Leśny Trakt
-
// Poprawione?
-
//Poprawione.//
Pozostali również wybrali skrycie się wewnątrz zabudowań, choć ze swojej kryjówki nie widziałaś gdzie dokładnie. Na dziedziniec tymczasem weszło kilku Orków, rozglądając się wokół podejrzliwie, co doskonale widziałaś ze swojej kryjówki. Po nich zaś wszedł tam szlachcic, poznałaś go po typowym dla tej warstwy społecznej stroju i wyglądzie. Oglądał wszystko z widocznym zainteresowaniem.
- Nie sądzę, żeby cena była odpowiednia. Muszę w to sporo zainwestować. - mruknął pod nosem, kopiąc jakiś mały kamień.
- Och, to tylko niewielkie niedogodności, zapewniam. I tak potrzebował remontu, a jak mówiłam, mój mąż ma już kilku chętnych na ten dworek, zwłaszcza, że po jego zakupie stan się pan właścicielem wszystkich ziem jej poprzedniego pana.
- Hmmm… Tak, tak. Niech będzie, chyba jednak się skuszę. Mogę przyjrzeć się jeszcze wnętrzu?
- Jak najbardziej. Moi ochroniarze będą panu towarzyszyć.
- A co może mi tu zagrozić? Zresztą, poradziłbym sobie. - odparł, klepiąc szablę w pochwie przy pasie i udając się do kolejnych pomieszczeń. Do twojej kryjówki szczęśliwie nie. Ale nawet gdyby wszedł, mogłabyś nie zauważyć jego przybycia, bowiem ten głos, głos tej szlachcianki, zamieszanej w jakimś stopniu w twoje nieszczęścia, może nawet śmierć ojca, Emilidy, przywołał zbyt wiele wspomnień z przeszłości, abyś mogła ot tak skupić się na teraźniejszości. -
Gorąc rozlał się falą gdzieś pod potylicą Densissmy. Emilida.
Zasłoniła dłonią usta.
Emilida. Szlachcianka, wobec której od samego początku czuła swoistą “inność”, ale… Teraz przede wszystkim był to żal. Ogarniało ją nieodparte wrażenie tego, że Emilidę czekał, prędzej lub później, los Densissmy z rąk Gideona. Skończy jako jego narzędzie i tego jej współczuła. Nie poruszyła się nawet o milimetr w swojej kryjówce. Wciąż nasłuchiwała. -
Przez ich przybycie musicie uważać, aby nie wpaść, ale z drugiej strony, to czy los nie podsunął ci właśnie okazji, która pozwoli uderzyć tak w Gideona, jak i Gelu? Pokazać Półelfowi, że rzeczywiście na czymś się znasz, coś możesz zrobić sama i twoja rola nie ogranicza się jedynie do bycia wiązaną, kneblowaną, prowadzoną to tu, to tam przez Leśną Straż i wykorzystywaną jako symbol do nakłaniania innych do buntu przeciwko Gideonowi? Tylko czy wykorzystasz tę szansę? A jeśli tak to jak?
-
To była obusieczna szansa. Mogła w tej chwili wychynąć z swej kryjówki, cisnąć w nich strumieniem ognia. Gdyby zebrała się w sobie, przywołała na łono swej świadomości idealnie dobrane wspomnienia krzywdy i zadanego bólu, mogłaby pozostawić za sobą jedynie popielate zgliszcza, które wciąż rozglądałyby się w okół zaskoczonym wzrokiem. Dlaczego nie? Dlaczego nie zabić by teraz Emilidy, szlachcica i całej jej świty? Lub oszczędzić samą Emilidę i na niej wymusić sprzedanie włości?
Choć mijały ledwie sekundy, przez umysł Densissmy przelewały się całe nieboskłony skłębionych chmur myśli wszelakich. Ważyła dwie drogi, które teraz stawały przed nią, ich inicjację, przebieg i możliwe finały. Szala, na której spoczywały te rozwiązania, nie potrafiła osiągnąć równowagi, przechylając się to w jedną, to w drugą stronę.
Co czynić, co czynić? Zbierała w sobie żar, taki, którym mogłaby spalić cały ten dwór. Tak, sprawiedliwość wymagała tego. Zemsta była sprawiedliwa. Ale jednak… Dziewczyna zacisnęła dłoń, na której lada chwila zapłonąłby ogień. Użyć lub pozbyć się; czy nie takie były metody Gideona? Postąpiłaby z Emilidą dokładnie tak samo. A wtedy… Nie chciała nawet o tym myśleć. Porzuciła tą ideę, pełna odrazy wobec siebie za samą jej egzystencję. Odetchnęła głęboko, pozostając w swojej kryjówce. Jednak zatrzymała w sobie napęczniałe emocje; mogły okazać się przydatne, w razie czego.
// Przepraszam za zwłokę, byłem po fajki. //
-
//Nie dam się na to nabrać drugi raz.//
Szlachcic nie zabawił tu długo i ostatecznie opuścił ruiny wraz z resztą niespodziewanych gości. Minęło dobrych kilka minut, nim zniknęli z twojego pola widzenia, aż zobaczyłaś Agroksa i pozostałych, którzy opuścili swoje kryjówki. Najwidoczniej na zewnątrz było już bezpiecznie i również mogłaś do nich wyjść. -
//
//Tak też zrobiła, podchodząc do nich po opuszczeniu swej, nie ujmując prawdzie, niecodziennej kryjówki. Napięcie powoli uchodziło z niej, w przeciwieństwie do przemyśleń o tym, co tutaj usłyszała.
-
- Mamy ich śledzić? Albo spróbować wyprzedzić i zorganizować zasadzkę? - zapytał Agroks, wskazując ruchem głowy w kierunku, w którym udał się szlachcic, kobieta i ich świty.
-
Jednak z drugiej strony, jak mogli w ogóle podejmować walkę z takim wrogiem, jakim był Gideon, bez stosowania niemoralnych czynów? Przecież w tym tempie nigdy nie zdobędą sojuszników, sił, funduszy by go obalić… A teraz stała przed nią szansa! Nie wykorzystanie jej było by… równym złem. Zaprzepaszczenie przedłużyłoby wszystko, rozlało niepotrzebną, niewinną krew… A jak ona, przyszła dziedziczka tych ziem, miałaby do tego dopuścić?
— …Zasadzka to doskonały pomysł. — Odpowiedziała, jakby z trudem. — Tylko musimy pochwycić Emilidę i tego szlachcica żywymi. Oboje muszą przeżyć, ich świta może zginąć. Ale Argoksie. — Spojrzała na wojownika. — Emilida nie może Cię rozpoznać. -
Towarzyszący ci ludzie i Elfy pokiwali głowami, naradzając się cicho między sobą.
- Jeden z nas odprowadzi cię do obozu i wezwie stamtąd pomoc, my tymczasem pójdziemy za nimi. - powiedział Agroks po tej krótkiej naradzie. - Nie chcemy narażać niepotrzebnie twojego życia, pani. Zajmę się wszystkim i zadbam o to, aby się nam udało. -
Odpowiedziała, po kilkusekundowym namyśle.
— Niech tak będzie, tylko pamiętaj, szlachcic i Emilida muszą być żywi i możliwie nie skrzywdzeni. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli… To znacznie posuniemy się do przodu. -
Skłonił głowę.
- Będzie, jak sobie życzysz.
Po tych słowach machnął ręką i pobiegł w kierunku lasu, a za nim niemalże wszyscy z twoich dotychczasowych towarzyszy. Został z tobą tylko jeden z Elfów, czekając z szmatkami i linami, aby zwyczajowo skrępować cię przed wyruszeniem w drogę powrotną. -
— Czy to na pewno dobry pomysł? — Zapytała, patrząc na liny i szmatki. — Idziemy tylko w dwójkę. Oślepiona i związana, gdyby coś się stało, byłabym bardzo łatwym celem.
-
- A co ma się stać? Ochronię cię, w tym lesie nic nam przecież nie grozi. Zresztą, tak rozkazuje Gelu.
-
— W takim razie chodźmy. — Odpowiedziała. — …A z Gelu rozmówię się sama. — Dodała już ciszej, mrucząc pod nosem.
-
//Czyli zgodziła się na więzy i całą resztę w drodze powrotnej?//
-
// I guess. Środek lasu to nie hipermarket, żeby robić fochy. No i strażnik lasu jest Killroyowi barana winny, z Gelu będę się kłócić. //
-
Po tradycyjnym już chyba skrępowaniu na czas wędrówki znów skierowaliście się do obozu Leśnej Straży. Wbrew twoim obawom nie napotkaliście po drodze nic niebezpiecznego, więc od razu po przekroczeniu bramy obozowiska Elf pozbawił cię opaski, knebla i więzów, odchodząc do swoich spraw. Lub prosto do Gelu, aby złożyć mu raport.
-
Jeżeli rzeczywiście udał się do Gelu, to Densissma szła w tym samym kierunku. Choć nie wiedziała jak przebiegnie ta rozmowa, nie chciała zwlekać z nią; musiała skonfrontować się z dowódcą Straży sama, gdy nawet Argoks jest daleko.
-
Elf zniknął w jednym z namiotów, którego pilnowało dwóch wartowników. Nie miałaś szans wejść tam za nim, bo tamci skrzyżowali włócznie, postępując kilka kroków naprzód, abyś nie mogła też podsłuchiwać rozmowy długouchego i Gelu. Dopiero po kilku minutach tamten wyszedł, a wartownicy odsunęli się na tyle, abyś mogła wejść do środka i porozmawiać z liderem Leśnej Straży.