Dallas
-
Antek:
- Nie jesteśmy zimnokrwistymi mordercami, nowy. Zabijamy tylko tych, których nam każą zabić za ładną sumkę, do reszty odnosimy się tak neutralnie, jak tylko się da. Najpierw pytaj, później strzelaj, jasne?
Zohan:
Nie byli oni zajęci posiłkiem, ten wciąż był robiony w kuchni, ale na paleniu i rozmowach.
- Czekaj, no, czekaj. - powiedział kowboj, zgodnie z Twoimi przypuszczeniami, chcąc Cię tu jednak zatrzymać. - Choć no tu. -
- Jasne. - odparł i zaczął dokładniej przeszukiwać parter, bo można w tak zadbanym domu znaleźć jakieś fanty.
-
Odwrócił się i podszedł. Spróbował się przyjrzeć całej świcie, która siedzi w salonie.
-
Zohan:
//Napisałem już, kogo tam zastałeś, więc mam Ci teraz opisać dokładniej ich wygląd, wyposażenie czy co?//
Antek:
Jeśli było tu coś cennego, to przed ucieczką mieszkańcy tego domu zabrali wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość podczas apokalipsy. -
W takim razie pora przeszukać pierwsze piętro.
-
//Chociażby czy są tam dzieci i w co oni są wyposażeni.//
-
Antek:
Tam był już drugi najemnik, który powiedział to, czego się właściwie spodziewałeś: Pusto, ale czysto.
Zohan:
Poza trójką znanych Ci mężczyzn, nikt inny nie miał broni. Wszyscy byli dorośli, a przynajmniej na takich wyglądali, apokalipsa sprawiła, że wiele dzieci i nastolatków musiało szybko dorosnąć lub zginąć. Łącznie, nie licząc Ciebie, było tu może z osiem osób, sami mężczyźni. -
Wrócił do garażu i zaczął go dokładnie przeszukiwać, bo może tam coś jest. Albo nic nie ma i, jak to mówił jego towarzysz, jest pusto, ale czysto.
-
– No więc? – zapytał kowboja.
-
Zohan:
- Podobno nieźle się sprawiłeś na swojej pierwszej misji. Nowi zwykle na początku tchórzyli albo chojraczyli. I tak, i tak, wszyscy dostawali kulkę albo zżerali ich żywcem. Ale Tobie się udało.
Anek:
Jeśli ktoś tu był, to zabrał to, co było mu w tej chwili potrzebne, znalazłeś więc sporo narzędzi, zapasowe opony, choć do Twojego samochodu nie będą pasować, i litr benzyny. -
Spróbował pomieścić benzynę i narzędzia na pakę pickupa tak, aby było miejsce dla oddziału najemników, z którym wyjechał na zwiad.
-
Nie zajmowało to wiele miejsca, prawdopodobnie nawet nie zauważą nowego bagażu, zwłaszcza że to jeden mały, a do tego niepełny, kanister i przenośna skrzynka z narzędziami.
-
Przynajmniej będzie to jakieś uzupełnienie dla najemników. Wyszedł na chwilę zobaczyć, jak wygląda sytuacja w sąsiednim domu, bo mógłby go przeszukać.
-
– Mam nadzieję, że na następnych będę mieć tyle szczęścia, co na tej.
-
Antek:
Zostawienie Matta samego było dość dobrym planem, to zahartowany najemnik, poradzi sobie sam z hordą żywych trupów czy jakichś ludzkich szumowin, podczas gdy Ty będziesz przeszukiwać ruderę, jaką był dom, który wybrałeś.
Zohan:
- Oby, bo gwarantuję, że teraz wszyscy będziemy mieli co robić. -
Nawet jeśli chciałby przeszukać sąsiedni dom, to dostał wyraźny rozkaz, żeby pilnować pickupa z Mattem. Zawrócił do towarzysza i obserwował, czy coś nie idzie w ich kierunku.
-
– Co przez to rozumiesz? – zapytał, obawiając się jakieś wojny z innymi ludźmi.
-
Antek:
//Nie jesteś dobry w sarkazm, wiesz?//
Zohan:
Zanim odpowiedział, zerknął na dowódcę oddziału, z którym byłeś na wypadzie, a gdy ten skinął głową, odparł:
- Niedawno przez radio Z-Com ogłosił, że zrzuci w okolicy pomoc dla wciąż żyjących ludzi. Nie mówili co, ale spodziewamy się leków, broni, jedzenia, amunicji i tym podobnych przyjemności. Ale że ogłosił to w radiu, to na pewno nie tylko my o tym usłyszeliśmy i każdy będzie chciał zgarnąć jak najwięcej dla siebie. -
// Wiem i pewnie domyślam się, że będę musiał edytować posta. //
-
– Na pewno to był Z-Com? Tyle rzeczy już widziałem i słyszałem, więc nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś się pod nich podszywał.