‐Złoto jeszcze przy sobie mam, wystarczy, że jakoś trafię do stajennego… Mówisz, że niby wiesz gdzie medyk, to mów od razu gdzie jest, a nie każesz nam gdzieś za tobą iść…
‐Zatem miło było cię poznać, Aragoth… Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze kiedyś się przetną.‐ Odwzajemnił gest wyciągania ręki co poskutkowałoby męskim uściskiem dłoni.
Zamiast tak stać w miejscu z obolałą nogą to udał się poszukać jakiegoś chłopa, który miałby w posiadaniu jakiegoś konia, swojego już pewnie dawno stracił.
Poszukiwał zatem konia w nie najgorszym stanie, jeżeli takiego już znalazł to postanowił porozmawiać z jego właścicielem.
‐Witam, drogi panie… Ileż za pańskiego wierzchowca?
Bilo:
Więc ruszyliście. Powiem kiedy będziesz na miejscu.
FD_God:
Gość był zaskoczony, ale w końcu powiedział:
‐ Nie potrzebny mi do niczego na razie… Daj pan 300 złota i jest pański.
‐No dobra.‐ Odczepił pozostałe mieszki ze złotem od swojego pasa i rzucił je mężczyźnie. Reszty nie trzeba, z pewnością jest tam więcej niż te pańskie 300.‐ Powiedział, po czym podszedł już do konia wsiadając na niego.