowało zeskoczyć z palisady i uciekać dalej, ale towarzyszący Wam kusznicy szybko zastopowali ich zapędy solidnymi bełtami wymierzonymi między łopatki.
-
Skoro raczej to już wszyscy, to sprawdził co u Zawhdruga, a potem zabrał się za łupienie chat.
-
Żył i jakoś się trzymał, ale nawet wrodzona orcza wytrzymałość może w tym wypadku nie pomóc, potrzebna będzie pomoc jakiegoś medyka, może wieśniacy jakiegoś mają? Albo ludzie, którzy Was wynajęli?
Plądrowanie szło Ci dość sprawnie, z całą bandą uwinęliście się z tym w mniej niż godzinę, przy okazji biorąc pokaźną partię jeńców, z których w wiosce zatrzymaliście jedynie kilku Milicjantów, jako potencjalne źródło informacji lub cel do rzucania toporkami, gdyby komuś się nudziło. Jeśli chodzi o łupy, trafiło się głównie jedzenie wszelkiej maści, narzędzia, żywe zwierzęta… Po chłopach nie ma co spodziewać się skrzynek wypełnionych złotem. Ale to i tak dobrze, skoro musicie przetrzymać tu przynajmniej kilka tygodni, aż ludzie sprzedadzą niewolników i wrócą po Was, abyście wyprawili się dalej. A żeby nie tracić czasu, udali się w natychmiastową podróż powrotną, zostawiając tylko pięciu swoich kuszników, aby Was wspierali, a może też pilnowali, oraz kobiety, wedle umowy. Same chłopki, w różnym wieku i o różnej urodzie, po jednej na łeb, a wliczając straty, pewnie jeszcze kilka zostanie. Wypada wziąć sobie jakąś teraz, nim zostaną same najgorsze. -
Najpierw jego towarzysz, potem rozkosze. Poszedł tam, gdzie są więzieni niewolnicy i wydarł się na cały głos, ale tak, żeby dało się go zrozumieć:
– Kto, kurwa, umie tutaj leczyć rany? -
Niewolnicy zostali zabrani na okręt, zostali tylko Milicjanci i kobiety przysłane Wam w darze. Na szczęście z szeregu wystąpił jeden z Milicjantów, kiwając Ci drżąco głową, że zna się w jakimś stopniu na medycynie. Nie możesz liczyć na wiele, a lepsze to, niż nic, zwłaszcza, że pewnie da z siebie wszystko, licząc w ten sposób na poprawę swojego losu.
-
– Chodź, kurwa. – szarpnął go za ramię i zaprowadził do jego orczego towarzysza. – Widzisz tę ranę, kurwa? Zrób coś z tym, bo ci rozpierdolę łeb.
-
Ze stosu łupów i chat pozbierał to, co mogło się przydać, a więc różne zioła, igły, nicie i bandaże, dopiero wtedy zabrał się do pracy. Zaczął od odkażenia rany wodą i ziołami, a później część z nich starł w moździerzy na papkę, którą nałożył na ranę, a na koniec ją obandażował.
- Jeśli będę mu zmieniać opatrunki, a on nie będzie się przemęczać, to rana za kilka dni się zagoi. - powiedział Milicjant, ocierając spocone czoło, najwidoczniej pracował pod presją, obawiając się, że jeśli coś pójdzie nie tak, zapłaci za to głową. -
– Co jeszcze, kurwa, umiesz? – zapytał go, bo może im się przydać w przyszłych wypadach, jakby ktoś mocno zranił jego samego lub jego towarzysza.
-
Wzruszył lekko ramionami.
- Pomagałem kowalowi w jego kuźni, więc pewnie coś potrafię. Od czasu do czasu też polowałem i łowiłem ryby. A poza tym to jestem typowym chłopem, znam się na uprawie roślin, hodowli zwierząt i innych takich. -
– A nos umiesz nastawić, kurwa?
-
Pokiwał zdecydowanie i pospiesznie głową, obawiając się, że w wypadku przeczącej odpowiedzi właśnie tą część ciała mu złamiesz. Chociaż, skoro umiałby go sobie nastawić…
-
– Nastaw mi. – powiedział spokojniejszym głosem i usiadł na czymś.
-
Nie był pewien, zapewne obawiał się, że go zdzielisz przez ból, ale ostatecznie uznał, że i tak może dostać w mordę lub zostać zabitym za cokolwiek, więc lepiej się nie stawiać. Dlatego odetchnął kilka razy, dla uspokojenia, i chwycił Cię za nos, a później szarpnął tak, aby wszystko wróciło na swoje miejsce. Jeśli chciałeś mu przyrżnąć to miałeś do tego prawo, bo choć zabieg się udał, to bolało jak cholera, chyba nawet bardziej, gdy otrzymałeś pierwszy cios.
-
//Co orkowie robią ze swoimi zmarłymi towarzyszami? Robią jakieś ceremonie lub coś w ten deseń.//
Zacisnął pięść z całej siły, aby lepiej znieść ból, a gdy już było po wszystkim, to go odprowadził.
-
//Zwykle nie ma to na czasu i trupy zwyczajnie gniją na polu niedawnej bitwy, ale jak są na to możliwości, to rozpalają wielki stos i palą tam Orka z jego bronią, ekwipunkiem, czasem jakimiś niewolnikami. Nie licząc braku statku, ceremonia przypomina taką, jaką mieli choćby wikingowie.//
Na chwilę obecną bardziej zdziwiony tym, że nie został zabity ani pobity, niż radosny z tego powodu, Milicjant wrócił do reszty jeńców. Orkowie w tym czasie zaczynali już rządzić się w osadzie, zamykając bramę, rozpalając ogniska, nabijając głowy poległych wrogów na pale, rabując co się da, przygotowując wielką ucztę i popijawę lub zabawiając się z porwanymi wcześniej chłopkami.