Wioska w Księstwie Orków
-
Kuba1001
Lote leżał pod ścianą, obolały, ale żywy, na co wskazują jego pojękiwania oraz próby wstania mimo pulsującego w plecach bólu, bo to nimi uderzył w ścianę… Enher nie miał się tak dobrze, jego twarz przypominał pełną siniaków krwawą miazgę, miał złamany nos, wybitych kilka zębów, rozcięte wargi i łuk brwiowy, a jego szyja była cała sina od śladów dłoni Orka, który tak go skatował… Ma niewielkie szanse na przeżycie, o ile jeszcze w ogóle żyje.
-
Naczelny
Przypuszczam, że Lote da sobie radę przez chwilę bez mojej pomocy. Chciałem ograbić karczmę, jednakże jeden z moich niewolników walczy o życie. Nie dość że może się przydać, to jeszcze sam mu naważyłem tego piwa i wypadałoby odratować wiernego mi ziomka. Muszę wyjść z karczmy i poszukać jakiegoś orkowego szamana czy innego medyka. Może go odratuje. Jak ten Hobbit zginie, to na jego miejsce moim niewolnikiem zostanie jeden z tych nadętych pajaców, którzy się przyglądali tej hekatombie w karczmie, a po tyrańskiej pracy oddam go dzikiemu zwierzowi! Nie mówię, że nie!
Pomyślał Ork.
Wyszedł z karczmy szybkim krokiem i zakrzyczał:
‐ Czy jest tu jakiś szaman, alchemik albo chociażby zielarz? Potrzebuję pomocy przy Hobbicie w stanie krytycznym. Prawdopodobnie.
-
Kuba1001
Swym pytaniem niewiele zyskałeś, bowiem wokół karczmy zebrał się spory tłumek zielonoskóych, przeważnie uzbrojonych po zęby mężczyzn, w tym wielu strażników miejskich. Jeden z nich, zapewne dowódca lub ktokolwiek wyższy rangą, uzbrojony w dwuręczny topór i elementy pancerza płytowego wraz z grzebieniastym hełmem, wystąpił przed szereg.
‐ A Ty kuwa co? ‐ warknął. ‐ Burdel kuwa w karczmie robisz i myślisz, że Ci to na sucho ujdzie? Lepiej gadaj, i to dobrze, bo źle się to dla Ciebie skończy. -
-
Kuba1001
Ork, początkowo zdziwiony, zaśmiał się serdecznie, dopiero po kilku minutach ocierając łzę rozbawienia.
‐ A ja co? ‐ spytał, mierząc kciukiem we własną pierś. ‐ Jakiś ku*wa wódz? Jestem tylko dowódcą kilku miejskich żołdaków, który ma rozkaz albo Cię zabić, albo schwytać, tak więc lepiej nie pie**ol od rzeczy i gadaj, co tam zaszło, chociaż tamci, co z karczmy spierdzielili mają już swoją wersję. -
-
Kuba1001
Twoje zaklęcie powoli zaczęło działać i najpewniej odniosłoby zamierzony skutek, gdyby nie dowódca straży, nieświadomy Twoich działań, ale wyraźnie wku*wiony, który stracił cierpliwość i zwyczajnie zdzielił Cię pięścią w twarz, pozbawiając Cię jednego zęba oraz gruchocząc nos, co rzecz jasna przerwało inkantację zaklęcia.
‐ Zabierać go! ‐ krzyknął, a po chwili dwóch jego podwładnych, wśród których nie było tego, nad którego umysłem pracowałeś, ruszyło w Twoją stronę, aby wypełnić rozkaz swego szefo i Cię pochwycić. -
Naczelny
Ech, kawał skuwiela z tego Orka. Ork całe życie się uczy, jak to piszą w mądrych księgach. Jaki normalny Ork bardziej ceni porządek niż rozpie**ol i łamanie kości?*
‐ Dobra, powiem. Moja wersja wydarzeń jest taka, że obraziłem karczmarza, a ten mnie chciał zdzielić. To on wywołał burdel, nie ja. Niestety, gdy chciałem mu zakomunikować żeby przestał robić pobojowisko to dalej próbował mnie napi**dalać. To jak na prawdziwego Orka przystoi, zabiłem go w obawie o własną dupę i coś więcej. Niestety grupka złego kolesiostwa tego typa rzuciła się na mnie i próbowała przerobić na żarcie dla… Eee… Wampirów. Jednego zabiłem w prawdziwej walce a drugiego rozharatałem w sposób nieprzepisowy. Ale ważne kto zaczął, nie? ‐ zwrócił się do dowódcy straży.
‐ Chociaż równie dobrze mógłbym was zabić, bo rozpie**oliłem całą karczmę i niezgorszych wojowników. Zastanówcie się. Słuchajcie, możecie wziąć sobie tę karczmę i jej przeróżne dobra, tylko dacie mi moich niewolników, dobry worek warzyw i owoców oraz puścicie z miasta. W przeciwnym wypadku być może będziemy musieli walczyć na śmierć i życie. Trzech czy dziesięciu – to pestka. Pamiętajcie, cała karczma piechotą nie chodzi. Chyba.
-
Kuba1001
Orkowie zawsze byli łasi na łupy i grabież, wielu w końcu z takowych żyło, ale okradzenie tak wspaniałego przybytku jakim był ich wódopój, a do tego należący najpewniej do ich przyjaciela, tudzież przyjaciółmi byli tamci zabici później zieloni, to było już zdecydowanie za wiele i role się odwróciły, teraz to straż musiała powstrzymywać tłum przed samosądem, najpewniej tak bolesnym, jak się tylko dało, ale nie oznaczało to wcale, że byli po Twojej stronie, gdyż zostałeś skuty, a później wyprowadzony z dala od karczmy, w stronę centrum, prowadzony przez sześciu strażników, w tym dowódcę. Dwóch innych szeregowych taszczyło Twoich Hobbitów.