Los Angeles
-
W domu było cicho, a po bardziej szczegółowych oględzinach okazało się, że zostałeś tu sam. Ani śladu Twoich dotychczasowych kompanów.
-
Westchnął.
- Cholera, nigdy nie może być za łatwo co? - szepnął do siebie, po czym powiedział już głośniej. - No dobra, to tylko dwadzieścia metrów, Nawet jak nas zauważą nie będzie to miało teraz większego znaczenia. - Odczekał mniej więcej tyle czasu ile miało im zająć przejście do bazy i po którym wóz pancerny miał wbić się w bramę. - Teraz, biegiem! - Powiedział do reszty i zaczął biec w stronę ogrodzenia. -
Będzie kiepsko, jak się okaże, że nie ma obu grup i został sam. Wyszedł z budynku i rozejrzał się.
-
Reich:
Dobiegliście tam bez problemu, a sądząc po odgłosach kanonady i kul odbijających się od metalu, Wasza dywersja także się sprawdziła.
Zoahn:
Rick stał przy uszkodzonej skrzynce pocztowej i palił papierosa, więc raczej wątpliwe, żeby wszyscy zdążyli uciec, gdy spałeś. -
Wyciągnął zawczasu linę z plecaka, po czym powiedział:
- Lawrence, podsadź nas. Potem przerzucimy ci linę z drugiej strony.
-
– Więc co teraz? – zapytał zanim podszedł do niego. – I siema czy coś.
-
Reich:
Pokiwał głową i ustawił się pod ogrodzeniem, układając odpowiednio dłonie. Dość sprawnie podsadził każdego z członków drużyny, aż po tej stronie ogrodzenia zostało tylko Was dwóch.
Zohan:
- Ta, powiedzmy. - odparł, jakoś nie był już tak wygadany, jak wcześniej. - Wychodzi na to, że mamy sprzeczne interesy. My dwaj wyruszamy dalej, oni zostają. Twój wybór, na co się zdecydujesz. -
– Ruszam z wami, chyba. – lepiej będzie jak dołączy do nich, bo większe prawdopodobieństwo jest, że trafi w Los Angeles na kogoś, komu zaszedł za skórę przed apokalipsą. – Tak, ruszam.
-
Postawił zdrową nogę na wyciągniętej dłoni po czym wybił się do góry, przerzucając ciało przez ogrodzenie i szykując się na przyjęcie upadku, bo nie spodziewał się, że ze sztuczna noga uda mu się miękko wylądować
-
Zohan:
- Skąd taka decyzja?
Reich:
Miękkie lądowanie to faktycznie nie było, ale przy tym też obyło się bez tragedii. Pozostaje tylko rzucić linę ostatniemu członkowi drużyny i ruszać dalej. -
Szybko pozbierał się, przerzucił linę na drugą stronę, a drugi koniec dał swoim ludziom, aby trzymali. Sam wyciągnął pistolet i omiótł wzrokiem okolicę, sprawdzając co się dzieje.
-
Zawahał się przed odpowiedzią, ale stwierdził, że powie:
– Zalazłem paru ludziom za skórę przed wszystkim. – parudziesięciu tak naprawdę. – I lepiej, żebym ich nie spotkał, bo powieszą mnie za jaja. – bycie w gangu ma swoje plusy, ale niestety robi się wrogów na lewo i prawo oraz dużo większe prawdopodobieństwo jest, że się ich spotka w mieście, w którym się działało przez ten czas. -
Reich:
Nawet jeśli Was zauważono, a to bardziej niż pewne, jeśli kamery nie były atrapami, to nikt nie śpieszył się, aby pozbyć się Was, dywersja drugiej drużyny i bandy z pojazdem zrobiła wystarczająco dużo, teraz oni byli głównym zmartwieniem tych ludzi na posterunku. Brakujący członek ekipy szybko do Was dołączył, a wszyscy sięgnęli po broń i ją odbezpieczyli, czekając na rozkazy lub pojawienie się wrogów.
Zohan:
- Zawiść to chyba jedyne uczucie, którego człowiek może być pewny. Gdy zaczął się ten burdel, empatia, miłość czy przyjaźń zanikały, a nienawiść do bliźniego została. Ta, rozumiem Twoje wyjaśnienia. -
Jak na razie idzie nieźle
Gestem pokazał aby się ruszyli i zaczął ich prowadzić do wejścia budynku, gdzie pewnie znajdowały się archiwa. -
– Zaczepiamy o jakiś punkt nim wyruszymy? I w którym kierunku wyruszymy?
-
Reich:
Wejście znajdowało się zapewne w okolicy frontu posterunku, na jego przedzie, a więc tam, gdzie pozostali robili dywersję. Mogłeś spróbować swoich sił w przebijaniu się tam, ale znalezienie innej drogi też nie brzmi tak źle.
Zohan:
- Byłeś kiedyś w Las Vegas? -
– Kiedyś. Miałem wtedy z pięć albo sześć lat.
-
Trzeba działać szybko i z impetem. Na razie schował broń do kabury, zamiast tego chwycił w dłoń granat dymny, gdyby miał się przydać. Po tym zaczął kierować się na front budynku.
-
Zohan:
- To tak jakbyś nie był, bo pewnie nikt Cię do kasyna nie wpuścił. Teraz masz okazję.
Reich:
//No to w końcu idziesz tam, gdzie największa rozwałka, i odpuszczasz sobie ewentualne wejście tyłem, tak?// -
– A co dalej? Zostaniemy w LV i będziemy całe dnie przesiadywać w kasynie?