Wielkie Równiny
-
Ten post został usunięty!
-
Obmacywaniu towarzyszył trzy emocje z strony Jannet:
Najpierw, oczywiście zawstydzenie. Oblała się rumieńcem, gdy Jimmy pozwalał sobie na takie “oględziny”, choć z drugiej strony…
Nieważne. Dalej, strach o to, że rzeczywiście znajdzie i zarekwiruje jej ostatnią deskę ratunku, Pocket Needle’a. Na szczęście nie spełnił jej obaw, a prztnajmiej nie teraz.
Po trzecie, zaciekawienie - Po cholerę on ją co rusz macał? Najpierw po tyłku, teraz jej piersi. Nie wierzyła, że robił to z prozaicznych powodów, nie w przypadku Jannet. Więc jaki był tego cel? Jakiś rodzaj kpienia z niej?
Nie mając innego wyjścia, poszła za koniem i jego jeźdźcem, przeklinając knebel utrudniający oddech i modląc się do bogów o jedno - by sprawę w mieście i u samego szeryfa załatwić tak szybko jak było to możliwe. Ot, zostawić ją, wsadzić do celi i tyle. Miała nadzieję, że Jimmy nie będzie obnosił się z swoją “zdobyczą” tylko w prosty sposób załatwi sprawę, odbierze nagrodę i odejdzie.
A głęboko w duszy Jannet budził się jeszcze jeden lęk, uśpiony przez te kilka lat wolności. Lęk, który sprawił, że wtedy opuściła dom by nie wrócić do niego przez długi czas. -
W niespiesznym tempie, nieniepokojeni przez nikogo, dotarliście wreszcie do Imperium.
//Zmiana tematu. Zacznę.// -
Sprawdził kierunek wiatru i zaczął podchodzić do stada tak aby wiał w jego stronę. Wykorzystywał przy tym naturalne przeszkody jako zasłony, takie jak wysoko trawa, czy skały. W każdym razi podszedł na tyle blisko, aby nie ryzykować wykrycia, a zarazem móc bliżej przyjrzeć się stadu.
-
Skał nie było tu w ogóle, ale wysokiej trawy nie brakowało, więc spokojnie zdołałeś zbliżyć się jeszcze bardziej do stada, czołgając się na brzuchu i kolanach.
-
Przyjrzał się stadu, wypatrując osobników, który stały oddalone od głównej grupy
-
Te około dwadzieścia zwierząt podzieliło się na trzy grupy, pasące się w odległości mniej więcej pięciu metrów od siebie, tak aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać, ale jednocześnie być na tyle blisko, aby w razie zagrożenia móc szybko zbić się ponownie w grupę i spróbować obrony lub ucieczki.
-
Nie poruszając się, aby przypadkiem nie szeleścić trawą, ocenił odległość między sobą, a najbliższym Rykopiskiem.
-
Najbliższa była grupa licząca pięć sztuk, z czego trzy to osobniki młode, pilnowane przez dwoje dorosłych. Odległość oceniłeś na około osiem, w porywach dziesięć, metrów.
-
Wybrał jednego z młodych na swój cel. Większa szansa na to, że wystarczy tylko jeden strzał. Ostrożnie wyciągnął strzałę z kołczanu i równie ostrożnie napiął łuk. Włócznie miał w zasięgu ręki, gotową do pochwycenia. Krótko wycelował po czym wypuścił strzałę. Nie zważając, czy trafił, zaraz po puszczeniu strzały, chwycił włócznię i wybiegł w kierunku zwierząt, gotowy dokończyć dzieła.
-
Zwierzę zostało trafione i padło na ziemię z żałosnym rykiem. Pozostałe zerwały się do chaotycznej ucieczki, celowo mijając się wzajemnie, zataczając koła i tak dalej, aby zmylić potencjalnego drapieżcę. Ty na szczęście byłeś na to za mądry, więc raczej nie dasz się nabrać, a dzięki temu masz też okazję ubić kolejnego zwierzę, w końcu jednym młodym Rykopiskiem naje się niewielu Twoich pobratymców.
-
Nie zaatakował od razu tylko, biegł z całych sił za zwierzętami, aby skrócić dystans. Dopiero wtedy, wykorzysując siłę swoich górnych ramion rzucił włócznię w jednego z dorosłych osobników
-
Olbrzymia siła i wielki zamach pozwoliły Ci przebić nieszczęsne zwierzę na wylot. Pozostałe Rykopiski jedynie przyspieszyły i po chwili znalazły się daleko poza Twoim zasięgiem.
-
Podszedł do zabitego zwierzęcia i wyciągnął z niego włócznie. Uklęknął i za pomocą noża, zaczął skórować Rykopiska.
-
Była to dla Ciebie czynność równie naturalna jak samo oddychanie, przychodziło Ci z łatwością lat praktyki, przez co po kilku chwilach skończyłeś swoją robotę. Powinieneś skończyć skórować drugie zwierzę, nim zlecą się zwabione zapachem świeżego trupa stada padlinożerców lub leniwszych drapieżników.
-
Tak też zrobił. Gdy już skończył zaczął odkrajać co lepsze kawały mięsa. Włożył co mógł do torby, resztę obwiązał liną i zarzucił na bark. Pozbierał pozostawioną broń i zaczął kierować się do swojego plemienia, racząc się kawałkiem świeżego mięsa, który trzymał w dłoni
-
//Mam to zrozumieć tak, że z dorosłego wykroiłeś tylko najlepsze kawałki mięsa, ale małego wziąłeś praktycznie w całości, tak?//
-
//Tak//
-
Zostawiwszy na równinach to, co mogło być apetyczny kąskiem jedynie dla stad sępów, powoli kołujących na niebie, i innych padlinożerców, ruszyłeś w drogę powrotną, w dość krótkim czasie ponownie trafiając do swojego obozowiska.
-
Powinien chyba gdzieś złożyć całą to zdobycz. Czy ubairgowie mieli coś w rodzaju spiżarni? Albo lepiej mięso od razu upiec lub uwędzić aby się nie zepsuł. W każdym razi ruszył do takiego miejsca.