Miasto Gilgasz.
-
-
-
-
Kuba1001
Większość od razu spuściła wzrok, ale dalej łypała na Ciebie czujnie przynajmniej jednym okiem lub puszczała ukradkowo krótkie spojrzenia. Jedynie siedzący w samotnym stoliku w kącie karczmy Krasnolud w czarnej zbroi wciąż otwarcie Ci się przyglądał i odniosłeś wrażenie, że gdyby mógł tym wzrokiem zabić, to już dawno leżałbyś martwy na brudnej podłodze karczmy.
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Mozimo:
Zapewne lubił opowiadać o swoich dokonaniach, ale gdy tylko otworzył usta, od razu je zamknął i zastanowił się chwilę.
‐ A czego Cię to tak ciekawi? Kto Cię przysłał, hę? Ile teraz dają za moją głowę, że się skusiłeś, śmieciu?
Ray:
Pokiwał głową i w końcu zaszczycił Cię spojrzeniem.
‐ I chcesz to zrobić, ponieważ moi ludzie uratowali Ci życie? Czy może chcesz się zemścić? Czy tez oba na raz lub coś jeszcze innego? -
-
-
-
-
Kuba1001
Ray:
‐ Wcześniej byłeś tylko łowcą nagród czy zajmowałeś się też czymś innym, co mogłoby przydać się w tej robocie?
Mozimo:
Siedzący za ladą Goblin grzebał sobie między zębami miedzianym sztyletem, ale przerwał, aby nalać Ci złocistego, spienionego i zimnego trunku do kufla.
‐ To będzie ze trzy złota. ‐ powiedział, wyciągając rękę po monety. -
-
Kuba1001
W odpowiedzi jedynie prychnął, co równie dobrze mogłoby oznaczać, że dobrze o tym wiedział, jak i to, że jego organizm, zahartowany litrami wlanej weń wódki, Kosy Śmierci i Trollowego Grzmota oraz kilogramami kiszonych ogórków zniósłby każdą truciznę.
Niemniej, przyjął kufel i wychylił go do dna niemalże jednym haustem, ocierając dłonią usta i bujną, ale brudną i tłustą, brodę. -
-