Pustynia Śmierci
-
Ten post został usunięty!
-
- A gdzie masz skarb, który kupiłeś za sprawną broń palną? Tutaj to niezły majątek, nawet nie wiesz, jak cenią się ci handlarze, którzy dysponują działającymi spluwami albo amunicją do nich.
-
— Tutaj. — Odpowiedział. Dumny jak paw, wyciągnął na stół prądnicę, którą zakupił za rewolwer.
-
Sądząc po zdziwionych lub ogółem niechętnych minach całej trójki, chyba spodziewały się czegoś zupełnie innego. Ale one nie znały się na muzyce tak jak Ty.
-
Od razu przystąpił do wyjaśnień:
— To cacko w kwadrans jest w stanie wyprodukować tyle energii, ile na mojej starej maszynce musiałbym kręcić przed dwie godziny. Chwila i masz, bierzesz prądu ile dusza zapragnie, słuchasz czego chcesz, grasz ile chcesz i gdzie chcesz. —// Jak podział atomu kocham, kończmy tą rozmowę, bo idzie ona jak krew z dupy. //
-
//Bo nie umiesz gadać z kobietami.//
Coś tam powiedziały, ale ostatecznie tylko dopiły drinki i wyszły, tłumacząc to tym, że muszą jeszcze się wyspać i odpocząć, nim będą miały kolejną zmianę. Tobie też by się to przydało. -
// Coś w tym jest. //
Tia. Odłożył butelkę, zabrał swoje graty i udał się do swojego pokoju, gdzie miał zamiar spać do rana.
-
Gdy wstałeś, za oknem był już dzień, ale ciężko określić, jaka była dokładnie pora, bowiem niebo zasnuły ciężkie, czarne chmury burzowe. Ze swoich wędrówek wiedziałeś, że burze przechodzą nad tymi terenami rzadko, z reguły raz na kilka lat, ale jak już lunie, to porządnie. Gdyby nie to, że ekosystem prawie w całości poszedł się jebać, dałoby to jakieś szanse na powrót normalnej flory i fauny.
-
Akurat murzyn nie martwił się o sprawy natury. Wiedział, że świetnie sobie radzi bez ingerencji człowieka. Gorzej będzie z tym całym pseudo-miasteczkiem. Kto wie czy trochę mocniejszy wiatr nie połamie budynków jak zapałki? W końcu nawet przed tym całym cholerstwem z wirusem domy poddawały się huraganom i wichurom.
-
Wiatr musiałby być naprawdę mocny, a to raczej się nie zdarzy, spodziewać się możesz bardziej burzy i piorunów, niż porywistego wiatru.
-
Czyli nie spotka ich nic groźnego. Wyszedł z pokoju i zszedł na dół, do baru. Był tam już ktoś?
-
Jak zawsze barman. Miałeś wrażenie, że Hugh zajmował się tu wszystkim, z wyjątkiem wyrzucania awanturujących się klientów, od czego miał jakiegoś wykidajłę.
-
Ale kiedy ten białas spał? Oto jest pytanie. Dosiadł się do kontuaru.
— Siema, Hugh. Albo Hu’? Hu’ brzmi lepiej, nie sądzisz? —Zaczął gadać od rzeczy, jak to miał w zwyczaju. -
- Nie. - uciął mrukliwie barman, chyba nawet bardziej szorstko niż zwykle. - Nudzi Ci się? Bo jak tak, to ja Ci robotę znajdę, nie martw się.
-
— Właśnie o to przychodzę. — Ciemnoskóry uśmiechnął się wrednie. Musiał czymś zająć ręce, ale nie mogła być to gitara. Kochał grę ponad wszystko, ale jego palce potrzebowały odpoczynku. Na pustyni grywał rzadko i krótko, bo muzyka zwykle ściągała wszystko co złe, a tutaj od razu przerzucił się na długotrwałe występy. Opuszki musiały stwardnieć, przyzwyczaić do częstszego szarpania strun.
-
- Najpierw możesz złapać za miotłę, a potem mop. Jak skończysz, to znajdę inny sposób, żeby utrudnić Ci życie.
-
— Ay ay, Hu’ — Kpiąco zasalutował, po czym zabrał się za szukanie miotły.
-
Odnalazłeś ją bez trudu, zamiatanie lokalu też do trudnych nie należało, ale było dość nużące. Podobnie jak mycie podłóg. Ale w końcu skończyłeś, a Hugh skinął na Ciebie i wyszedł z baru.
-
Zohan:
Podróż na piechotę z Los Angeles do Las Vegas jest nie tylko męcząca, ale i długa. Zwłaszcza, że po drodze musieliście odganiać od siebie pomniejszy bandy degeneratów wszelkiej maści, pokątnych handlarzy i grupy Zombie. Ale w końcu dotarliście w bardziej przyjazne rejony Pustyni Śmierci, gdzie wciąż trzymały się uzbrojone po zęby załogi posterunków Z-Com i regimentów Armii Światowej, a tu zagrożenie było o wiele mniejsze. Tutaj też znajdowało się miejsce, do którego prowadził Was Rick.
- Gniazdo Tułacza. - wyjaśnił Ci, najwidoczniej znając to miejsce dość dobrze. - Nasz pierwszy, i zapewne ostatni, punkt na drodze do Las Vegas. -
– Pierwszy i ostatni? Wolę nie zagrzewać tu miejsca, bo jeszcze się przyzwyczaję. Potem znowu na piechotę czy jest jakiś transport? – zapytał.