Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
Konto usunięte
Schował wszystko, zjadł kolejny posiłek i zaczął odpoczywać, medytując, do około drugiej. Następnie włożył w skrytkę w pustce strój do włamań, sprzęt i przygotowane wcześniej alchemiczne substancje, po czym w brudnym ubraniu po raz kolejny zszedł do kraty w kanałach i spróbował za pomocą wcześniej przygotowanej substancji do niszczenia metalu zrobić w niej wyrwę wystarczającą by mógł się przez nią przecisnąć
//przepraszam, jeśli za bardzo wybiegłem w przyszłość -
Kuba1001
Max:
Tak właściwie to większość karczm była tu identyczna i raczej utrzymywała się na poziomie tanich knajp, więc brodacz pokrążył wokół chwilę i ostatecznie wybrał jedną z nich, do której wmaszerował dziarskim krokiem.
CC4:
Nie był martwy, ale oszołomiony, co w zupełności wystarczyło, aby przebić się przez jego czaszkę do mózgu i zakończyć żywot zielonoskórego.
Vader:
Trafiłeś tam, zastając w porcie dziesiątki, jeśli nie setki, statków i okrętów, gotowych do wypłynięcia, w środku załadunku i rozładunku, a także tych, co dopiero przybiły do portu. Teraz tylko wybrać jeden z nich, aby doprowadzi Cię do celu.
Bulwa:
‐ Nie osobiście, ale w mieście na pewno jakiegoś znajdziesz. ‐ odparł, wskazując na sklepy, kramy i stragany oraz ciemne uliczki miasta.
Wiatrwiej:
//Niech będzie.//
Mikstura zrobiła swoje, to trzeba jej przyznać, ale potrzebowałeś sporo czasu, aby efekt Cię zadowolił, gdyż otwór był naprawdę niewielki, a więc potrzeba było pozbyć się wszystkich krat, które stały Ci na drodze. Niemniej, udało się. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
Niewiele miałeś do badania, bo i tunel niewielki: Właściwie ocierałeś się o jego ściany, mozolnie prąc do przodu, kilku centymetrów brakowało, abyś zahaczył głową o sklepienie, a brzuchem, nogami i całą resztą brodziłeś w odchodach… Dobrych dwadzieścia śmierdzących metrów później ujrzałeś koniec tej przebrzydłej podróży.
Max:
Typowa portowa karczma, która od tych, w których już bywałeś, różni się przede wszystkim klientelą, w której przeważają wilki morskie wszelkiej maści, od marynarzy, przez handlarzy, piratów i na korsarzach kończąc. Uzupełniali to nieliczni najemnicy. Poza tym, jak już zostało powiedziane, typowa karczma. Krasnoluda dostrzegłeś przed ladą, jak zamawiał piwo oparty o trzonek swej dwuręcznej broni.
CC4:
Wciąż walczyliście z przeważającymi siłami bandytów, których zdawało się nie ubywać, nawet pomimo ucieczki lub śmierci tak wielu.
Vader:
Miałeś do wyboru przeważnie przemytników, z czego “Gwiazda Zaranna” prezentowała się chyba najlepiej, była to bowiem elegancka galera, szybka i zwinna, wyposażona w taran, dwie balisty i sześć skorpionów. Załogę stanowiły przeważnie Mroczne Elfy, Gobliny i ludzie.
Bulwa:
Nigdzie nie było napisane wprost, że tutaj znajdziesz Alchemika, ale kilka szyldów z rysunkami i szyldami kociołków, fiolek i tym podobnych było zapewne tym, czego szukasz. Niestety, Elfa nigdzie nie znalazłeś. -
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiatrowiej:
Najwidoczniej nikt nie był na tyle zmyślny, aby zastawić jakąś pułapkę w latrynie, gdyż to właśnie tutaj trafiłeś podczas podróży kanałami.
Vader:
‐ We własnej osobie. ‐ odparł jeden z Drowów, wykonując zamaszysty salut swoim kapeluszem z niebieskim i czerwonym piórem. ‐ Co Cię tu sprowadza? Z góry mówię, że niepotrzebna mi dodatkowa załoga.
Max:
Karczmarz wzruszył ramionami i wręczył każdemu z Was po kuflu piwa, a także dwa kieliszki oraz małą buteleczkę jakiegoś trunku, który widziałeś po raz pierwszy w życiu. Krasnolud kazał Ci zająć jakiś stolik i wziąć kieliszki, flaszkę oraz swojego browca, a sam zobowiązał się zapłacić za Was obu, co jest dość dziwne i niespotykane, ale w końcu darowanemu brodaczowi nie patrzy się w zęby, prawda?
Bulwa:
‐ Piętnaście złota za jedną. ‐ odparł ludzki sklepikarz, wskazując na jedną z drewnianych szafek, której półki zastawione były owym wywarem Kapłanów.
CC4:
Niewiele mogłeś zrobić, gdyż Twoje zasoby magicznej energii skurczyły się niemalże do zera, w końcu wyleczyłeś swe rany tak, że pozostaną po nich jedynie lekkie blizny. -
-
-