Wielkie Równiny
-
Kuba1001
//Nie obrażaj mnie, to że jestem postępowy w wielu kwestiach, nie oznacza, że nagle moje PBF’y staną się ostoją dla postaci LGBT. Nie zrobiłbym czegoś takiego NPC, których zdążyłem już polubić.//
Twoje spojrzenie nie zrobiło na nich większego wrażenia, wiedzieli, że mają przewagę i nie obawiali się jej wykorzystać. High, jak nazwał go Jimmy, zaczął szperać po pobojowisku, ładując do pojemnych sakw przy siodle broń, amunicję i inne przydatne lub na swój sposób cenne przedmioty, należące tak do Ciebie, jak i najemników. W tym czasie Jimmy Star ominął Cię i podniósł Patricię, którą później zaprowadził do swojego konia. Chyba rzeczywiście miał zamiar zabrać ją ze sobą jako coś w rodzaju premii do zlecenia za Twoją głowę, ponieważ związał jej ręce za plecami, w nadgarstkach, i nogi w kostkach, a później przerzucił przez koński grzbiet i zmusił do tego, aby zagryzła pasek tkaniny, który potem zasupłał jej z tyłu głowy, kneblując jej usta.
‐ Zabierz ją, fanty i konie do naszej kryjówki, tam się spotkamy, gdy odbiorę nagrodę. ‐ polecił Star swojemu starszemu drugowi, gdy obaj palili cygara, których Hugh miał pełno, a jednym z nich poczęstował młodego rewolwerowca. ‐ Sześćdziesiąt złotników, wyobrażasz sobie? Można za to kupić ziemię, nająć ludzi i zbudować własne rancho albo inną plantację… To byłoby coś. -
Radiotelegrafista
Cholernik! Pi*******, psia mać cholernik i sku*wysyn! Zaklnęła w głowie, widząc, jak pęta Patricę. I co on miał w zamiarze później jej zrobić? Wykorzystać? Nie, na to Jannet nie mogła pozwolić. Siedząc i obserwując tą całą sytuację z narastającą złością, spróbowała wydostać dłonie z więzów. Rozerwanie ich było raczej niemożliwe, ale… czy w opustoszałym obozie było coś, co mogło przeciąć sznur? Choćby jakiś ostry pałąk, czy ostrogi! Czy któryś z martwych rewolwerowców miał ostrogi na butach?
-
Kuba1001
Właściwie każdy, w końcu podróżowali cały czas konno. Niestety, nim zdążyłaś spróbować sięgnąć po najbliższe, aby przeciąć więzy, bo inaczej się z nich nie wyswobodzisz, Hugh ostatecznie zebrał się do drogi, zabierając w sobie tylko znanym kierunku konie najemników, ich oraz Twoją broń czy amunicję oraz spętaną i zakneblowaną Patricę. Jimmy obejrzał się jeszcze za nim i zgasił resztki cygara rzuconego na ziemię butem.
‐ Nie ma co czekać, aż zlecą się się sępy, kojoty czy większe potwory, prawda? ‐ zapytał i wziął zwój liny, z którego uwiązał pętlę, którą założył Ci na szyję, a drugi koniec przywiązał do siodła swojego konia. ‐ Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? Wiesz, to nic osobistego, nawet Was polubiłem, ale taka ładna sumka prerią nie chodzi. Sama też pewnie nie zawahałbyś się, gdybyśmy zamienili się miejscami. -
Radiotelegrafista
Tylko mruknęła coś i zmierzyła go wzrokiem, który nie życzył mu śmierci, nie życzył mu gnicia w piekle, a mówił bardzo jasno i dobitnie “jeb się”, chociaż w głębi Jannet wiedziała, że to ona zawaliła sprawę w ogóle prosząc wtedy tamtych rewolwerowców o pomoc. Miała tylko nadzieję, że nie skrzywdzą oni Patrici jeszcze bardzie, i że Patricia będzie potrafiła jej to wszystko wybaczyć.
-
Kuba1001
‐ Nie bocz się na mnie i daj znać, jak wyjdziesz już z pierdla. Jeśli przeżyję te dwadzieścia lat, to chętnie zaproszę Cię na moją farmę, rancho czy co tam kupię za te pieniądze. ‐ odparł i opróżnił Twoją piersiówkę, którą schował do kieszeni. Po chwili namysłu odwiązał szmatę, którą miałaś obwiązane usta, i wyjął z nich tę zwiniętą w kulkę. ‐ No, teraz już możesz powiedzieć mi to, co Ci na sercu leży, nim oddam Cię wymiarowi sprawiedliwości.
-
Radiotelegrafista
Od razu wypaliła mu, co myślała o tej całej sytuacji:
— Żebyś ku*wa wiedział, że jeżeli cokolwiek jej zrobicie, to zapłacicie za to z nawiązką i możesz być pewien, że szybciej niż za dwadzieścia lat. — Syknęła poważnym tonem. W tym momencie nie rzucała słów na wiatr, już teraz najchętniej zostawiłaby Stara z kulką w plecach. -
-
Radio:
- Zacznijmy od tego, że nie powinnaś mi grozić, bo jesteś spętana, niedługo znowu będziesz zakneblowana, a do tego jesteś zdana na moją łaskę. - odparł, przy ostatnim zdaniu podchodząc bliżej, aby złapać Cię za pośladek. - I ciesz się, że nie jestem jakąś kompletną szują, bo wtedy dopiero miałabyś przerąbane. Może i nie jestem uczciwy, strzeliłem swoim wspólnikom w plecy, dosłownie i w przenośni, ale to nie byli moi przyjaciele, a ja mam dość zarabiania na chleb rewolwerem, zawsze chciałem mieć własną farmę czy rancho na uboczu i żyć spokojnie. Dzięki temu zleceniu uda się to nie tylko mi, ale i Hughowi, który wychowywał mnie, odkąd znalazł na prerii kilkuletniego gówniarza, którego rodziców i resztę wioski wybili Ubairgowie. I Twoje groźby są nie dość, że bez pokrycia, to jeszcze bez podstawy, nie skrzywdzę Twojej małej przyjaciółeczki, za bardzo ją polubiłem, choćby dlatego nie chciałem zostawić jej samej sobie tutaj czy w Imperium. Ale te liny i knebel to pewna forma zabezpieczenia, tak jak w Twoim wypadku. - zakończył i wreszcie zabrał dłoń, sięgając ponownie po szmaty. - Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Może teraz dla odmiany coś miłego?
Reich:
Znalezienie takich stworzeń nie było trudne, już z daleka je słyszałeś i czułeś. Około dwudziestu sztuk dzikich zwierząt pasło się spokojnie na równinie, jakichś trzydzieści metrów od Ciebie. Szczęśliwie byłeś na tyle cicho, aby ich nie spłoszyć, a wiatr nie zaniósł im Twojego zapachu, masz więc czas, aby przygotować się do ataku na stado. -
W pierwszej chwili chciała mu czymś odpowiedzieć, wypalić jak to miała w zwyczaju, ale w miarę jak Jimmy coraz bardziej rozkręcał się z swoim monologiem, tym bardziej jakiekolwiek słowa, riposty zamierały jej w ustach. Miał rację, gdyby miała możliwość, zrobiłaby to samo. Po prostu nie była w stanie wydusić słowa, rewolwerowiec w całości ją zdominował i ogarnął. Po dłuższej chwili gorączkowego szukania słów poddała się i machnęła dłonią, odpowiadając tonem, który próbowała jak najbardziej uspokoić:
— …Dobra, nie jesteś szuja. Teraz dawaj knebel i nie rób scen w mieście. — -
Ciężko było machnąć związanymi dłoniami, ale rewolwerowiec zrozumiał gest i uśmiechnął się tryumfalnie. Potem zwinął w kulkę jedną ze szmat, którą wypchał Ci usta, a następnie owinął je kolejną szmatą, gdybyś mimo wszystko spróbowała wypchnąć knebel z ust. Wtedy, zanim jeszcze wsiadł na konia, przez chwilę obmacywał jeszcze Twoje piersi, a sądząc po lekkim drżeniu jakiegoś mięśnia na twarzy, a potem lekkim uśmieszku na ustach, chyba domyślił, co tam schowałaś. Ale nawet jeśli, to nie odezwał się, a jedynie poprawił pętlę na Twojej szyi i wsiadł na konia, aby ruszyć niespiesznym kłusem, dostosowanym do Twojego tempa, w końcu byłaś uwiązana do jego wierzchowca, w kierunku Imperium.
-
Ten post został usunięty!
-
Obmacywaniu towarzyszył trzy emocje z strony Jannet:
Najpierw, oczywiście zawstydzenie. Oblała się rumieńcem, gdy Jimmy pozwalał sobie na takie “oględziny”, choć z drugiej strony…
Nieważne. Dalej, strach o to, że rzeczywiście znajdzie i zarekwiruje jej ostatnią deskę ratunku, Pocket Needle’a. Na szczęście nie spełnił jej obaw, a prztnajmiej nie teraz.
Po trzecie, zaciekawienie - Po cholerę on ją co rusz macał? Najpierw po tyłku, teraz jej piersi. Nie wierzyła, że robił to z prozaicznych powodów, nie w przypadku Jannet. Więc jaki był tego cel? Jakiś rodzaj kpienia z niej?
Nie mając innego wyjścia, poszła za koniem i jego jeźdźcem, przeklinając knebel utrudniający oddech i modląc się do bogów o jedno - by sprawę w mieście i u samego szeryfa załatwić tak szybko jak było to możliwe. Ot, zostawić ją, wsadzić do celi i tyle. Miała nadzieję, że Jimmy nie będzie obnosił się z swoją “zdobyczą” tylko w prosty sposób załatwi sprawę, odbierze nagrodę i odejdzie.
A głęboko w duszy Jannet budził się jeszcze jeden lęk, uśpiony przez te kilka lat wolności. Lęk, który sprawił, że wtedy opuściła dom by nie wrócić do niego przez długi czas. -
W niespiesznym tempie, nieniepokojeni przez nikogo, dotarliście wreszcie do Imperium.
//Zmiana tematu. Zacznę.// -
Sprawdził kierunek wiatru i zaczął podchodzić do stada tak aby wiał w jego stronę. Wykorzystywał przy tym naturalne przeszkody jako zasłony, takie jak wysoko trawa, czy skały. W każdym razi podszedł na tyle blisko, aby nie ryzykować wykrycia, a zarazem móc bliżej przyjrzeć się stadu.
-
Skał nie było tu w ogóle, ale wysokiej trawy nie brakowało, więc spokojnie zdołałeś zbliżyć się jeszcze bardziej do stada, czołgając się na brzuchu i kolanach.
-
Przyjrzał się stadu, wypatrując osobników, który stały oddalone od głównej grupy
-
Te około dwadzieścia zwierząt podzieliło się na trzy grupy, pasące się w odległości mniej więcej pięciu metrów od siebie, tak aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać, ale jednocześnie być na tyle blisko, aby w razie zagrożenia móc szybko zbić się ponownie w grupę i spróbować obrony lub ucieczki.
-
Nie poruszając się, aby przypadkiem nie szeleścić trawą, ocenił odległość między sobą, a najbliższym Rykopiskiem.
-
Najbliższa była grupa licząca pięć sztuk, z czego trzy to osobniki młode, pilnowane przez dwoje dorosłych. Odległość oceniłeś na około osiem, w porywach dziesięć, metrów.
-
Wybrał jednego z młodych na swój cel. Większa szansa na to, że wystarczy tylko jeden strzał. Ostrożnie wyciągnął strzałę z kołczanu i równie ostrożnie napiął łuk. Włócznie miał w zasięgu ręki, gotową do pochwycenia. Krótko wycelował po czym wypuścił strzałę. Nie zważając, czy trafił, zaraz po puszczeniu strzały, chwycił włócznię i wybiegł w kierunku zwierząt, gotowy dokończyć dzieła.