Archipelag Sztormu
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Ponownie pozbawiłeś ich tarcz, a oni ponownie pierzchnęli, ale na szczęście nie do żadnego wyjścia, gdyż było tylko jedno, więc skryli się za kolejnymi kompanami, tym razem już ostatnimi.
Taczka:
Udało Ci się go zranić i to dość boleśnie, sądząc po nietłumionym okrzyku bólu. Cofnął się w tył, za swojego kompana, a ten cisnął w Ciebie swoją włócznią, jednocześnie odbierając oręż rannemu. Tymczasem trzeci zdążył zrównać się z resztą, kolejni na pewno niedługo dołączą.
Ekspedycja:
Abby:
‐ Że ja mam to wiedzieć? ‐ spytał, drapiąc swą bujną brodę. ‐ Na moje to można by zacząć to jakoś budować i testować albo coś, w końcu jak kapitan wróci, to pewnie będzie liczyć na efekty, nie?
Wiewiur:
Nikt nie miał zamiaru jeszcze ruszać, dopóki ktoś nie opracuje planu prostszego, niż naku*wianie przed siebie licząc, że się uda. Sądząc po ich pancerzu to było dość ognioodporne.
Kazute:
Było ciemno, a nikt nie rozstawił tu żadnych pułapek, więc trafiłaś na obrzeża osady bez większych trudności. Kilka metrów przed sobą dostrzegłaś wątłe źródło światła, która zbliżało się z każdą chwilą. Po kilku sekundach okazało się, że to strażnik dzierżący pochodnię w jednej dłoni, a w drugiej drewnianą maczugę nabijaną kłami i muszlami.
Max:
Ostatni raz widziałeś go, jak skubał rybę na bocianim gnieździe, mimo oburzeń jakiegoś marynarza, który chyba sobie tego nie życzył.
‐ Jakbyś myślał tyle, ile pytasz, to już dawno byłbyś tu kapitanem. ‐ odparł tamten, najwidoczniej uważając odpowiedź za oczywistą, w końcu nie ścigaliby takim okrętem kogoś, kto mógłby piratem nie być, prawda?
Vader:
‐ Lepsza nuda niż natłok wrażeń. ‐ mruknął w odpowiedzi, mając pewnie na myśli starcia z rozmaitymi potworami zamieszkującymi wyspę, z których ledwo uszedł z życiem lub stracił kompanów. ‐ A panu? -
maxmaxi123
‐ To dobrze, że mi się nie marzy żywot kapitana.
Powiedział, dalej wypatrując tego okrętu. Że też go wywlekli na morze! Toć to on nic nie potrafi! Nie po to został stworzony, żeby uganiać się za piratami na morzu, co bardziej za ludźmi w lasach, dżunglach i tym podobnych miejscach. Im szybciej to załatwi, tym szybciej wróci. Z resztą, taką miał nadzieję… -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Cóż, poddali się, ale Mag wyraźnie mówił, że nikt nie może zostać przy życiu, więc wypadałoby ich zabić, tak jak resztę, a później pomóc swemu kompanowi, który chyba nie radzi sobie tak dobrze.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Tak właściwie to tutaj wszyscy byliście od machania bronią, a nie od myślenia, więc ostatecznie, mając dość czekania, cała grupa ruszyła do ataku z bronią uniesioną do walki i bojowym okrzykiem lub rykiem na ustach.
Vader:
‐ A co później? Pośle ich pan tam, gdzie ich miejsce? ‐ spytał, mając pewnie na myśli przeszłość, z której poniekąd pochodzą.
Kazute:
Przekrzywił głową i mimo wszystko uniósł maczugę, postępując kilka kroków do przodu, jednakże wyglądał na bardziej zaintrygowanego niż gotowego pozbawić Cię życia.
Abby:
Pokiwał głową i ruszył skrzyknąć wszystkich pracowników, aby przekazać im plany oraz swoją wizję. Kwadrans później wszyscy zabrali się do pracy.
Max:
Wszystko się zgadza. No, chyba że zginie po drodze czy coś. Tak czy inaczej, w końcu wypatrzyłeś Waszą zdobycz, na sterburcie, jakieś pięć kilometrów od Was, która pruła przed siebie zygzakami. -
-
-
wiewiur500kuba
Gdurb
Rozglądnął się za jakąś ścianą czy innym miejscem gdzie mógłby i kazać stać. A rozkaz ten polegały na pokazaniu im ściany pod którą mają się ustawić. Na szybko też spróbował poszukać wzrokiem maga, pozostając czujnym, gdyby ktoś chciał go zaatakować.Sh’arghaan
Westchnął i zaciskając mocniej dłonie na swym toporze ruszył w stronę kreatur. Biegł jako jeden z ostatnich, nie spiesząc się go swojego zgonu. A te potwory da się upiec w ich pancerzu? -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Osłonił się tarczą, więc nic to nie dało, choć podobnie jak jego pchnięcie, którego zdołałeś zwinnie uniknąć, a przy okazji zauważyłeś też, że Minotaur uporał się ze swoimi wrogami, więc może zaraz przyjdzie Ci z pomocą?
Wiewiur:
Straciłeś swoją okazję, aby skorzystać z zimnej krwi, która był tu jak najbardziej na miejscu, i wykazałeś się bezużyteczną w tym wypadku litością, przez co wszyscy strażnicy zostali uciec i wmieszać się w tłum, gdzie wykrycie ich teraz jest niemożliwe, bo pozbawieni są tego, co odróżniało ich od innych dzikusów, czyli właśnie broni.
Maga nigdzie nie zauważyłeś.
Ekspedycja:
Vader:
‐ Ale na jak długo będą naszymi sojusznikami?
Abby:
Był tu poniekąd kierownikiem projektu, tak więc ranga pozwalała mu się opierdzielać i nadzorować pracę innych, ale pewnie wszystko poszłoby szybciej i sprawniej, gdyby wziął osobisty udział w budowie, a do tego zapewne i morale robotników poszłoby w górę.
Wiewiur:
Można spróbować, a nie tylko liczyć na podpowiedzi tego dziwnego głosu znikąd…
Pierwsze Chuule i wojownicy zwarli się w starciu, ale potwory, mimo iż słabsze liczbą, dają sobie radę nieźle, choć zapewne niedługo ściągną ich pobratymcy.
Max:
‐ Widzę, widzę… Galera, może bryg, widać że mogą mieć Maga na pokładzie, bo żadne wiatry czy prądy nie pozwalają tak zapieprzać… Przetniemy im drogę, każ szykować broń pokładową i gotować się do abordażu. ‐ rozkazał dziwnie ożywiony starzec. ‐ Jak mi tego brakowało!
Kazute:
On pewnie zrobił podobnie, przez co trwa teraz dziwny i niezręczny impas, który wypadałoby przerwać w jakikolwiek sposób… -