Dallas
-
Wyciągnął granat błyskowy i rzucił go w stronę wejścia do domu. Tam powinni być wrogowie.
-
Skoro jest świeży na tym ranczu (czy ranczo?), to warto nabyć jakiś znajomych albo znaleźć jakąś dziewuchę, aby się ogrzać w nocy. Porozglądał się za jakąś dziewczyną, która jest w jego wieku.
-
Antek:
Granat eksplodował, jakieś efekty pewnie osiągnąłeś, choć ciężko powiedzieć jakie, dopóki nie wyjdziesz ze swojej kryjówki.
Zohan:
Kobiety na pewno tu były, poza tą staruchą widziałeś jeszcze kilka, gdy przyjechałeś tu po raz pierwszy, ale tutaj nie widziałeś żadnej z nich. Może kobiety i dzieci jedzą osobno, a mężczyźni osobno? -
Miał raczej mało czasu na to, żeby wyjść z kryjówki i zastrzelić wszystkich przeciwników. Podbiegł bliżej i ukrył się za ścianą. Gdy tylko się ukrył, wyciągnął pistolet, wychylił się za ścianę i strzelił dziesięć razy w kierunku przeciwnika. Po oddaniu strzałów spróbował znowu ukryć się za ścianą.
-
Albo czymś się zajmują. Siadł przy stole, nałożył sobie żarcia i zaczął jeść.
-
Antek:
//Opisz mi to jakoś tak, żeby miało ręce i nogi, bo na chwilę obecną rozumiem to w ten sposób, że strzelasz do nich przez ścianę.//
Zohan:
W porównaniu do tego, czym żywiłeś się wcześniej, teraz zasiadłeś do prawdziwej uczty, jedzenie nie tylko syciło, ale było zwyczajnie smaczne, co było czymś nie do pomyślenia, gdy tyle czasu je się zwykłe konserwy, suchary i tym podobne przyjemności. A tutaj chyba nie racjonują jedzenia, więc wizja dokładki kusi tym bardziej. -
// Gotowe. //
-
Skoro można sobie dołożyć dokładkę, to sobie na to pozwolił. Widzi gdzieś tutaj Jaxa?
-
Antek:
Waliłeś w gruncie rzeczy na ślepo, ale tak wielu wrogów, na tak małej przestrzeni gwarantowało, że prawie każdy strzał zrobi swoje. Nim znów skryłeś się za osłoną, mogłeś nieco przyjrzeć się swoim oponentom: Wszyscy byli ludźmi, mężczyznami, odzianymi w stroje typowe dla żołnierzy, włącznie z ochraniaczami na łokcie czy kolana, hełmami czy maskami przeciwgazowymi, uzbrojeni w pistolety maszynowe i karabinki automatyczne. Nie mieli żadnych oznaczeń przynależności do którejś z frakcji, a przynajmniej Ty żadnych nie zauważyłeś. Odziani byli w kamizelki kuloodporne, a mimo to jęknęli, gdy zostali trafieni, możliwe, że ich zraniłeś lub sprawiłeś ból, ale chyba na zabicie nie ma co liczyć.
Zohan:
Na drugim końcu stołu, owszem. Również jego pochłaniało w głównej mierze jedzenie, a nie jakiekolwiek rozmowy z siedzącymi wokół ludźmi. Nie ma co mu się dziwić, z Was dwóch to on miał szybki metabolizm i lubił dobrze zjeść, a wcześniej nie miał zbytnio ku temu warunków. Jeśli się nie myliłeś, to chyba pochłaniał już trzecią porcję tego, co było na stole. -
Rzucił więc kolejny granat błyskowy i przeładował pistolet. Po przeładowaniu pistoletu strzelił kolejne dziesięć razy w kierunku przeciwnika.
-
I dobrze, niech je. Gdy już skończył dokładkę, to podsłuchał jakieś rozmowy przy stole.
-
Antek:
Wystrzeliłeś dwa, gdy tamci odpowiedzieli taką nawałą ogniową, że podziurawiliby Cię jak sitko, gdybyś w porę się nie ukrył. Gorzej, że zaraz zaczną walić po ścianach, a te kul nie zatrzymają.
Zohan:
Ludzie rozmawiali tu o sprawach dnia codziennego: O tym, jakie szykują się plony, jak było na pastwisku ze zwierzętami, i ile kto samotnych Zombie szlajających się po okolicy odstrzelił. Jakby apokalipsa tu w ogóle nie dotarła. -
Wyciągnął granat odłamkowy, wyjął zawleczkę, wychylił się za ścianę i rzucił granat w kierunku wroga.
-
Efekt był przeciwny do zamierzonego, bo nim ten zdążył eksplodować, został odrzucony lub odkopnięty w Twoją stronę.
-
Spróbował odrzucić granat w stronę wroga, a jeśli to się uda, to zacznie uciekać w stronę kuchni.
-
Czyli uprawiają ziemię, mają zwierzęta i pewnie robią jeszcze inne rzeczy związane z ranczem, o których pewnie nie wie. Jeść więcej nie będzie, więc odszedł od stołu i poszedł do baraków, aby sobie zaklepać jakąś pryczę.
-
Antek:
Nie udało się, granat eksplodował, nim zdołałeś się po niego schylić, co paradoksalnie uratowało Ci życie, gdybyś miał go już w dłoni w chwili eksplozji, prawdopodobnie byłbyś martwy. Przeżyłeś, owszem. Jak? Nie wiedziałeś, miałeś tylko migawki, niezbyt wyraźne, czasem zlewające się ze sobą: Widziałeś napastników, lufę pistoletu jednego z nich tak blisko twarzy, że mógłbyś ją ucałować, strzały, czyjeś ręce ciągnące Cię w kierunku samochodu, ślady krwi, które zostawiłeś na podłodze domu… Później kompletnie straciłeś świadomość.
Gdy ją odzyskałeś, znajdowałeś się w jakimś namiocie, na prostym łóżku, z małą poduszką pod głową i wytartym kocem na sobie. Byłeś nagi od pasa w górę, a przynajmniej w teorii, większość Twojego brzucha pokrywały bandaże, podobnie z klatką piersiową. Twój ekwipunek i ubrania leżały na ziemi obok, tuż obok krzesła, na którym siedział jeden z najemników, ubrany w kombinezon mechanika lub kogoś w tym guście, krótko ścięty młodzian, mógł mieć jakieś dwadzieścia kilka lat, rozwiązujący krzyżówkę.
- Hmmm… “Niechęć do gatunku ludzkiego”, na jedenaście liter… - mruknął, z pewnością sam do siebie, pewnie jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że się obudziłeś.
Zohan:
Nikt Cię nie zatrzymywał, a jeśli chodzi o baraki, to je odnalazłeś bez problemu, były to proste drewniane konstrukcje, w których nic poza piętrowymi łóżkami w zasadzie nie było. Baraków było łącznie siedem, a w każdym spać mogło sześć osób, choć wątpiłeś, aby wszystkie były pełne. Gorzej, że nie jesteś pewien, gdzie są wolne miejsca. -
- Cóż, pewnie dość mocno zostałem poturbowany, skoro mam na sobie tyle bandaży. Ale zaraz… czy ja nie jestem w niewoli? - pomyślał zaskoczony. Istotnie, walczył z innymi najemnikami i to oni mogli go wziąć w niewolę. Raczej nie będzie w stanie efektywnie zabrać swój ekwipunek - w końcu dostał kilka kulek w brzuch.
- Mizantropia. - rzekł nieco zdezorientowany do najemnika-mechanika. -
Najwyżej jak ktoś się przyjebie do niego o miejsce, to zejdzie i sobie poszuka innego. Usiadł na jednym z łóżek i wziął się za czyszczenie swojej broni, aby jakoś zabić czas.
-
Antek:
- Hm, faktycznie. Pasuje. - odparł uradowany, w ogóle niezmieszany tym, że się obudziłeś, wpisując hasło do krzyżówki. Później włożył ją do jednej kieszeni, a długopis do drugiej. - Myślałem już, że w ogóle dziś nie wstaniesz, wtedy byłoby kiepsko. Medyk twierdzi, że powinieneś być w stanie chodzić, choć do nowego trochę Ci brakuje. Spróbuj, bo nie mamy za dużo czasu, niedługo wyruszamy.
Zohan:
Gdy ludzie zaczęli schodzić się po kolacji, do tego baraku, który wybrałeś, trafiły tylko trzy osoby, niezbyt przejęte tym, że mają Cię za nowego lokatora. Jax odnalazł Cię po jakimś czasie, zapewne metodą prób i błędów, wchodząc do wszystkich baraków po kolei, zajmując łóżko nad Tobą. A broń lśniła.