Archipelag Sztormu
-
maxmaxi123
‐ To dobrze, że mi się nie marzy żywot kapitana.
Powiedział, dalej wypatrując tego okrętu. Że też go wywlekli na morze! Toć to on nic nie potrafi! Nie po to został stworzony, żeby uganiać się za piratami na morzu, co bardziej za ludźmi w lasach, dżunglach i tym podobnych miejscach. Im szybciej to załatwi, tym szybciej wróci. Z resztą, taką miał nadzieję… -
-
-
-
-
Kuba1001
Wiewiur:
Cóż, poddali się, ale Mag wyraźnie mówił, że nikt nie może zostać przy życiu, więc wypadałoby ich zabić, tak jak resztę, a później pomóc swemu kompanowi, który chyba nie radzi sobie tak dobrze.
Ekspedycja:
Wiewiur:
Tak właściwie to tutaj wszyscy byliście od machania bronią, a nie od myślenia, więc ostatecznie, mając dość czekania, cała grupa ruszyła do ataku z bronią uniesioną do walki i bojowym okrzykiem lub rykiem na ustach.
Vader:
‐ A co później? Pośle ich pan tam, gdzie ich miejsce? ‐ spytał, mając pewnie na myśli przeszłość, z której poniekąd pochodzą.
Kazute:
Przekrzywił głową i mimo wszystko uniósł maczugę, postępując kilka kroków do przodu, jednakże wyglądał na bardziej zaintrygowanego niż gotowego pozbawić Cię życia.
Abby:
Pokiwał głową i ruszył skrzyknąć wszystkich pracowników, aby przekazać im plany oraz swoją wizję. Kwadrans później wszyscy zabrali się do pracy.
Max:
Wszystko się zgadza. No, chyba że zginie po drodze czy coś. Tak czy inaczej, w końcu wypatrzyłeś Waszą zdobycz, na sterburcie, jakieś pięć kilometrów od Was, która pruła przed siebie zygzakami. -
-
-
wiewiur500kuba
Gdurb
Rozglądnął się za jakąś ścianą czy innym miejscem gdzie mógłby i kazać stać. A rozkaz ten polegały na pokazaniu im ściany pod którą mają się ustawić. Na szybko też spróbował poszukać wzrokiem maga, pozostając czujnym, gdyby ktoś chciał go zaatakować.Sh’arghaan
Westchnął i zaciskając mocniej dłonie na swym toporze ruszył w stronę kreatur. Biegł jako jeden z ostatnich, nie spiesząc się go swojego zgonu. A te potwory da się upiec w ich pancerzu? -
-
-
-
Kuba1001
Taczka:
Osłonił się tarczą, więc nic to nie dało, choć podobnie jak jego pchnięcie, którego zdołałeś zwinnie uniknąć, a przy okazji zauważyłeś też, że Minotaur uporał się ze swoimi wrogami, więc może zaraz przyjdzie Ci z pomocą?
Wiewiur:
Straciłeś swoją okazję, aby skorzystać z zimnej krwi, która był tu jak najbardziej na miejscu, i wykazałeś się bezużyteczną w tym wypadku litością, przez co wszyscy strażnicy zostali uciec i wmieszać się w tłum, gdzie wykrycie ich teraz jest niemożliwe, bo pozbawieni są tego, co odróżniało ich od innych dzikusów, czyli właśnie broni.
Maga nigdzie nie zauważyłeś.
Ekspedycja:
Vader:
‐ Ale na jak długo będą naszymi sojusznikami?
Abby:
Był tu poniekąd kierownikiem projektu, tak więc ranga pozwalała mu się opierdzielać i nadzorować pracę innych, ale pewnie wszystko poszłoby szybciej i sprawniej, gdyby wziął osobisty udział w budowie, a do tego zapewne i morale robotników poszłoby w górę.
Wiewiur:
Można spróbować, a nie tylko liczyć na podpowiedzi tego dziwnego głosu znikąd…
Pierwsze Chuule i wojownicy zwarli się w starciu, ale potwory, mimo iż słabsze liczbą, dają sobie radę nieźle, choć zapewne niedługo ściągną ich pobratymcy.
Max:
‐ Widzę, widzę… Galera, może bryg, widać że mogą mieć Maga na pokładzie, bo żadne wiatry czy prądy nie pozwalają tak zapieprzać… Przetniemy im drogę, każ szykować broń pokładową i gotować się do abordażu. ‐ rozkazał dziwnie ożywiony starzec. ‐ Jak mi tego brakowało!
Kazute:
On pewnie zrobił podobnie, przez co trwa teraz dziwny i niezręczny impas, który wypadałoby przerwać w jakikolwiek sposób… -
-
-
wiewiur500kuba
Gdurb
I tak nie chciał ich za bardzo zabijać. Nie chciał być zimnym i bezdusznym zabijaką. Raczej tylko zabijać w samoobronie, a skoro oni się poddali, a teraz jeszcze złożyli broń… Zaczął iść drogą którą tutaj przybył. Skoro jest to jedyne wyjście stąd, to gdyby ktoś chciał uciec, to mógłby ich powstrzymać, prawda?Sh’arghaan
Pobiegł więc w stronę swych oponentów i wypatrywał jednego osamotnionego Chuula. Chciał spróbować wcielić swój pomysł w życie i przy okazji nie usmażyć swych sojuszników. -
maxmaxi123
‐ Szykować broń pokładową i szykować się do abordażu!‐ Zakrzyknął bez entuzjazmu w głosie. Niby bitka będzie, ale jakoś mu się nie spieszyło do walki, a tym bardziej do abordażu, gdzie łucznicy raczej zbyt wiele nie zdziałają…
‐Mogę też polecieć i spróbować ustrzelić tego maga.‐ Rzekł tym razem do kapitana, szykując łuk i zaczynając powoli rozkładać skrzydła. Wiedział też, że szybko się męczy, toteż na zaś sprawdził jak daleko są od przeciwników, włączając lepszy, ptasi wzrok, aby dokładniej przyjrzeć się okrętowi. W zasadzie, nie było mu to zbyt często potrzebne, co by wyjaśniało czemu zapomniał o tej umiejętności. -
-
Kuba1001
Wiewiur:
Cóż, to co chciałeś, a czego nie, nie było zbytnio istotne, miałeś wykonywać rozkazy, co poczułeś po chwili, gdy wielki ból spowodowany rzuceniem w Ciebie czaru Magii Elektryczności powalił Cię na kolana.
‐ I ja miałem Cię niby uczyć? ‐ fuknął Mag, kończąc katusze. ‐ Nie potrafisz wykonać nawet prostego rozkazu, a co dopiero nauczyć się arkanów sztuk tajemnych! Precz mi z oczu albo napraw swój błąd! ‐ warknął, a sam ruszył w dół, inkantując zaklęcie, które wypuścił w kapłana, wodza, czy kto to tam był, zabijając go w widowiskowy sposób, aby później przemówić do zgromadzonych dzikusów w ich języku.
Ekspedycja:
Abby:
Szło sprawnie, więc już po ledwie kilku godzinach pierwsza łódź była gotowa.
Max:
Marynarze zaczęli wykonywać Twoje polecenia, za które i tak prędzej czy później by się zabrali, jednakże okrzyk skutecznie przyspieszył cały proces.
‐ A strzelaj, przynajmniej ich spowolnisz i ułatwisz reszcie robotę. ‐ powiedział kapitan.
Cóż, okręt piracki był galerą lub brygiem, jak mówił, ale dla Ciebie nie było żadnej różnicy: Zaopatrzony był w taran, sześć skorpionów na burtach i balistę na rufie. Płynął dość szybko, głównie dzięki Magowi dmącemu Magią Powietrza w żagle. Pirat oddalony jest od Ciebie jakieś pięć kilometrów, więc prędzej się utopisz, niż do niego dolecisz.
Wiewiur:
//Czytaj ze zrozumieniem.//
Nie było tu żadnych osamotnionych Chuuli, było ich mniej, a więc liczniejsi wojownicy najzwyczajniej w świecie ich otoczyli, walcząc po kilku na jedno monstrum.
Kazute:
Nie opuścił swej broni, jak na nieufnego dzikusa przystało, ale ruszył w Twoją stronę, oświetlając Cię pochodnią, aby mieć lepszy widok i zapewne nie był zły tym, co został… Tak więc raczej Cię nie zabije, co pozwala Ci jakoś się z nim dogadać czy coś.
Vader:
Nie odpowiedział, bo najpewniej nie miał co, a i nie chciał ryzykować, bowiem po chwili doniósł, że dzikusy się zbliżają. -
maxmaxi123
‐ Jednak są za daleko… dogonimy ich w ogóle?
Spytał się, przerywając przygotowanie do odlotu. Chociaż… może z pomocą Deusa dałby radę ustrzelić, jakby się jeszcze zbliżyli? Acz pytanie tylko, czy jak zacznie zmieniać kolor skóry i całokształtu na czarny, to nie wezmą go za jakiegoś demona, czy inne zło piekielne które trzeba zabić. Na wszelki wypadek ostrzeże kapitana.
‐ Mógłbyś nie reagować, jak zacznie mnie pokrywać coś czarnego i zacznę zmieniać wygląd? Wszystko będę miał pod kontrolą.‐ Teraz zagwizdał na ptaka, żeby do niego podleciał.//Skoro Deus może pochłaniać magię, to ten wiatr tworzony przez tego ich maga, to też zdoła pochłonąć?