Los Angeles
-
- Ta. Niech Bóg ma nas w opiece. Bez odbioru. - Rozłączył się i powiedział do kierowcy - Możemy jechać.
-
Zohan:
Takich udogodnień chyba tu jeszcze nie zamontowali, więc przyszło Ci położyć się spać bez kąpieli. Jak zresztą zawsze. Obudziłeś się w nocy, na dźwięk strzelaniny za oknem.
Reich:
//Jedziesz w pojeździe, razem ze swoją drużyną i jego załogą czy pozwalasz im wbić się w mur, a sam szukasz innego wejścia, gdy oni odwrócą uwagę?// -
Zerwał się leniwie z łóżka, złapał za glocka i stanął obok okna oraz zobaczył co się wyprawia na zewnątrz.
-
//Myślałem, że raczej podjadą blisko posterunku, on i oddział podjedzie pieszo pod mur, a pojazd dopiero zaatakuje i odwróci uwagę.//
-
Zohan:
Żołnierze przy barykadach strzelali w mrok nocy, z którego dochodziły ryki Zombie, z ciężkich karabinów maszynowych i rozmaitej broni osobistej. Wychodzi na to, że tutaj naprawdę nic, może poza bezsennością, Wam nie grozi.
Reich:
//Wtedy by Was wypatrzyli, a tu chodzi o to, żeby pojazd i ta druga drużyna skupiły na sobie całą uwagę wroga, Wy macie być niewidoczni, żeby wejść i zająć się głównym celem misji.// -
Skoro mają CKM-y to sobie poradzą. Usiadł na łóżku z pistoletem na nogach i oparł się na czekał oraz czekał, aż dźwięki strzałów ucichną.
-
Skończyli po kilku minutach, nie mogła to być jakaś zadziwiająco silna horda, skoro została rozstrzelana i/lub odpędzona tak szybko. Rick i jego kompan nie spali, byli kilka pokojów dalej i o czymś dyskutowali, ale byłeś za daleko, aby usłyszeć słowa, choć miałeś pewność, że to jeden z nich mówi, a ten drugi, duży i czarny, jedynie słucha, żeby tamten poczuł się lepiej, niż podczas gadania sam do siebie, chociaż niewiele by się to różniło od tego monologu.
-
//Nie mogą zatrzymać się w miejscu w którym ci posterunku ich nie wpatrzą i z tego miejsca przejść pieszo?//
-
Chyba będzie lepiej, jak podyskutuje z kimś, kto się odzywa. Chociaż… gdyby chciał, to by przyszedł do niego. Położył się i spróbował usnąć.
-
Reich:
//Mogą, jeśli jesteś aż tak leniwy, żeby przejść się ten dystans.//
Zohan:
//Nie masz ochoty podsłuchać, o czym mówi?// -
//Skoro zapytałeś, to chyba tak też zrobię.//
Zmienił zdanie i poszedł w kierunku, z którego dochodziły dźwięki “dialogu”. -
//Chyba wręcz przeciwnie, gdybym był leniwy to jechałbym wygodnie w pojeździe, a nie szedł z buta. Więc zrób tak jak zaproponowałem, proszę//
-
Reich:
//Jeśli akcja się rypnie, to nie z mojej winy.//
Wykonali rozkaz, jadąc ulicą wprost na posterunek, Wy zaś mijaliście okoliczną zabudowę, głównie zrujnowane domy i inne budynki, tutaj często toczyły się regularne boje przy użyciu rozmaitych pojazdów, dział i materiałów wybuchowych, w których brało udział większość frakcji z Los Angeles.
Zohan:
Jak na razie nic ciekawego, jakby na głos rozważał wszystkie za i przeciw zostaniem tutaj. Dopiero po chwili powiedział coś bardziej interesującego:
- Nie musimy z nimi zostać, mieliśmy ich tu doprowadzić i to zrobiliśmy. Musimy za to pamiętać o tym, co jest naszym główny zadaniem, bo nawet Tobie urwą łeb, jak to schrzanimy. -
//Cóż technicznie rzecz biorąc, to ty panujesz nad całym otoczeniem i to ty decydujesz jak ono reaguje na moją postać, więc jeśli coś się stanie, to z twojej winy, a raczej z twojego postanowienia//
- Zatrzymajcie się. Ja z chłopakami przejdziemy tą drogę pieszo, dajcie nam 15 minut czasu, a potem zaczynajcie. No chyba, że usłyszycie strzały, wtedy wjedźcie tam od razu. - Wyszedł i powiedział do członków oddziału na pojeździe. - Złaźcie i chodźcie za mną, starajcie się nie rzucać w oczy. - Zaczął iść w stronę uszkodzonych budynków i to je wykorzystywał jako kryjówki, w czasie podchodzenia pod posterunek. Jeśli baza była już w zasięgu wzroku, spróbował za pomocą lornetki dostrzec jakiś strażników. -
//Rozgryzł mnie, skubany.//
Przedzierając się przez morze ruin natrafiliście na pierwszą przeszkodę: w promieniu jakichś dwudziestu lub więcej metrów od bazy, na dachach i ścianach niektórych domów, najmniej uszkodzonych, ustawiono kamery obserwujące okolicę. Niby to nie tak groźne jak działka automatyczne, ale skoro to jednak swojego rodzaju tajna misja, to i tak lepiej byłoby ich uniknąć lub chociaż je zniszczyć. -
– Czyli rozmawiają o czymś, o czym nie powinienem wiedzieć. – postał jeszcze chwilę, bo może się dowie czegoś ciekawszego.
-
Zniszczenie kamery od razu by zauważono, jeśli mają tam kogoś kto ciągle przez nie patrzy, dlatego porzucił ten pomysł. Patrzył czy kamery mają widok na jeden tylko kierunek, czy też jakiś mechanizm nimi porusza.
-
Zohan:
- Ten nowy może być przydatny, swoje przeżył, nie trzeba będzie go niańczyć. Takich potrzebujemy… Ech, gdy zostaniemy sami, raczej nie będę tęsknić za resztą. Życie samotnych wędrowców i zabijaków jest jednak o wiele ciekawsze, niż bujanie się z taką ekipą. Nawet, jeśli są tam takie fajne dziewczyny.
Reich:
Są nieruchome, ale jest ich aż tak wiele, że pora widzenia ściśle pokrywa prawie cały obszar. -
– Czyli dalej chcą wędrować po świecie i robić to co zwykle… – pomyślał i dalej nasłuchiwał.
-
- Ufasz mu? - odezwał się czarnoskóry, chyba od początku monologu Ricka.
- Nie. Przecież wiem, że po tym wszystkim ufam tylko sobie… I Tobie, rzecz jasna. Ale, kto wie? Może nadarzy się jeszcze okazja? Nie z takimi mieliśmy do czynienia.