Galera "Czarny Jastrząb"
- 
Plan miałaś dobry, ale łut szczęścia i przypadek zawadziły na tym, że Ci się nie powiodło, gdy jeden z załogantów przypadkiem Cię kopnął. Nie było to silne kopnięcie, ale Ty nie byłaś zbyt duża, nawet jak na rasowe standardy, więc odrzuciło Cię nieco w tył i oszołomiło, co dało też czas tamtej dwójce na otrząśnięcie się z magicznego ataku, którego na pewno się nie spodziewali. Jeden z nich został z tyłu, rozumiejąc, że dwóch to za dużo, pozwalając swojemu kompanowi Cię pochwycić, a przynajmniej spróbować. 
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 Szeth tymczasem spróbował na czas zbliżyć się do goblinki i ją pochwycić w żelazny uchwyt, by nie mogła dalej uciekać.
- 
//Radio już się raczej z tego nie wykaraska, zresztą nigdy nie miał, bo dopiero schwytanie mogło umożliwić dalszy postęp w fabule, ale jeszcze zaczekam, żeby dać mu szansę na napisanie czegokolwiek.// 
- 
// 
  
 //Spróbowała wyrwać się z oszołomienia i wstać. Szybko rozejrzała się dookoła, by znaleźć jakąkolwiek opcję ucieczki. Jeżeli takiej nie było, spróbowała przemknąć między marynarzem, a ścianą. 
- 
Pomimo prób, zwinna złodziejka nie zdołała wymknąć się w tym razem, trafiając w stalowy chwyt potężnego najemnika, który mógłby bez większych trudności zmiażdżyć ją, gdyby tylko zechciał, nie wkładając przy tym całej siły w taki wysiłek, jeśli można to tak nazwać. 
- 
— Puszczaj, puszczaj, puszczaj! — Wrzeszczała Tissaen, wierzgając i z całych sił próbując wyrwać się z dłoni marynarza. Okładała go wszystkimi swoimi kończynami po czym tylko mogła. 
- 
//Vader?// 
- 
Szeth “Kotal” Aogad 
 Chwycił ją na tyle mocno, by nie mogła mu uciec, po czym ruszył z nią przez pokład, by ją odprowadzić do kapitana.
- 
Goblinka niestety nie miała jak się wyrwać, więc najemnik, a wraz z nim dwaj spotkani marynarze, powrócili do kajuty kapitana, który rozgonił już zbiegowisko. 
 - Zwiążcie ją i możecie odejść. - polecił całej trójce, ale do najemnika dodał jeszcze: - A jeśli ona jest tym, kim myślę, możesz liczyć na dodatkową premię.
- 
Tissaen lękliwie rozglądała się dookoła. Teraz ma przejebane, teraz ma przejebane, teraz ma tak bardzo przejebane. 
- 
Stalowy uścisk tej wielkiej kupy mięcha wystarczyłby aż nadto, ale nie mógł trzymać Cię cały czas, więc pozostali skrępowali Ci ręce za plecami, a także nogi, wiążąc solidne marynarskie supły, przez które nie zdołasz wyślizgnąć się łatwo z lin. Potem postawili Cię na krześle w kapitańskiej kajucie i wszyscy odeszli, zostawiając Was samych, a kapitan usiadł naprzeciwko Ciebie. 
 - Nie masz już jak uciec, więc może wreszcie zaczniesz mówić prawdę?
 //Ogółem to polecimy tu z kilkoma postami i przewijam akcję do następnego dnia, żeby dać nieco akcji pozostałym, a potem już prosto do Archipelagu.//
- 
— Kiedy już Ci powiedziałam prawdę, szajbusie! Rozwiąż mnie z tego! — Wiedząc, że wcześniejsza wersja przedstawionych wydarzeń nie wypaliła, Tissaen przybrała bardziej ofensywną taktykę. 
 Wiła się i kręciła na krześle jak mogła, próbując wydostać się z lin.
- 
Niestety, były związane zbyt solidnie, abyś mogła tak łatwo się z nich uwolnić, tu potrzebna będzie czyjaś pomoc, coś ostrego lub odrobina Magii. 
 - Więc wciąż uważasz, że nie masz nic wspólnego z Ponurym Opojem? Że to nie on nasłał Cię, żebyś okradła mnie z artefaktów, na które od dawna się czai? - odparł pytaniami kapitan, również obstając przy swojej wersji wydarzeń.
- 
— Jakich, do cholery, artefaktów?! A tego Ponurego Napoju nawet nie znam ani próbowałam! Ja tutaj przyszłam tylko po moje pieniądze z kart! Nie moja wina, że odpłynęliście ze mną, mogliście poczekać, kurde. — Odgryzała się, nie mając zamiaru kłamać dla uciechy kapitana szajbusa. 
- 
- Nim wrócimy do Gilgasz minie wiele miesięcy… Przez ten czas nawet Tobie rozwiąże się język. Zabrać ją! - powiedział, ucinając dyskusję, a dwóch marynarzy wróciło do jego kajuty, zabierając Cię pod pokład, niedaleko ładowni pełnych zapasów czy towarów lub pustych, czekających na wypełnienie innymi łupami. Gdziekolwiek się kierowaliście, to kapitan nie kłamał i naprawdę była to długa podróż. Niemniej, Ciebie wprowadzono do niewielkiego pomieszczenia, gdzie znajdował się jedynie stół, trzy krzesła i kilka lamp oświetlających wszystko. Były też trzy mikroskopijne cele, przynajmniej z punktu widzenia człowieka, Ty mogłaś cieszyć się ze swoich gabarytów, bo przynajmniej będziesz miała w miarę komfortowe warunki, nie licząc rzecz jasna ciasnych więzów. 
- 
I co, mają ją zamiar tutaj trzymać?I pewnie tylko o chlebie i wodzie! O nie, ta wizja nie odpowiadała Tissaen. Na razie nie będzie niczego próbowała, nie w towarzystwie tych chacharów, ale później od razu się stąd wywinie. 
- 
Niestety, nie mieli zamiaru Cię zostawić, bo gdy tylko jeden z nich otworzył drzwi celi, a drugi Cię tam wrzucił, zamknął je z powrotem i zabrał kluczyk, obaj zasiedli do partyjki kart w pomieszczeniu obok celi, rzucając Ci stale czujne spojrzenia. 
- 
Karty. 
 Źrenice Tissaen rozszerzył się.
 Karty. Coś, w czym jest dobra.Podpęłzła do krat. Zaczęła uważnie obserwować ich grę. 
- 
Widać, że nie grali dla pieniędzy, bardziej dla rozrywki, a w sumie to do zabicia czasu, nim zmienią ich inni, żeby Cię pilnować. 
 - A Ty co? - zapytał jeden z marynarzy, gdy zakończyli kolejną partię, a jego kompan tasował karty do następnej.
- 
— Weźcie dajcie zagrać. Chociaż jedno rozdanie. — Poprosiła, wskazując głową na karty. 
 


