Droga stanu Delmarva do Jersey
-
-
-
-
-
-
Radiotelegrafista
– No więc…-- Zaczynając swoją opowieść, Matthew znów wjechał na drogę: – Bez tirowców połowa Stanów Zjednoczonych nie funkcjonowałaby. Zaopatrzenie sklepów, woda, paliwa, wszystko to rozwożą głównie ciężarówki. Nie jest to złe, ale w tym wszystkim zapominamy, że za kierownicą osiemnastokołowca siedzi człowiek, myślący, czujący, mający potrzeby. Wiesz jak bardzo napięty grafik mają kierowcy? –
-
-
Radiotelegrafista
– Chodzi o to – Matthew kontynuował wyjaśnianie: – Że w tym całym pośpiechu, gdzie ledwo można znaleźć czas na jedzenie i sen, trudno jest troszczyć się o szukanie świątyni, które nierzadko są dziesiątki kilometrów od trasy. Dla tego Głosiciele Jezusa w Drodze wychodzą im na przeciw. My przyjeżdżamy do nich z kościołem i sakramentami, a Ci nie muszą wyłamywać się zleceniodawcom. To jest myśl Zakonu: Dostarczać Eucharystie tym, którzy sami nie są w stanie sami jej zdobyć. – Wyjaśnił żywo i z entuzjazmem mówiąc o swym zgromadzeniu.
-
-
-
Andrzej_Duda
Nie było to czego oczekiwał lub bardziej w tym przypadku spodziewał się Matthew, albowiem Beck wyciągnął nie książkę, nie komórkę, tylko coś w rodzaju małego mechanizmu. Oparł się przed sobą o deskę rozdzielczą, po czym wyciągnął z kieszeni rękawiczkę i zaczął przymierzać jedno do drugiego, dając jednocześnie Matthew znak, że może jechać.
-
// Podnoszę temat do góry
-
A więc nasz ksiądz wyruszył w dalszą drogę. Urządzenie jednak na tyle przykuło jego uwagę, że spytał:
– Co to? – Wskazał na mechanizm. -
-Och… To taki mój mały… Projekt, można by rzec. Żebyś zrozumiał, to powiem, że jest to coś w rodzaju protoplasty wbudowanego w rękawicę miotacza… Dajmy na to, gazu pieprzowego. Pracuje nad całymi tonami takich rzeczy, odkąd mnie wyrzucono ze stanowiska organizatora efektów specjalnych… Długa historia, jeszcze zanim poszedłem do seminarium. - odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od mechanizmów.
-
— Mamy dużo czasu, przyjacielu. — Odpowiedział pogodnie Matthew: — Jeżeli masz ochotę, to chętnie posłucham jej. —
-
-Zatem… Muszę Ci powiedzieć, że nigdy nie lubiłem świata takim jaki jest. Postanowiłem zatem zostać kimś, kto zmienia rzeczywistość w najbardziej kuszący dostępny mi sposób… Specjalista od efektów specjalnych. Nieskromnie muszę się powiedzieć, że jestem w tym świetny, choć podczas mojego pierwszego filmu mnie wyrzucono za wywołanie małego… Wypadku… Ale tak właściwie, to odszedłem, ponieważ mnie to nie spełniało, tak… O tym już nie mówmy. Także, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, aż w końcu odnalazłem swoje prawdziwe powołanie. Doszedłem do wniosku, że świat kształtują ludzie. A kto kształtuje ludzi? Osoby duchowne. W taki oto sposób zostałem kapłanem, który hobbystyczni zajmuje się małymi projektami naukowymi, takimi jak ta wyrzutnia, którą właśnie zobaczyłeś. - odpowiedział płynnie i wyraźnie, z dużym spokojem na ogół, choć mówił trochę bardziej nerwowo podczas części w której wspominał o bliżej nieokreślonym wypadku w jego pracy jako specjalista od efektów specjalnych.
-
— Muszę przyznać, że masz całkiem ciekawą historię życia. Łał. — Kierowca nie ukrywał zdumienia: — Nigdy nie patrzyłem na służbę z tej strony, ale mówisz, że w tej kwestii kapłaństwo dało Ci spełnienie? —
-
-Dokładnie tak… - odpowiedział krótko, po czym pstryknął oboma dłońmi, a następnie złożył je razem, przeplatając palce - … Choć muszę przyznać, że wolę głosić Słowo Boże bardziej prywatnie niż w kościele… Z resztą, ty robisz tak samo. Mamy ze sobą dużo wspólnego, nieprawdaż? - stwierdził pół-pytaniem, spokojnym głosem.
-
— Ja, prywatnie? Skąd taka myśl? — Matthew uniósł brew, czując lekkie wzburzenie. Postanowił nie pokazywać tego po sobie: — Przecież teraz siedzimy właśnie w niczym innym, jak kościele na kołach. Każdy może przyjść na mszę, ta ciężarówka nie jest moją własnością, a Domem Bożym. —
-
-Tak, prywatnie, z mojej perspektywy. Ty płacisz za benzynę, to jest ciężarówka za twoje pieniądze… A zatem, prywatnie. - odpowiedział obojętnie, wygodnie się opierając na swoim fotelu.