Dzikie Pogranicze
- 
- Płacą nam za ochronę tych ziem, a obawiam się, że atak na karawanę odbył się właśnie na nich. - powiedział dowódca żołnierzy, pocierając się po kilkudniowym zaroście na brodzie w zamyśleniu. - Dlatego możemy dać Wam schronienie na noc, nakarmić, napoić i dać zapasy na dalszą drogę, jeśli przemilczycie, gdzie odbył się ten atak. Umowa stoi? 
- 
– Stoi. Ale zajmiecie się nim, prawda? – spojrzał na rannego, który spoczywa na plecach Leifa. 
- 
- Zrobimy co możemy, ale i tak powinniście udać się z nim do medyka z prawdziwego zdarzenia w jakimś mieście. - odparł i otworzył drzwi do strażnicy. - Wchodźcie, niedługo zapadnie zmrok, a zostanie wtedy na zewnątrz to bardzo zły pomysł. 
- 
– Miejcie oczy dookoła głowy i nasłuchujcie. – powiedział szeptem do Krasnoluda i Leifa, a następnie wszedł do strażnicy. 
- 
Twój kompan kiwnął głową, a Krasnolud jedynie prychnął, był zbyt nieufny, żeby nie wpaść na to, co mu właśnie doradziłeś. 
 W środku nie było wiele miejsca, jedynie proste komnaty z piętrowymi łóżkami dla żołnierzy, nieco większa izba pełniąca miejsce stołówki, kuchni i pokoju do odpoczynku pomiędzy wartami, a reszta nie była Wam przeznaczona, jak choćby zbrojownia, lochy czy szczyt wieży, gdzie znajdowało się stanowisko obserwacyjne dla wojowników. Was zakwaterowano w jednej z izb mieszkalnych, najwyraźniej pustej, bo nie było tu nic, co świadczyłoby o tym, że dzielicie ją z jakimkolwiek żołnierzem.
- 
//Leif dalej ma tego człowieka na plecach czy go gdzieś odstawił?// 
- 
//Skoro macie do dyspozycji piętrowe prycze, to na logikę chyba jasne, że go na niej położył, zamiast dalej dźwigać, co nie?// 
- 
//Myślałem, że go odstawili do medyka czy coś.// – Połóż go. – rozkazał Leifowi, a gdy ten już to zrobił, to rzucił okiem na rannego. 
- 
Jego stan zdawał się nie pogarszać ani nie poprawiać od chwili, kiedy został zraniony, ale powiedzieć to na pewno mógłby jedynie jakiś medyk o odpowiednich kwalifikacjach. 
- 
Usiadł na podłodze i czekał, aż przybędzie ktoś, kto się nim zajmie. Nie wini siebie za jego stan i teraz zbytnio go wiele nie obchodzi. Gdyby nie zaczęli walczyć, to jeden by żył, a drugi nie miałby uszkodzonej ręki. 
- 
Leif usiadł na jednym z łóżek, a Krasnolud naprzeciwko Was, opierając głowę na toporze, choć wciąż patrzył na Was nieufnie. Nie zmieniło się to nawet w chwili, gdy dwaj żołnierze zabrali stąd rannego, aby się nim zaopiekować. 
- 
– Leif, idź spać. Zasługujesz na sen. 
- 
Nie miał zamiaru kwestionować Twojej decyzji, więc od razu położył się na plecach i zamknął oczy, choć wątpiłeś, żeby rzeczywiście spał, prędzej udawał lub lekko drzemał, gotów w każdej chwili zareagować, gdyby Krasnolud postanowił jednak Was zaatakować, w końcu był dość nieprzewidywalny, a Wy nawet nie wiedzieliście, o co chodziło w całej tej aferze. 
- 
– Może nie powinienem pytać, bo to nie moja sprawa, ale o czym tak dyskutowaliście i wyrwaliście się w trójkę, gdy zrobiło się gorąco? – zapytał Krasnoluda dopiero po jakimś czasie, gdy Leif się położył. 
- 
- Karawana to był tylko środek transportu, mieliśmy gdzieś, co się z nią stanie. Tu i tak mieliśmy się odłączyć, a ten atak Zielonoskórych był nam tylko na rękę. - wyjaśnił, choć dość mętnie, brodacz. 
- 
– Sprytnie. I po co się pchaliście w tą dzicz? – drąży dalej. Może dowie się czegoś ciekawego o nich? 
- 
- Mieliśmy zabrać coś z jednej jaskini, cholera wie co. Grunt, że płacili z góry. I to dużo. Ale nie licz, że powiem Ci coś więcej, bo ja jestem słowny Krasnolud, jak tylko mojego kompana podleczą, od razu tam pójdę i zabiorę przesyłkę. A jak będziecie próbowali mnie śledzić, to tym razem nie dam się ugłaskać i obetnę obu łby. 
- 
– Skoro zapłacili dużo, to musi być to coś cennego lub to zadanie jest niebezpieczne. Albo zwykła podpucha i ktoś chce was wykorzystać i to w niekoniecznie przyjemny sposób. Czemu ktoś miałby ukryć przesyłkę w jaskini, a nie po prostu zakopać pod jakimś drzewem lub pod głazem? Tyle opowieści słyszało się o magach, wampirach, nekromantach, że mnie by nie zdziwiło gdybym wpadł w szpony jakiegoś szaleńca, który ukrył się w jaskini. 
- 
- Mów co chcesz, ja i tak tam pójdę, a Ty nawet nie próbuj mnie śledzić. 
- 
– Najwyżej skończysz z rozgrzanym pogrzebaczem między pośladkami, czego nikomu nie życzę. 
 

