Dzikie Pogranicze
-
O ile ci żołnierze ich nie zabiją. Zaryzykował i poszedł w kierunku owej wieży.
-
A wraz z Tobą pozostali. Strażnica była tym, czym wydawała się od początku: Kamienną, kwadratową wieżą, zwieńczoną kwadratowym dachem, na któym były też blanki i łucznicy, celujący do Was ze swojej broni. Na zewnątrz było tylko kilku żołnierzy, odzianych w skórzane kaftany lub kolczugi oraz jakieś tam hełmy. Na wyposażeniu mieli noże, włócznie, tarcze z drewna i jednoręczną broń, głównie proste miecze, pałki czy topory. Nie nosili na sobie żadnego emblematu, który świadczyłby o tym, że przynależą do jakiejś frakcji. Byli to zapewne żołnierze jednego z lokalnych włodarzy lub wolnych miast, a nie któregoś z verdeńskich bądź nirgaldzkich państw.
Nie zaatakowali Was, ale przerwali wszystko, co robili do tej pory, chwytając za broń i przyjmując pozycje obronne. Głównym zagrożeniem byli tu dzicy Orkowie, zwierzęta, potwory i bandyci, Wy pasowaliście tylko do tej ostatniej kategorii.
- Kim jesteście i czego tu chcecie? - zapytał jeden z żołnierzy. -
– Nic nie gadaj. Ja się tym zajmę. – powiedział szeptem do krasnoluda. – Najemnicy, którzy uszli z życiem przed atakiem Orków. – zwrócił się do żołnierza. – Szukamy schronienia i chcemy opatrzyć rany naszego rannego towarzysza. – nie powiedział rzecz jasna, że to on sam przyczynił się do obecnego stanu rannego.
-
- A gdzie zostaliście napadnięci? - zapytał, przyjmując nieco spokojniejszy ton i postawę. Pewnie chciał wiedzieć, jak blisko może znajdować się zagrożenie i czy opłacałoby się wysłać tam kogoś, kto mógłby przeszukać wozy zaatakowanej karawany, służba na pograniczu była niebezpieczna, a dawali za nią psie pieniądze, nic dziwnego, że każdy kombinował jak mógł, byleby tylko zarobić.
-
– Po środku niczego, jakiś dzień marszu stąd. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
-
- Co przewoziliście i czy ocalał ktoś jeszcze?
-
//było gdzieś w ogóle wspomniane, co było przewożone?//
-
//Nie, więc możesz mu powiedzieć, że dla kupca do wozu nie zaglądałeś, bo nie za to Ci płacił. Albo zwyczajnie coś wymyślić.//
-
– Nie wiem, co było w tej karawanie, płacono nam tylko za jej ochronę. Nie wiem czy ktokolwiek ocalał, bo uciekliśmy, gdy zaczęło się robić naprawdę gorąco.
-
- Płacą nam za ochronę tych ziem, a obawiam się, że atak na karawanę odbył się właśnie na nich. - powiedział dowódca żołnierzy, pocierając się po kilkudniowym zaroście na brodzie w zamyśleniu. - Dlatego możemy dać Wam schronienie na noc, nakarmić, napoić i dać zapasy na dalszą drogę, jeśli przemilczycie, gdzie odbył się ten atak. Umowa stoi?
-
– Stoi. Ale zajmiecie się nim, prawda? – spojrzał na rannego, który spoczywa na plecach Leifa.
-
- Zrobimy co możemy, ale i tak powinniście udać się z nim do medyka z prawdziwego zdarzenia w jakimś mieście. - odparł i otworzył drzwi do strażnicy. - Wchodźcie, niedługo zapadnie zmrok, a zostanie wtedy na zewnątrz to bardzo zły pomysł.
-
– Miejcie oczy dookoła głowy i nasłuchujcie. – powiedział szeptem do Krasnoluda i Leifa, a następnie wszedł do strażnicy.
-
Twój kompan kiwnął głową, a Krasnolud jedynie prychnął, był zbyt nieufny, żeby nie wpaść na to, co mu właśnie doradziłeś.
W środku nie było wiele miejsca, jedynie proste komnaty z piętrowymi łóżkami dla żołnierzy, nieco większa izba pełniąca miejsce stołówki, kuchni i pokoju do odpoczynku pomiędzy wartami, a reszta nie była Wam przeznaczona, jak choćby zbrojownia, lochy czy szczyt wieży, gdzie znajdowało się stanowisko obserwacyjne dla wojowników. Was zakwaterowano w jednej z izb mieszkalnych, najwyraźniej pustej, bo nie było tu nic, co świadczyłoby o tym, że dzielicie ją z jakimkolwiek żołnierzem. -
//Leif dalej ma tego człowieka na plecach czy go gdzieś odstawił?//
-
//Skoro macie do dyspozycji piętrowe prycze, to na logikę chyba jasne, że go na niej położył, zamiast dalej dźwigać, co nie?//
-
//Myślałem, że go odstawili do medyka czy coś.//
– Połóż go. – rozkazał Leifowi, a gdy ten już to zrobił, to rzucił okiem na rannego.
-
Jego stan zdawał się nie pogarszać ani nie poprawiać od chwili, kiedy został zraniony, ale powiedzieć to na pewno mógłby jedynie jakiś medyk o odpowiednich kwalifikacjach.
-
Usiadł na podłodze i czekał, aż przybędzie ktoś, kto się nim zajmie. Nie wini siebie za jego stan i teraz zbytnio go wiele nie obchodzi. Gdyby nie zaczęli walczyć, to jeden by żył, a drugi nie miałby uszkodzonej ręki.
-
Leif usiadł na jednym z łóżek, a Krasnolud naprzeciwko Was, opierając głowę na toporze, choć wciąż patrzył na Was nieufnie. Nie zmieniło się to nawet w chwili, gdy dwaj żołnierze zabrali stąd rannego, aby się nim zaopiekować.